36. Nic dla mnie nie znaczyłeś

43 5 0
                                    

W tym samym czasie.

Przy śniadaniu w drugi dzień świąt Ron i Harry opowiedzieli Hermionie o podsłuchanej rozmowie między madame Maxime i Hagridem, ale nie była wcale tak zszokowana, jak Ron, gdy się dowiedziała, że Hagrid jest pół olbrzymem.

— Od dawna to podejrzewałam — oświadczyła, wzruszając ramionami. — Wiedziałam, że nie może być olbrzymem czystej krwi, bo one mają ze dwadzieścia stóp wzrostu. Ale te wszystkie histeryczne opowieści o olbrzymach uważam za mocno przesadzone. Przecież nie wszystkie olbrzymy muszą być takie okropne. Ludzie mają takie same uprzedzenia wobec wilkołaków. To po prostu brak tolerancji, nie sądzicie?

Ron miał najwyraźniej ochotę powiedzieć coś zjadliwego, ale chyba nie chciał wywołać nowej kłótni, bo tylko pokręcił powątpiewająco głową. Hermiona właśnie nakładała sobie jajka w koszulce na talerz, gdy wylądował na niej mały papierowy ptaszek. Otworzyła go i pisnęła przerażona.

— Harry, to od Cassie!

Harry spojrzał na kartkę.

— Na Merlina, o co chodzi?

— Lecę do Sama, może on będzie wiedział, a jeśli nie to i tak nam pomoże, a Ty idź do lochów, czekaj na nas.

Hermiona wybiegła z Wielkiej Sali i wparowała do pokoju Sama, który nadal smacznie spał i zerwał się dopiero na dźwięk raptownie otwieranych drzwi.

— Co... co jest? Co się dzieje? Która godzina?

Wstał, spojrzał na stolik, przebiegł wzrokiem po kartce.

— Sam, coś się dzieje z Cassie!

Hermiona wepchnęła mu w dłoń karteczkę od Ślizgonki.

— Lecę po dyrektora zaczekaj na mnie w lochach.

Sam wybiegł i zbiegając po kilka schodów, wpadł do Wielkiej Sali, tam szybko, lecz nie biegnąc, podszedł do dyrektora, szepnął coś do niego, po czym ten wstał i wyszedł z nim pospiesznie.

— Gdzie Sam?! — spytał Harry, widząc samą Hermionę.

— Pobiegł po dyrektora, mam tu zaczekać — wysapała, trzymając się za bolący bok, dostała zadyszki i strasznej kolki.

Ledwie skończyła mówić, zjawił się Sam i dyrektor.

— Harry, wróć na śniadanie — polecił ostro dyrektor.

— Panno Granger, pani pójdzie z nami.

Harry bardzo chciał się sprzeciwić, lecz ostry ton dyrektora nie pozwolił mu na to.

— Madame Davino, proszę nas wpuścić. Sanguis Draconis — powiedział Dyrektor, a obraz natychmiast ustąpił.

— Chłopcze wiesz może co to za zamieszanie, o co chodzi?

— O moją kuzynkę Cassandrę, nie wiem, co się dzieje, ale chyba potrzebuje pomocy.

— Cassandra Clarke? Ta metamorfomag i Inetka?

— Tak, zna ją pani?

— Och na Merlina, jasne, że znam, co też się jej przydarzyło? Biedna delikatna dziewczyna, och...

Madame Davina zaszlochała i odeszła w las, który był za jej plecami.

Harry wściekły wrócił do Wielkiej Sali.

Hermiona weszła za dyrektorem i Samem do pokoju wspólnego Ślizgonów, nie miała chwili, by się rozejrzeć, jednak czuła, że wiele osób, które były w dormitorium podejrzanie na nią patrzy. Byli zdziwieni obecnością dyrektora, który już schodził do dormitorium dziewcząt.

Nie mam siły oddychać, nie mam siły, by żyć, nie chcę oddychać, nie chcę czuć, nie chcę bez niego.
Przypomniałam sobie słowa Sama o wyłączaniu emocji... Wiedziałam, co muszę zrobić, by przeżyć, byłam świadoma i całkowicie pewna swojej decyzji. Wstałam, chwyciłam różdżkę w trzęsące się dłonie i powiedziałam „Mutus", po czym straciłam przytomność a ostatnim co słyszałam było głośne Alohomora!

Drzwi ustąpiły po zaklęciu dyrektora a ich oczom ukazał się obraz upadającej na ziemię Cassie. Hermiona podbiegła do niej i w ostatniej chwili uchroniła jej głowę od uderzenia o kant szafki nocnej. Sam zajęczał głośno i upadł na kolana, łapiąc się za głowę. Hermiona przyłożyła dłoń do ust, widziała, że chłopak bardzo cierpi. Dyrektor spoglądał to na niego to na Cassie.

— Samuelu?! Samuelu, spójrz na mnie, musisz się cofnąć, proszę, musisz się odsunąć od drzwi.

Sam z ogromnym cierpieniem na twarzy powoli na kolanach wycofał się, jednak to nie zdało się na wiele, kolejny jęk, nieco cichszy, lecz równie przeraźliwy. W dormitorium zebrał się już tłum dziewcząt, a i wielu chłopców przeciskało się, chcąc zobaczyć, co się dzieje.
Sam chwycił w dłoń różdżkę i uniósł ją, jak dalece zdołał.

— Insensibilis — jęknął.

Chwilę później przestał drżeć na całym ciele, usiadł na podwiniętych nogach, uspokoił się nieco i wstał.

— Już w porządku dyrektorze to tylko ogromna kulminacja uczuć, nigdy jeszcze tego nie doznałem na taką skalę, przepraszam za zamieszanie.

— To nic, już w porządku?

— Tak, dziękuję.

— Możesz sprawdzić co z Cassandrą?

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz