Puk! Puk!
— Proszę.
Znajomy głos dyrektora odezwał się zza drzwi. Chwyciłam za klamkę i weszłam do środka pierwsza.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry — powtórzył za mną Harry.
— Miło was widzieć — Dyrektor spojrzał na nas zza biurka, stawiając kropkę na pergaminie. Uniósł różdżkę, machnął nią i mgiełka białego dymu rozproszyła się po gabinecie.
— Syriuszu, możesz już przyjść.
Moje serce podskoczyło do gardła. Ojciec zszedł po drewnianych schodach prowadzących na antresolę otaczającą poddasze wieży, w której mieścił się gabinet dyrektora. Wyglądał lepiej, nie był już tak wychudły, miał też nieco krótsze włosy i o wiele czystszą szatę.
— Syriusz — krzyknął Harry i pobiegł mu na spotkanie, po czym objął go jak własnego ojca.
Zmieszałam się lekko, poczułam uczucie zazdrości i zaraz zganiłam się za nie w duchu.
— Cześć Harry, witaj. — Poklepał go po plecach po ojcowsku.
— Och, wybacz — powiedział Harry, odsuwając się od niego i patrząc na mnie.
— Wszystko w porządku — powiedziałam, a mój głos brzmiał jakoś inaczej, sama zdziwiłam się jego barwą. — Cześć tato — powiedziałam i podeszłam do niego.
Rozłożył niepewnie ramiona, na moje powitanie, tak jak zrobił to w przypadku biegnącego do niego Harry'ego, lecz teraz zrobił to, będąc jak gdyby mniej pewny siebie.
Podejdź do mnie Kekasmai, proszę. — usłyszałam jego głos, chociaż on wcale nie poruszał ustami.
Uścisk w gardle i szybsze bicie serca nie pozwoliły mi odezwać się ani słowem. Podeszłam bliżej i przytuliłam się do ojca. Pierwsze co poczułam to jego ciepłe dłonie na moich plecach i usta na czubku głowy. Tata pachniał wiatrem, nie mogłam zidentyfikować tego zapachu inaczej, tak właśnie odczuwałam wiatr, świeżość, czystość, wolność.
— Córeczko — głos mu zadrżał — tyle lat na to czekałem, tyle lat.
— Każda rodzina ma swoją historię. Najpiękniejsze jest to, że te historie są nakreślone na piasku, a nie wykute w granicie. To cudowne – ponieważ możemy je zmieniać. — powiedział Dumbledore — możecie swobodnie rozmawiać, nikt zza drzwi was nie usłyszy, ani nikt oprócz mnie nie wejdzie. Pójdę teraz na spacer po zamku, mam kilka zaległych rozmów z czarodziejami w obrazach. Syriuszu, wracam kwadrans przed kolacją.
— Dziękujemy dyrektorze — powiedzieliśmy wspólnie.
Gdy drzwi zamknęły się za dyrektorem, tata powiedział:
— Tak się cieszę, że was widzę, Harry wybacz, że nie odpowiedziałem nadal na Twój list, ale Hedwiga, miała spory problem z odnalezieniem mnie, ciągle byłem w ruchu, nie jej wina, zaraz wszystko wam wyjaśnię.
Usiedliśmy na schodach i słuchaliśmy o tym, jak to tata wyprowadzał w pole ministerstwo ostatnimi czasy. Zahaczył nawet o Irlandię, by tam pokazać się celowo mugolskiej policji, obecnie nikt nie ma pojęcia, gdzie jest. W ostatnich dniach widziano go w co najmniej sześciu różnych miejscach znacznie od siebie oddalonych, jednak panika mugoli nadal działa na jego korzyść, widzą go w wielu różnych zupełnie mężczyznach, mugolach, którzy po prostu są nieco podobni, co daje mu sporą swobodę.
— Najczęściej poruszam się nadal w postaci psa, najbezpieczniej. Chwilowo nawet jedna rodzina wzięła mnie pod swój dach, ale po trzech dniach dałem nogę, psia karma jest paskudna.
Zaśmialiśmy się.
— Harry, pisałeś o twojej bliźnie, to jest ostatnia z całej serii dziwnych pogłosek, które do mnie dotarły. Jeśli rozboli cię znowu, idź prosto do Dumbledore'a — wiem, że ściągnął z emerytury Szalonookiego, a to oznacza, że trafnie odczytuje różne znaki, choć poza nim nikt nie zwraca na nie uwagi. Niebawem ruszę na północ, tam postaram się dowiedzieć więcej, przynajmniej mam taką nadzieję, że tam dowiem się więcej.
— Syriuszu to niebezpieczne, może lepiej zostań w ukryciu, to nie jest warte narażania Cię na złapanie przez pracowników ministerstwa.
— Spokojnie Harry, jako pies, nie wzbudzam żadnych nawet najmniejszych podejrzeń, a czarodzieje, lubią kłapać ozorem, nie bacząc o dziwo na zwierzęta, nie doceniają ich.
— A myślisz, że Voldemort wróci? — dopytywał Harry.
— Dlaczego tak uważasz?
— W ubiegłym roku, tej nocy, gdy Glizdogon uciekł, jeszcze wcześniej, po zajęciach profesor Trelawney zrobiła się taka... bardzo, bardzo dziwna. Głos jej zgrubiał, oczy stanęły w słup i powiedziała, że sługa Voldemort'a wyruszy do niego przed północą... i że ten sługa pomoże mu odzyskać dawną moc. Profesor Dumbledore sądzi, że to jej druga prawdziwa przepowiednia.
— Cóż, biorąc pod uwagę pogłoski i tę przepowiednię... tak, niestety sądzę, że wróci, dlatego też pewnie Dumbledore ściągnął Szalonookiego Moody'ego, on nie jest tak szalony, jak sądzą i Dumbledore, dobrze o tym wie. Dlatego proszę was, miejcie oczy i uszy otwarte, uczcie się pilnie i wypatrujcie znaków, jeśli Voldemort ma wrócić, to z pewnością będą jakieś zwiastuny zapowiadające jego powrót.
— Jak ten mroczny znak — wtrąciłam smętnie.
— Tak. Ten znak to jeden z nich.
Spojrzałam dyskretnie na zegar, był już kwadrans po siedemnastej, spojrzałam też na Harry'ego, a ten zrozumiał, że chciałabym pobyć z ojcem sama, chociaż na chwilę.
— Syriuszu, ja pójdę już, macie pewnie o czym rozmawiać. Mam nadzieję, że szybko się znów zobaczymy i proszę, uważaj na siebie.
— Dobrze Harry, Ty również uważaj i bądź czujny.
— Jasne. Na razie.
Przez moment panowała cisza, a potem...
— Cassie...
— Tato...
Powiedzieliśmy wspólnie i wymieniliśmy uśmiechy. Zamilkłam, więc on podjął jeszcze jedną próbę.
— Cassie, córeczko, tyle chciałem Ci powiedzieć, o tak wiele spytać. Całymi dniami i nocami, wyobrażałem sobie nasze spotkanie a teraz... teraz nawet nie chce już nic wiedzieć, chcę nawet w ciszy, byle z Tobą cieszyć się tym, że jesteś tu ze mną, nareszcie po tylu latach.
W moich oczach na te słowa ojca zakręciły się łzy.
— Tatusiu — powiedziałam i założyłam mu ręce na szyję, łzy popłynęły mi z oczu. Nie ukrywałam wzruszenia, poczułam się taka kochana, taka bezpieczna w jego silnych ramionach, że nic nie mogło zakłócić teraz mojego spokoju.
— Moja córeńka. Moja mała Kekasmai, byłaś wtedy taka maleńka, gdy ostatni raz trzymałem Cię w ramionach i płakałaś, tak jak teraz; nie rozumiałaś jeszcze, co się stało, nie wiedziałaś, że ostatni raz widzisz matkę, czujesz jej zapach, oboje nie wiedzieliśmy, że przyjdzie nam się rozstać na te koszmarne dwanaście lat.
Usiadłam z głową opartą na ramieniu ojca i słuchałam, a ten gładził moje dłonie.
— Tego przeklętego dnia, gdy zorientowałem się, gdzie znajdę Petera, polecieliśmy pod dom Potterów, wylądowaliśmy od strony ogrodu, Voldemort właśnie tam był, chciałem ukryć Cię i walczyć, ale wiedziałem, że nie mam szans, a Twoja matka, nigdy by mi nie wybaczyła, gdybyś straciła nas oboje. Trzymałem Cię w ramionach, gdy on zabijał ich... wszystkich... gdy zniknął, zabrałem Cię, rozpłakaną na motor, ogłupiały, zostawiłem tam Harry'ego odleciałem, żeby lot Cię uspokoił, zawsze przy tym zasypiałaś, jednak nie tym razem. Wtedy było inaczej, wszystko się zmieniło, jakbyś sama zrozumiała, co właśnie się stało.
Gdy się zorientowałem, że Harry został tam sam, wrócił mój rozum i my wróciliśmy. Weszliśmy do ruin ich domu, może nie było to odpowiedzialne, ale twoja matka była wciąż ciepła, wyglądała jakby spała, śmierć, nie zdołała zatrzeć jej piękna. Wyglądała jak żywa, jedynie śpiąca, niepokonana. Jej różowe usta nadal były delikatne i miękkie, kiedy złożyłem na nich ostatni pocałunek, schylając się z Tobą na ręku. Pożegnałem Twoją matkę, serce pękło mi na pół, a Ty przestałaś płakać, czując jej zapach. Pachniała... tak cudownie pachniała lawendą, kochała ją. Gdy tylko uklęknąłem przy niej, roznosił się zapach jej perfum, momentalnie się uspokoiłaś i zasnęłaś. Na jej bladej jak twoja twarzy, nadal nic się nie zmieniło. Przysiągłem sobie wtedy, że ją pomszczę, że tę rękę, która dzierżyła różdżkę, odetnę Voldemortowi, chociażby miała być to ostatnia rzecz, jaką zrobię w moim życiu. Nie chciałem zostawić ich ciał, ciał przyjaciół i Twojej pięknej matki, ale musiałem zadbać o Ciebie. Pożegnałem więc ich. Pożegnałem Cię z Twoim chrzestnym ojcem Jamesem i przy wyjściu spotkałem Hagrida, który przybył po Harry'ego. Nie wiedziałem co robić, nie byłem w stanie myśleć zbyt logicznie, wiedziałem, że to mnie będą podejrzewać. Wiedziałem, że Hagrid nie wie, o tym, że ja miałem być strażnikiem tajemnicy. Byłem zrozpaczony, a on mnie pocieszał, mówiłem mu: „Daj mi Harry'ego, jestem jego ojcem chrzestnym, zajmę się nim i moją córką". Ale on powiedział, że dostał rozkazy od Dumbledore'a i mówi: „Nie, Dumbledore powiedział, że Harry ma być u ciotki i wuja" bałem się o niego, w końcu uznałem, że oddam mu mój motor, nie będzie mi już potrzebny, a wiązało się z nim za wiele wspomnień z Twoją matką, które już nie pozwoliłyby mi cieszyć się lotami na nim jak przedtem, a Hagrid dzięki niemu mógł szybko i bezpiecznie dostarczyć Harry'ego do zamku.
Chociaż Voldemort został pokonany, wielu śmierciożerców dalej siało zamęt. Peter ukrył się, ale ja już wiedziałem, że on jest zdrajcą. Chciałem się zemścić za śmierć przyjaciół i Twojej matki, w tym celu śledziłem Glizdogona. Gdy go znalazłem, on wyczuwając porażkę, wyczarował eksplozję, która zabiła dwunastu mugolskich gapiów. A następnie, aby zrzucić winę na mnie, swojego przyjaciela, odciął jeden ze swoich palców jako dowód, oraz używając zdolności animaga, zmienił się w szczura, uciekł. Stałem na środku ulicy z Tobą na rękach, krzyczałem, śmiałem się i płakałem jednocześnie, nadmiar emocji prawdopodobnie ogłupił mnie chwilowo... nie byłem w stanie zająć się na ten czas ani sobą, ani tym bardziej Tobą. Chwilę później zostałem aresztowany pod zarzutem zabicia dwunastu mugoli oraz Petera. Kolejnym zarzutem było zdradzenie Voldemortowi lokalizacji Potterów, a także usługiwanie mu. To nic, że nie miałem na przedramieniu jego znaku i tak uznano mnie za jego sługę. Zostałem wysłany do Azkabanu, bez procesu i tam spędziłem dwanaście lat w izolatce. Podczas aresztowania błagałem o rozmowę z Dumbledorem, zgodzili się, poprosiłem go jedynie, by zaopiekowano się Tobą i Harrym, prosiłem, żeby gdy nadejdzie czas, przekazał Ci klucz do skrytki mojej i twojej matki, żeby zabrał go z naszego domu i tak zrobił. Pettigrew po tym zdarzeniu zaczął się ukrywać jako szczur u rodziny Weasley'ów. Gdy uciekłem z Azkabanu. Ministerstwo uważało, że chciałem dopaść Harry'ego i Ciebie, ponieważ słyszeli, jak przez sen mówiłem, że jest w Hogwarcie i martwiłem się o Harry'ego i Ciebie. Uważali, że ja sądzę, iż zabicie Harry'ego spowoduje powrót Voldemorta do pełnej mocy. Idioci. Niewielu jest jego tak zawziętych przeciwników, jak ja. — Zamilkł na chwilę. — Teraz wiesz już wszystko. Zabrano nam tak wiele czasu, wiem, że ciężko Ci będzie przekonać się do mnie, ale... ja nigdy nie przestałem Cię kochać, nie mógłbym. Nie przestałem wierzyć w to, że jeszcze Cię zobaczę i będę mógł być ojcem, na jakiego zasługiwałaś.
Nie mogłam wydusić słowa, płakałam. Płakałam od pierwszego do ostatniego słowa wypowiedzianego przez ojca. Jedyne co mogłam to wtulić się w niego z miłością, która wypełniła mi serce po brzegi. Czułam, że emocje mnie zalewają, ból, lęk, cierpienie, złość, miłość, rozpacz, strach, żal... wszystko to mieszało się i otaczało mnie z każdej strony. Minęło kilka minut, nim odzyskałam głos.
— Tato, zrobię wszystko, byś odzyskał dobre imię, byśmy mogli być rodziną i mieszkać razem, Ty ja i Harry. Słyszałam waszą ostatnią rozmowę, bardzo chciałabym zamieszkać z Tobą, gdziekolwiek, byle z Tobą.
![](https://img.wattpad.com/cover/348371266-288-k931634.jpg)
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 4
FanfictionCassandrę czeka bardzo szalony i trudny rok, czy miłość pokona wszystko, nawet klątwy i uroki?