60. Drogi się rozchodzą

27 4 0
                                    

Dumbledore wstał. Spojrzał ze wstrętem na Barty'ego Croucha, a potem jeszcze raz podniósł różdżkę. Wystrzeliły z niej sznury, które oplotły Croucha, krępując go ciasno.

— Minerwo, zaprowadzę teraz Harry'ego i Cassandrę na górę — rzekł, zwracając się do profesor McGonagall. — Czy mogę cię prosić, byś przez ten czas stanęła tu na warcie?

— Oczywiście.

Profesor McGonagall miała taką minę, jakby przed chwilą obserwowała kogoś wymiotującego. Kiedy jednak wyciągnęła różdżkę i wycelowała ją w Barty'ego Croucha, ręka jej nie drżała.

— Severusie, powiedz pani Pomfrey, żeby tutaj zeszła. Musimy przenieść Alastora Moody'ego do skrzydła szpitalnego. Potem idź na błonia, znajdź Korneliusza Knota i przyprowadź go tutaj. Na pewno będzie chciał przesłuchać Croucha osobiście. Powiedz mu, że gdyby mnie potrzebował, to za pół godziny będę w skrzydle szpitalnym.

Snape skinął w milczeniu głową i wyszedł z pokoju.

— Harry — powiedział łagodnie Dumbledore.

Harry wstał i zachwiał się; ból w nodze, o którym zapomniał, słuchając Croucha, teraz wrócił z całą mocą. Zdał sobie też sprawę z tego, że cały się trzęsie.

— Samuelu, pomóż Cassie, chodźcie ze mną.

Dumbledore złapał Harry'ego pod ramie i wyprowadził na ciemny korytarz. Samuel wziął mnie na ręce.

— Chce, żebyście najpierw poszli ze mną do mojego gabinetu — powiedział cicho. — Syriusz czeka tam na was.

Pokiwaliśmy głowami. Wciąż byłam oszołomiona i wszystko, co się wokół mnie działo, wydawało mi się całkowicie nierealne, ale nie przejmowałam się tym; nawet mnie to cieszyło. Nie chciałam myśleć o tym, co wydarzyło się od chwili, gdy znalazłam się na cmentarzu. Nie chciałam być zmuszona do analizowania wspomnień, żywych i ostrych jak fotografie, które wciąż migały mi przed oczami. Szalonooki Moody w kufrze. Glizdogon, kulący się na ziemi, tulący do piersi kikut swojej ręki. Voldemort, podnoszący się z kotła. Cedrik... martwy... Cedrik, proszący, by oddać jego ciało rodzicom...

— Panie profesorze — wymamrotał Harry — gdzie są państwo Diggory?

— Z profesor Sprout — odpowiedział Dumbledore. Jego głos, tak spokojny i opanowany w trakcie przesłuchiwania Barty'ego Croucha, teraz lekko zadrżał. — Jest opiekunką domu Cedrika i znała go najlepiej.

Doszliśmy do kamiennej chimery. Dumbledore podał hasło i posąg odsunął się w bok, odsłaniając wejście. Weszliśmy po spiralnych schodach i stanęli przed dębowymi drzwiami. Dumbledore otworzył je. Stał tam ojciec. Twarz miał bladą i wychudłą, jak wówczas, gdy uciekł z Azkabanu. Natychmiast do nas podszedł.

— Harry, Cassie? Wiedziałem... Wiedziałem, że coś takiego... Co się stało?

Ręce mu drżały, gdy doprowadził Harry'ego do kanapy pod oknem, widząc, że Sam trzyma mnie na rękach. Wszyscy usiedli.

— Co się stało? — powtórzył, bardziej natarczywym tonem.

Dumbledore zaczął mu opowiadać o tym, co wyznał Barty Crouch. Starałam się nie słuchać, wtulałam się w Samuela, kolejny raz przeżywałam każdą chwilę na cmentarzu. Oboje z Harrym byliśmy śmiertelnie zmęczeni, bolały nas wszystkie kości, pragnęliśmy tylko jednego: żeby już nikt nic od nas nie chciał. Chciałam wrócić do pokoju Sama i zasnąć, bo wówczas nie będę już musiała ani myśleć, ani czuć czegokolwiek.

Usłyszałam szelest skrzydeł. Feniks Fawkes sfrunął ze swojej żerdzi, przeleciał przez pokój i wylądował pomiędzy nami, oboje zaczęliśmy go głaskać.

— Och, Fawkes — westchnął cicho Harry — Jak Ty się tam znalazłaś? — szepnął do mnie, gładząc feniksa po bajecznie kolorowym grzbiecie, szkarłatnym i złotym. Ciepłe pióra feniksa przynosiły dziwną ulgę i spokój.

— Podróż astralna — powiedział za mnie Sam.

Harry nie rozumiał, ale pokiwał głową.
Dumbledore zamilkł. Zabrał krzesło zza biurka i usiadł naprzeciw Harry'ego i nas. Patrzył na nas, ale oboje unikaliśmy jego spojrzenia, bo wiedzieliśmy, że teraz zaczną się pytania i Dumbledore zmusi nas do przeżycia tego wszystkiego na nowo.

— Harry, muszę się dowiedzieć, co wydarzyło się od chwili, gdy dotknąłeś Świstoklika w labiryncie.

— Nie możemy z tym poczekać do rana? — zapytał szorstko ojciec, kładąc dłoń na ramieniu Harry'ego. — Niech się prześpią. Niech odpoczną.

Poczułam fale wdzięczności wobec niego, tak dobrze nas rozumiał, ale Dumbledore nie zwrócił uwagi na jego słowa. Wychylił się ku Harry'emu, a ten, bardzo niechętnie, podniósł głowę i spojrzał w niebieskie oczy.

— Gdybym sądził, że mogę wam pomóc — powiedział łagodnie Dumbledore spoglądając teraz na mnie — pogrążając was w zaczarowanym śnie i pozwalając wam zapomnieć na chwile o tym wszystkim, zrobiłbym to na pewno. Ale wiem, że to wam nie pomoże. Zagłuszanie bólu na jakiś czas sprawia, że powraca ze zdwojoną siłą.

Pokiwałam głową, coś o tym wiedziałam.

— Harry, okazałeś wielkie męstwo, okazałeś więcej męstwa, niż mogłem się po tobie spodziewać. Proszę cię, byś jeszcze raz je okazał. Proszę cię, byś mi opowiedział, co się wydarzyło.

Feniks wydał z siebie jeden cichy, rozedrgany dźwięk, poczułam się tak, jakby do mojego żołądka wpadła kropla gorącego płynu, rozgrzewając go i dodając siły.
Harry wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać, a kiedy mówił, obrazy wszystkiego, co przeżyliśmy tej nocy, zaczęły przesuwać się przed oczami. Zobaczyłam pryskającą iskrami powierzchnie eliksiru, który wskrzesił Voldemorta, zobaczyłam śmierciożerców, aportujących się między grobami, zobaczyłam ciało Cedrika, leżące na ziemi obok pucharu. Uzupełniałam jego historię, gdy głos mu się łamał.
Kilkukrotnie ojciec wydał z siebie taki odgłos, jakby chciał coś powiedzieć, ale za każdym razem Dumbledore uciszał go ręką, a oboje z Harry'm byliśmy z tego zadowoleni, bo łatwiej było nam nie przerywać, jak już raz zaczęliśmy mówić.
Kiedy jednak opowiedziałam o tym, jak Glizdogon przebił nam obojgu ramię nożem, czego Harry nie mógł wiedzieć, Syriuszowi wyrwał się z gardła okrzyk, a Dumbledore zerwał się z fotela tak szybko, że oboje z Harrym aż się wzdrygnęliśmy. Sam objął mnie mocniej. Profesor kazał nam wyciągnąć ręce. Harry pokazał rozerwany rękaw, a pod nim ranę. Zrobiłam to samo.

— Powiedział, że jak użyje mojej krwi, wzmocni go to o wiele bardziej, niż gdyby użył krwi kogoś innego. Powiedział, że on też skorzysta z tej... z tej tarczy ochronnej, w którą wyposażyła mnie moja matka... I rzeczywiście, mógł mnie dotknąć... i nic mu się nie stało... Dotknął mojego policzka.

Spojrzeli na mnie.

— Próbowałam — łkałam — uwolnić Harry'ego, ale nie mogłam, więc stanęłam przed nim, licząc, że jakoś... Powstrzymam to, ale nóż przeciął i mnie. Będąc tam, czułam ból każdego będącego tam człowieka, każde zaklęcie, rzucone na Harry'ego, Glizdogona, strach śmierciożerców, oraz zaklęcia, jakim trafił mnie Voldemort, gdy Harry zdołał umknąć za pomnik płyty. Jak to możliwe? Nie byłam duchem, poltergeistem, nie wiem, czym byłam... Widział mnie tylko wąż, który wszystko mu przekazywał.

Przez chwile wydawało mi się, że dostrzegam błysk triumfu w oczach Dumbledore'a, ale natychmiast uznałam, że musiało to być przewidzenie, bo gdy profesor ponownie spojrzał na nas, wyglądał na człowieka bardzo starego i bardzo zmęczonego.

— Ach, więc to tak — powiedział — Voldemort pokonał te szczególną barierę. Mówcie dalej.

Harry opowiadał dalej o tym, jak Voldemort wynurzył się z kotła; powtórzył też to, co zapamiętał z jego mowy do śmierciożerców. Potem opowiedział, jak Voldemort go rozwiązał, jak oddał mu różdżkę i kazał przygotować się do pojedynku. Ja opowiedziałam, jak tworzyłam barierę, ale na nic się nie zdała. Kiedy jednak Harry doszedł do tego momentu, w którym ich różdżki połączył złoty promień, stwierdził, że trudno mu mówić dalej.

— Różdżki się połączyły? — spoglądał ojciec to na Harry'ego, to na Dumbledore'a. — Dlaczego?

Ślizgonka z wyboru 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz