Worek treningowy

62 8 2
                                    

Pov Luna

Po śniadaniu udałam się z Lauren do kantorka na rozmowę. Bałam się tak naprawdę, chociaż nie mogłam tego pokazać przy Raven.

- Co się stało Luna? - zapytała zaskoczona, zamknęłam za nami drzwi

- Mam problem, z którym nie potrafię sobie poradzić. - zaczęłam łapiąc się za kark - Z naszej paczki... Tylko ja, ty i Raven nie miałyśmy problemu z gwałtem, Raven miała z narkotykami przez, które teraz dłużej będzie siedzieć. Musimy przestać brać...

- Luna proszę nie teraz. - powiedziała stanowczo kruczo czarna dziewczyna stojąca przede mną - Camila jest w ciąży, zaczynają jej się hormony, później kiedy tu wróci po porodzie, będzie potrzebowała naszego, mojego wsparcia. Nie mogę wtedy być na odstawianiu.

- Lauren ja Cię rozumiem, ale nie chcę już brać i oszukiwać Raven.

- Nie musisz jej oszukiwać, po prostu jej nie mów, to nie oszustwo. Tylko ty możesz mi dawać towar kiedy siedzę z Camz, więc proszę, nie zostawiaj mnie. - mówiła cicho.

Biore towar z Lauren odkąd tu siedzimy, a gdy bierzemy małe dawki to nie widać, że coś nam jest. Odkąd Raven przedłużyli wyrok za narkotyki, trochę się boję, że też mi przedłużą czego ona nie chce, wsm ja też. Zauważyłam też ostatnio, że odkąd jej przedłużyli wyrok, nasz związek się psuje, niby uprawiamy seks, spędzamy ze sobą dużo czasu, ale nie czuje tego samego do niej co kiedyś.

- Lauren nie chce...

- Proszę Luna...

- Jeśli Lexa się dowie, że znowu bierzemy...

- Nie zorientowała się odkąd tu jesteś, więc nie wpadniemy jeśli się nie wygadasz. Po prostu róbmy jak wcześniej, a nic się nie stanie. - zapewniała patrząc mi w oczy. Spojrzałam na podłogę, nie jestem pewna co do tego wszystkiego, chce to odstawić - Luna proszę.

Wyciągnęła z kieszeni woreczek z białym proszkiem, już nie jarają mnie narkotyki jak kiedyś, ale się zgodziłam.

Pov Lexa

Spędzałam wolny czas na siłowni, uderzałam w worek bokserski, uwielbiałam to. Uczucie, które mi towarzyszyło przy każdym uderzeniu, jakbym była wolna. Mogłam się wtedy wyżyć, kiedy miałam zły dzień, miałam u Costii powieszony taki worek w garażu. Przebrałam się w luźne spodenki, troszkę szersze, podkoszulek, zakładałam słuchawki i mogłam w niego uderzać godzinami. Często przychodziłam wieczorem koło ósmej, a Costia o dwunastej mnie wyciągała z garażu, szybki prysznic, robiła mi kolację, a później rozmawiałyśmy do trzeciej. Często w wakacje do niej jeździłam, to było super. Było, bo Costia nie żyje.

Wspomnienia przelatywały przez mój mózg, każda chwila, każda kropla krwi, która skapywała na ulicę, pamiętam wszystko. Z ostatnim uderzeniem wyobraziłam sobie Austina, który chciał wbić mi nóż w bok i Costię, która mnie osłoniła. Krzyknęłam gdy moja pięść brutalnie zderzyła się z materiałem.

- Woods wszystko okej? - usłyszałam wkurwiający głos za sobą, spocone kosmyki włosów wylądowały na mojej twarzy, jeszcze jej tu brakowało - Może potrzebujesz przerwy?

- Spierdalaj jestem zajęta. - zaczęłam od lekkich ciosów i podskoków z nogi na nogę, czułam na sobie wzrok tej szmaty - Weź idź wyruchaj Octavię i nie gap się na mnie.

- Co tak ostro? - zapytała ściszonym głosem, który zawsze mnie uspokajał. Dziś też to działało, ale na odwrót, bardziej mnie wkurzał. - Przecież...

- Nia...

- Woods. - zawołała strażnika, spojrzałam w jej kierunku, pokazała ruchem głowy żebym przyszła. Niechętnie podeszłam do mundurowej - Co to za awantura?

Za kratami / ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz