"Jesteś moją dziewczyną"

105 11 0
                                    

Pov Lincoln

Wyjaśniłem naczelnikowi wszystko co się "działo", zgodnie z planem Lexy. Bell mnie zaatakował i chciałem go do izolatki zaprowadzić, ale uderzył mnie w głowę i zemdlałem. Gdy się ocknąłem zobaczyłem jak atakuje Lexę w izolatce, więc jej pomogłem i wyprowadziłem mężczyznę. Miałem dostać chorobowe miesiąc, ale odmówiłem, nie wytrzymam takiego czasu rozłąki z Lexą i Octavią. To moja jedyna rodzina, nie mam nikogo oprócz nich, więc chorobowe jest zbędne.

Chciałem iść porozmawiać z Lexą, jednak dowiedziałem się od Indry, że jest aktualnie zajęta rozmową z Clarke, więc wziąłem Octavię na rozmowę. Poszliśmy do gabinetu gdzie usiadłem na biurko

- Octavia, chciałbym z tobą pomówić. - zacząłem niepewnie

- O czym? - zapytała zakładając ręce na piersiach, wyglądała swoją drogą bardzo seksownie w tym stroju, w tej pozie

- O nas. - zobaczyłem jej niepokój na twarzy - Zostało ci siedem lat, za dobre sprawowanie wyjdziesz po pięciu albo czterech, chciałbym żeby nasz związek nie opierał się jedynie na seksie. Chce czego więcej. - jej wyraz twarzy się zmienił, z zmieszanego na taki, który nie byłem w stanie rozpoznać. Martwiło mnie to, ale uważałem, że moje wyznanie było dobre, bez cienia szansy na pretensje, przez te pięć lat możemy tyle zmienić, możemy nawet zostać potajemnym małżeństwem, trzeba tylko chcieć, a ja? Pragnę tego.

- Lincoln... - zawołała cicho i spojrzała na mnie - Ja nie jestem co do tego pewna... Poza więzieniem niewiem co robisz, czy masz żonę lub dziecko, ja nic o tobie nie wiem. Seks jest w porządku, ale nie jestem chyba gotowa na poważny związek... - mój uśmiech nadziei znikł jak wakacje dla dzieci, tak szybko i, tak za nim tęsknię.

- Kochasz mnie? - zapytałem po chwili grobowej ciszy

- Nie. - wyszeptała, a ja stałem jak słup soli - Miłość nie opiera się na słowach, nie możesz zadawać mi takich pytań na terenie tego pierdolnika, odpowiem Ci kiedy wyjdę. - uśmiechnęła się delikatnie

- Zawsze tajemnicza... - zbliżyłem się i delikatnie pocałowałem jej usta.

Pov Clarke

Nie wiedziałam o czym myśleć, co powinnam czuć czy mówić. Po prostu szłam za moją byłą do jej celi, aby porozmawiać. Wiedziałam, że jest na mnie wściekła, ale co miałam zrobić? To mój przyjaciel, były, ale nadal przyjaciel.

Usiadłam na jej pryczy, a ona założyła ręce na biodrach

- Clarke czy ciebie pojebało do reszty? - zapytała uniesionym głosem, to nie będzie łatwa rozmowa - Po co tam poszłaś?

- Prowadzisz przesłuchanie?

- Próbuje zrozumieć jak można być tak nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym żeby samemu iść i spotkać się ze swoim gwałcicielem. - powiedziała uniesionym tonem

- Nie jesteś moją matką z tego co wiem, więc to nie twoja sprawa.

- Clarke, on Cię zgwałcił. - powiedziała dosyć głośno i ostrym tonem za co trąciłam ją w ramie - No co?

- Nie tak głośno. - wysyczałam przez zęby na co ta złapała się za kark

- Clarkie ja chcę dla ciebie dobrze. - zapewniała - Sama o tym wiesz, wypierasz się i zrzucasz winę na wszystkich wokół tylko nie Bellam'iego. On Cię skrzywdził, kiedy to wreszcie zrozumiesz? Przyjaciel nie robi czegoś takiego.

- Co ty możesz wiedzieć? Nie masz przyjaciół. - powiedziałam ostrym tonem wstając

- To nie na nic do rzeczy, znam ludzi. Clarke opamiętaj się, zamiast oskarżać innych, spójrz prawdzie w oczy, Bellamy to zwykła świnia, zerwij z nim kontakt i zajmij się sobą. Jesteś ofiarą do cholery, a zachowujesz się tak, jakbyś ty zrobiła coś złego. - podniosła głos. Spojrzałam na nią zaskoczona, podeszła do mnie po chwili i złapała delikatnie za kolana - Clarke, kiedy wreszcie zrozumiesz, że zależy mi na tobie? Kocham Cię z mojego całego serca.

- Nic o mnie nie wiesz.

- Jasne, że wiem, jesteś moją dziewczyną. - wyszeptała - Clarke Jane Griffin, kocham Cię.

- Skąd wiesz jak mam na drugie imię? - zapytałam zdziwiona i lekko zestresowana

- Mam znajomości. - wyszeptała pocierając moje kolano, jej dotyk był dla mnie uspokajający - Mój dotyk Cię uspokaja, każdy twój oddech w kontakcie z moją skórą staje się cięższy, po co się opierasz?

- Lexa ja tego nie chce. - podniosłan głos

- Shhh... Nie krzycz mała, nie zrobię Ci krzywdy. - jej głos był teraz spokojny, cichy, potrafił mnie uspokoić - Kocham Cię.

- Daj mi spokój...

- Clarke, nie słyszysz co mówię? Kocham Cię. - zapewniała się śmiejąc co spowodowało też u mnie uśmiech na twarzy, zaczęła obcałowywać moją twarz, milimetr po milimetrze z śmiechem i powtarzając te dwa słowa w kółko. Nie przekraczała mojej granicy, jej dłonie spoczywały na moich kolanach, a później na szyi czy policzku. Pocałunki były delikatne, nawet bardzo, jakby bała się mnie wogóle dotknąć.

- Jesteś chora! - krzyknęłam z śmiechem na co pocałowała mój nos

- Jeśli miłość to choroba to tak, jestem chora. - wysapała i sprawiła, abym się położyła, zawisła nade mną i nadal całowała moje usta, oraz całą twarz

- Lexa. - zawołałam przez co była zmuszona spojrzeć mi w oczy i przestać mnie całować - Może jesteś mściwą suką, ale przynajmniej jesteś mądra.

- I twoja... - uśmiechnęła się po czym zaczęła znowu mnie całować

Za kratami / ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz