— Hermiono, jest Boże Narodzenie — powiedział leniwie Harry.
Hermiona spojrzała na niego surowo.
— Myślałam, że robisz coś konstruktywnego, Harry, nawet jeśli akurat nie chcesz uczyć się antidotów!
— Na przykład? — zapytał Harry.
— To jajo! — syknęła Hermiona.
— Daj spokój, Hermiono, mam czas do dwudziestego czwartego lutego.
— Ale rozwiązanie tej zagadki może ci zająć całe tygodnie! — powiedziałam — Wyjdzie głupio, jeśli wszyscy inni będą wiedzieli, co ich czeka w następnym zadaniu, a ty nie.
— Zostawcie go w spokoju, zasłużył na małą przerwę — burknął Ron.
Poszłam do stołu Ślizgonów, układ siedzących znów się zmienił, teraz przy skraju stołu gdzie siedzieliśmy, było jedno wolne miejsce dla mnie, późnij siedział Zabini, Pansy i Draco.
Minęło już kilka dni, zarówno Pansy, jak i Draco nie odezwali się do mnie, całą trójką ignorowaliśmy się wzajemnie. Było mi cholernie przykro, chciałam już to zakończyć, jednak nie czułam się winna, nie chciałam wyciągać pierwsza, ręki do zgody. Siedziałam na lekcjach sama albo z Millicentą Bulstrode, za którą nie przepadałam, była to Ślizgonka o stereotypowych poglądach i bardzo wyniosłym charakterze więc nie wiele miałam z nią tematów do rozmów, jednak lepszy taki sąsiad w ławce, gdy była konieczność pracy w parach niż żaden. Przez te wszystkie dni, dawno zdążyłam skończyć kurs u Sama, jednak nadal widywaliśmy się codziennie na rozmowy i doskonalenie umiejętności. Bardzo się przy tym do siebie zbliżyliśmy. Często mu się zwierzałam, otworzyłam się przed nim całkowicie, a i on, zdawało się, że niewiele miał przede mną tajemnic. Często rozmawialiśmy samymi myślami, nawet znajdując się daleko od siebie, ale w jednym zamku. Spotkanie z Sophie było miłe i tak jak Sam mówił, była mną zachwycona, zgłosiła mnie jako najmłodszą i najbardziej obiecującą nową Intuistkę i Empatkę, decyzja o przyjęciu mnie do sabatu należała do rady starszyzny i miała być znana na dniach.
Personel nauczycielski Hogwartu, pałając pragnieniem wywarcia jak najlepszego wrażenia na gościach z Beauxbatons i Durmstrangu, robił, co mógł, by w Boże Narodzenie pokazać zamek od jak najlepszej strony. Kiedy pojawiły się dekoracje, od razu uznałam, że jeszcze takich nie widziałam. Kolumienki poręczy marmurowych schodów zostały ozdobione wiecznotrwałymi soplami lodu, dwanaście choinek w Wielkiej Sali lśniło najróżniejszymi ozdobami, od rozmigotanych czerwonych jagód ostrokrzewu po prawdziwe, pohukujące złote sowy, a zbroje w korytarzach wyśpiewywały kolędy za każdym razem, kiedy się koło nich przechodziło. Trzeba przyznać, że robiło wrażenie, kiedy się usłyszało „Cicha noc" śpiewana przez jakiś pusty hełm z opuszczoną przyłbicą, który znał tylko połowę słów. Woźny Filch musiał już kilkanaście razy wyciągać ze zbroi Irytka, który chował się tam, wypełniając przerwy w kolędzie swoimi własnymi piosenkami, a jedna była sprośniejsza od drugiej.
Odpuściłam Saszy, miałam wiele okazji z nim porozmawiać, ale uznałam, że nie warto. Nie chciałam już do tego wracać ani pokazywać się z nim, by nie wzbudzać chorych podejrzeń, tych, którzy uwierzyli, że rozstaliśmy się z powodu innego faceta. Nie wiem kto był autorem tej plotki, ale raz słyszałam, że chodziło o kogoś z Durmstrangu innym razem, że chodziło o Samuela. Na ten moment, więcej osób uważało, że on był tym powodem, w końcu nic dziwnego, że tak sądzili; spędzałam z nim tak wiele czasu, że wyglądało to całkiem wiarygodnie. Sasza co prawda, przyczynił się do zakończenia mojego związku, ale teraz zastanawiałam się, czy miał przyszłość? Jeśli tak, to jaką, skoro on mi nie wierzył, nie chciał nawet słuchać mojej wersji, w ciemno posłuchał kumpla. Zrozumiałam, że ojciec miał jednak rację, jeśli dojdzie do wojny... A bylibyśmy nadal razem, Draco pewnie postąpiłby tak samo, wybrałby rodzinę, nie mnie... Więc może i lepiej, że tak się stało. Mając teraz masę wolnego czasu, odkąd skończyłam kurs i odpuściłam bibliotekę, z Samem i Gryfonami spędzałam go o wiele więcej, poznałam go z nimi i wszyscy troje go polubili.
— Hermiono, z kim pójdziesz na bal? — spytałam, gdy spacerowałyśmy we dwie po szkole, podczas gdy Harry i Ron uczyli się nadal na egzamin z eliksirów.
Hermiona speszyła się.
— No... Zostałam zaproszona, ale jeszcze się waham. A Ty z kim idziesz?
— Sama. Taki mam plan, mam dość facetów... Myślałam co prawda, żeby zaprosić Samuela... Ale, nie wiem, on jest dla mnie jak brat i wiem, że ja dla niego również jestem niczym młodsza siostra, więc to mogłoby być dość... Niezręczne.
— No tak, ale co, nikt Cię nie zaprosił?
— No jak nikt, przecież widzisz te tłumy — wskazałam na pusty korytarz — to wszyscy Ci, o których Draco był zazdrosny, a którzy ponoć oglądali się za mną — zaśmiałam się kpiąco.
— Może się boją...?
— Boją? Czego? Mnie? — spytałam kpiąco.
— Nie, nie Ciebie. Słyszałam... ale nie wiem ile w tym prawdy, że ponoć chciał Cię zaprosić jeden z naszych... Nie wiem kto, serio, ale ponoć ktoś z domu węża mu groził...
— To jakaś totalna bzdura...
— Nie... Słyszałam to też od jednego Puchona, znaczy nie bezpośrednio, przypadkiem podsłuchałam, jak mówił, że „była Draco nadal ma obstawę, nikt nie może jej zaprosić pod groźbą wylądowania w skrzydle szpitalnym".
— No to już jest absurd, kto miałby tam odesłać kogokolwiek?! — oburzyłam się na te słowa.
— Nie mów, że się nie domyślasz.
— Daj spokój, jemu już dawno nie zależy. Ma mnie w nosie, kręci teraz przecież z Tracey Davis, nie wiem, jak Pansy ją znosi, była z nami na pierwszym roku w pokoju, dopóki nie chciały nas z niego wykurzyć, poza tym ona przyjaźni się z Grengras, która spaliła pościel i zniszczyła kufer Pansy na pierwszym roku, są niemal nie rozłączne, no, chyba że Tracey jest akurat uwieszona na Draco.
— Więc kto jak nie on?
— Nie wiem, ale to nikt z... Zaraz... Nie... To nie możliwe...
— O kim myślisz?
— Hermiono, myślisz, że Sasza, mógłby puścić jakąś taką groźbę w obieg?
— Cóż... Możliwe, baliby się go, w końcu praktykuje czarną magię, jest gościem w szkole i kumplem Draco...
— Jak się dowiem, że to on... — bez tłumaczenia wybiegłam jak stałam ze szkoły i pobiegłam w stronę statku.
Wiedziałam, że muszę skorzystać z Legilimencji jakiej uczył mnie Samuel zdolności wydobywania uczuć i wspomnień z drugiej osoby, polegającej na penetracji umysłu i dającej możliwość kontrolowania go. Co prawda było to trudne, oj trudne a w dodatku niedozwolone w Hogwarcie, ale dozwolone w sabacie a on był dla mnie nadrzędny, przed nim odpowiadałam w razie problemów, szkoła była czasowym miejscem mojego pobytu, członkinią sabatu miałam zostać już na zawsze.
Byłam już całkiem blisko, gdy zobaczyłam Saszę, który rozmawiał z kumplami, spojrzał na mnie, a ja na niego. Skupiłam się, chcąc zajrzeć w jego umysł, patrzyłam mu prosto w oczy, starając się mimiką twarzy nie zdradzić, jak wściekła jestem.
Pierwszym co poczułam, były jego emocje. Był podekscytowany, po chwili widziałam jego oczyma. Co za parszywiec... Zastraszał jednego z Krukonów, Terry'ego Boot'a, który planował zaprosić mnie na bal, znał mnie, mieliśmy w końcu kilka lekcji razem i nawet kiedyś chyba brał ode mnie notatki, ale gdy Sasza dowiedział się o tym, podstępem wywabił go ze szkoły na pogawędkę.
— Słuchaj... Terry, tak? Wiesz czyją dziewczyną była Cassie? Uwierz mi, Draco nadal coś do niej czuje, ale przerwa, jaką mają, nie oznacza, że pozwoli komuś zabrać ją na bal. Jestem jego najlepszym kumplem, poprosił mnie o to, mając do mnie zaufanie, a ja nie zamierzam go zawieźć, niebawem zaproszę ją na bal. Co więcej, Draco prosił mnie, żebym dawał mu znać, kto odważy się na taki krok, nie chciałbym mu wspominać o Tobie, zdaje się, że nie planuje dla potencjalnych kandydatów niczego dobrego, a szkoda by było, gdybyś musiał przed balem utknąć w skrzydle szpitalnym. Radzę przyjąć dobrą radę od kolegi... Mam nadzieję, że rozumiesz i nie żywisz urazy.
— N... nie... Jasne, rozumiem...
— Świetnie, to na razie, a i nie zapomnij być dobrym kolegą, ostrzeż innych i w razie co daj znać, czy ktoś chce zaryzykować, pogadam z nim — powiedział przymilnym tonem.
Widzenie skończyło się, a mnie zabrakło słów. Kto za tym stoi Draco czy Sasza?
Uznałam, że ten drugi, chciał teraz postawić na jedną kartę wszystko, zapraszając mnie na bal, wie, że jak się zgodzę, to Draco się wścieknie, a on powie mu, że po naszym zerwaniu, uległ, w końcu byłam już sama. Sasza zrobił dwa kroki w moją stronę.
— Cassie! Zaziębisz się! — Hermiona niczym w najlepszych filmach akcji pojawiła się w ostatniej chwili nim zdążył do mnie podejść i stała teraz przy mnie w płaszczu i z grubą kurtką, która właśnie na mnie narzuciła — wracajmy do szkoły.
— Jasne, chodźmy.
CZYTASZ
Ślizgonka z wyboru 4
FanfictionCassandrę czeka bardzo szalony i trudny rok, czy miłość pokona wszystko, nawet klątwy i uroki?