46. Sabat

31 3 0
                                    

Bezsenna noc zaowocowała bólem głowy, gdy o szóstej byłam już po prysznicu, podwójnym umyciu zębów i nałożeniu makijażu. (nie był on jakiś szczególnie subtelny, ale także nie jakiś przesadny). Włosy zostawiłam rozpuszczone, z zielonymi końcówkami, nieco inaczej niż na co dzień, jednak to wydało mi się odpowiedni na tę okazję. Zadbałam jeszcze tylko o to, by były stale wyprostowane. Na wszelki wypadek na nadgarstek nałożyłam cienką gumkę do włosów z metalowym wężem. Przeglądałam po raz setny szafę, szukając czegoś odpowiedniego na taką okazję, w końcu postawiłam na czarną sukienkę bez ramiączek, której koronka sięgała mi do kolan. Sukienka była marszczona na biuście i sznurowana gorsetem w talii. Do tego czarne sznurowane buty na obcasie. Wyglądałam dość dorośle, odważnie, ale to było całkiem w moim stylu, elegancko i z pazurem. Miałam nadzieję, że to odpowiedni strój, nie miałam żadnych wytycznych co do tego, ale na siebie i tak planowałam włożyć ciemnozielony płaszcz, ze sztucznym futerkiem na kapturze, rękawach i w obszyciu dolnym, który sięgał mi poniżej kolan, był piękny i w gotyckim stylu. Prezent świąteczny od babci i Felixa, jeszcze nie miałam go na sobie, ale wyglądał obłędnie. Byłam już gotowa do drogi, jeszcze tylko śniadanie i mogę ruszać. Mam nadzieję, że nie zwymiotuję z nerwów.
Gdy nadeszła pora śniadania mój żołądek zastrajkował, zacisnął się boleśnie, jednak zmusiłam się do zejścia, zabierając torebkę od państwa Parkinson i płaszcz. Wiedziałam, że po śniadaniu nie wrócę już do sypialni, tylko będę czekać na Sophie. Wyszłam do salonu, gdzie czekali na mnie Pansy, Blaise i Draco, który patrzył na mnie obojętnie, jednak jego uczucia były tak silne, że wiedziałam dokładnie, jak bardzo gotuje się od środka, nie był na mnie zły. Czuł złość, ale na siebie, widząc, jak wyglądam, sądząc zapewne, że to dla Sama. Przewróciłam oczami, spoglądając pod nogi i podchodząc do nich.

— I jak? Będzie ok, czy może inna kiecka? — Okręciłam się. — Nie za odważnie jak na spotkanie z sabatem?

— Co Ty, ta jest boska! — zachwyciła się Pansy.

— No, super wyglądasz.

— Dzięki Blaise.

Spojrzałam na Draco i usłyszałam jego myśli:

Dla mnie nigdy się tak nie ubrałaś.

Westchnęłam głęboko.

— Idziemy? — Spytałam, patrząc na parę przyjaciół.

— Jasne, a Ty co tak milczysz Draco, powiedziałbyś coś, no, chyba że odebrało Ci mowę.

— Skończ Blaise — odwrócił się i wyszedł, nie czekając na nas.

— Wczoraj ostatecznie zamknęłam rozdział Draco, raz na zawsze. Chciał jeszcze raz spróbować, ale się nie zgodziłam.

— Co?! — Pansy oczy mało nie wyszły z orbit — Mówiłaś, że może dałabyś mu szansę...

— Tak, ale zrozumiałam, że to nie ma sensu, chodźcie, pogadamy, jak wrócę.

Wchodząc na śniadanie, okazało się, że od razu stałam się tematem numer jeden do rozmów, ale starałam się o tym nie myśleć. Jedzenie mnie odrzucało, nie zdołałam nic przełknąć, patrzenie na zastawiony suto stół samo w sobie było męczące/ Wypiłam tylko kilka łyków soku i siedziałam jak na szpilkach. Kwadrans przed jedenastą wyszłam z Wielkiej Sali z przyjaciółmi, którzy zostali ze mną do czasu, aż dyrektor nie zaprosił mnie do siebie, pożegnałam się i poszłam z nim. Zanim odeszłam zobaczyłam jeszcze przygnębionego Draco wychodzącego z Wielkiej Sali, który spoglądał na mnie, jak wchodzę po schodach.
W gabinecie dyrektora razem ze Snapem czekała już Sophie.

— Dzień dobry — powiedziałam.

— Dzień dobry.

— Dziękuję Severusie, za dotrzymanie towarzystwa naszemu gościowi, proszę zwolnij dziś Cassie z zajęć.

— Oczywiście.

Snape ukłonił się lekko Sophie i wyszedł rzucając mi przychylne spojrzenie.

— Jesteś gotowa Cassandro?

— Tak.

— Podróżowałaś już za pomocą proszku Fiuu?

— Tak, miałam okazję.

— Znakomicie, więc nie traćmy czasu. Dyrektorze — skłoniła się lekko.

— Sophie — odkłonił się — liczę, że niebawem znów się zobaczymy.

Kobieta uśmiechnęła się i sypnęła proszek do kominka, po czym weszła w ogień, podając mi dłoń.
Gdy obie byłyśmy wewnątrz, powiedziała coś w języku łacińskim i wszystko się rozmyło, przymknęłam oczy, bo wnętrzności w moim odczuciu niebezpiecznie zaczęły się przemieszczać.

— Jesteśmy — puściła moją dłoń.

Rozejrzałam się i zauważyłam, że budynek, w jakim się znalazłam od środka, przypominał krzyż. Długa nawa główna i cztery poboczne, mniejsze nawy. Gdy wyszłam na środek wraz z Sophie, zarejestrowałam także, że budynek miał wiele filarów podtrzymujących całość, oraz duże okna zapewniające wiele światła. Nad głową widniały sklepienia kryształowe, a ceglana ażurowa oprawa okien zdecydowanie sugerowała, że całość budynku jest w stylu gotyckim. Rozeta, czyli okrągłe okno wypełnione witrażem i ornamentem z elementem rozwiniętej róży, które umieszczone było nad głównym portalem budynku tylko utwierdziło mnie w przypuszczeniach.

— Styl Gotycki — stwierdziłam.

— Zgadza się.

— Goci, początkowo kojarzyli się ludziom z mrocznymi, lubiącymi samotność, wrażliwymi na piękno, sztukę osobami, fascynującymi się mrokiem, lubiącymi spędzać czas na pisaniu poezji, a nawet na samotnych spacerach po cmentarzu. Są oni poniekąd naszymi prekursorami, to oni byli pierwszymi Intuistami i z szacunku do nich kontynuujemy tradycję noszenia się jak oni. Gotów cechuje dystans do świata, namiętna czasem i romantyczna postawa życiowa. Od nich wziął się nasz sabat.

Cóż, to mogłoby się zgadzać, romantyzmu nie brakowało ani Samowi, ani mnie.

— Jako że dopiero wstępujesz, nie obowiązuje cię na tę okazję strój gotycki, jednak mimo to wpisujesz się w niego, to miłe. Zapewne Sam Ci coś wspominał?

— Nie, ja lubię ten styl, po prostu.

— Cóż, myślałam, że... Nie ważne, tak czy inaczej zarówno goci, jak i teraz my nosimy czarne ubrania, aczkolwiek spotyka się również czerwone, zielone, szare oraz fioletowe elementy. U kobiet dominują gorsety, spódnice, koronki, sukienki, bluzki z szerokimi rękawami. Wygląd kobiet jest niczym wyjęty z XIX wieku, wzorowany na epoce wiktoriańskiej. Jeżeli chodzi o makijaż to — oczy podkreślone czarną kredką, ciemne cienie, czerwona lub czarna szminka, jasna cera — z tym akurat nie masz żadnego problemu — to zapewne za sprawą przodkiń. Wile, prawda?

— Tak, zgadza się.

— Ach i jeszcze czarne paznokcie. Natomiast jeżeli chodzi o buty, to najczęściej typuje się glany, buty na platformie, koturnie, obcasie. Jak kto woli. Taką odzież zakładamy na nasze spotkania, zwłaszcza w siedzibie rady, jak dziś, jednak na co dzień, lub poza spotkaniami w swoim gronie, możemy postawić na jeden konkretny element. Tak samo, jak przemieszczamy się w inne kręgi, gdzie nasz wygląd mógłby wzbudzić zbyt dużą sensację.

Pstryknęła palcami i stała przede mną w długiej czarnej sukni z koronek z mocnym make-upem i rozpuszczonymi włosami.

Zupełnie inna osoba — pomyślałam.

— Właśnie. Dziś wyglądasz bardzo stosownie jak na tą okazję i na przyszłość także pamiętaj o tym. Chodźmy. Rada spyta Cię: „Cassandro Black, przyjmujesz tytuł Inetki młodszej naszego sabatu. Czy ślubujesz szczerą wolę, by całym życiem, pełnić służbę działając swoją wiedzą i umiejętnościami na rzecz rodzaju ludzkiego, nie zależnie czy chodzi o nację czarodziei, czy mugoli?" Odpowiadasz: Uroczyście Ślubuję.

— Black?

— Tak, dla nas jesteś Black. Krew tego rodu płynie w Tobie, bez względu na adopcyjne nazwisko.

— Rozumiem.

— Następnie spyta: „Czy ślubujesz przestrzegać praw sabatu i swoim postępowaniem nie narażać na ujawnienie jego istnienia, lokalizacji i funkcji pełnionej w świecie?" Odpowiadasz: ślubuję. I ostatnie: „Czy ślubujesz być w pełni szczera nie zatajać wizji i uczuć istotnych dla losów kraju i świata przed swoim/swoją przełożonym/przełożoną Tu rada poda imię i nazwisko wyznaczonego Ci Intuisty — który będzie Twoim zwierzchnikiem i on jako pierwszy będzie odpowiadał za Twoje słowa i czyny przed radą, przez najbliższe dwa lata?" Odpowiadasz: Ślubuję.
Jako że nie masz, siedemnastu lat, będzie Ci wyznaczony przewodnik, przełożony, on będzie kontaktem z radą, później możesz dokonywać tego samodzielnie.

— Rozumiem.

— Jakie wybrałaś imię?

— Proszę?

— Sam nic Ci nie mówił, co za chłopak... Gdy wstępujesz do sabatu, wybierasz nowe imię i nim się posługujesz w kontakcie z nami, moje to Keira, ale dla świata jestem Sophie, jak nadano mi za dziecka. Sabatowym imieniem zwracamy się do siebie w siedzibie, czy swoim towarzystwie, poza nim nie jest to zabronione, można je stosować na przemiennie, aczkolwiek dla innych czarodziei czy mugoli jesteśmy odpowiednio Sophie, Samuel, Cassandra i tak dalej. Nauczysz się.

— Jasne... Ale nie wiem, jakie teraz wybrać.

— Tu masz spis imion celtyckich, nimi się często posługujemy, a że nie ma nas wiele, to każdy znajdzie imię dla siebie, chyba że wybierzesz inne.

Spojrzałam na spis, ale zaraz zrozumiałam, że jednak wiem dobrze jakie imię chce wybrać.

— Już wiem, dziękuję.

— Gdy podasz imię, rada powita Cię i powie, że możesz odejść, ukłonisz się nisko i wycofasz w tył, nie wolno Ci się odwrócić do rady plecami, póki nie zamkną się drzwi, to byłby wyraz największej obrazy.

— Dobrze.

— Doskonale, czas na nas.

Podeszłyśmy do końca głównej nawy i tam za wielkimi drzwiami, które Keira (Sophie) otworzyła, siedziało przy zdobnym stole pięć osób, w cudnych czarnych szatach, nie wyglądały wcale na stare. Zrozumiałam, że starszyzna to określenie ich rozwoju i umiejętności, a nie wieku.

— Światły umysł i czyste intencje niech prowadzą mnie w życiu poświęconemu dla służby sabatu.

— Niech tak się stanie — odpowiedziała zgodnie starszyzna.

— Przyprowadzam Cassandrę Black, uczennicę Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, która kurs odbyła, egzamin zdała wybitnie, dziś pragnie złożyć przed starszyzną swoje ślubowanie.

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz