4

322 21 0
                                    


Gdy się budzę, widzę nad sobą okrągłą twarz któregoś z lekarzy nieprzyjemnie blisko mojej. Kiedy dostrzega, że się ocknęłam wychodzi z pokoju. Jestem w jednej z wielu sali szpitalnych. Uderza mnie fetor lekarstw, alkoholu i odświeżaczy powietrza. Próbuję się dźwignąć, ale natychmiast tego żałuję, bo moje ciało przeszywa promień ogromnego bólu. Opadam ciężko na poduszkę, co powoduje kolejną dawkę cierpień. Rezygnuję z dalszych prób wstania z łóżka i staram się przypomnieć, co się stało.

Spotkałam Jamesa. Zaatakowałam go. Ogniem...

Nie mogę poukładać myśli i nie chodzi o to, że prawie zabiłam kulą ognia człowieka, który odebrał mi wszystko co miałam. Nie czułam z tego powodu wyrzutów sumienia. Chodziło o to, że nie kontrolowałam tego co wtedy robiłam. Pozwoliłam temu czemuś zawładnąć moim ciałem i umysłem.

Z moich rozmyślań wyrywa mnie dźwięk otwieranych drzwi. Widzę jak się rozchylają i wchodzi przez nie młoda kobieta. Od razu stwierdzam, że jest jedną z lekarek, ponieważ nosi długi niebieski fartuch, a z szyi zwisa jej stetoskop. Jest młoda, wygląda no jakieś 22 lata. Siada na krześle naprzeciwko mojego łóżka i zapisuje coś w swoim notatniku. Po chwili się odzywa.

-Jestem doktor Cate Brown, ale możesz mówić mi po prostu Cate -nie mogę się powstrzymać i z aroganckim uśmieszkiem podnoszę lewą brew.

Jeszcze żaden lekarz ani naukowiec nie powiedział czegoś takiego, ta laska musiała chyba być niespełna rozumu.

-Czy pamiętasz co się wczoraj wydarzyło ?

-Wczoraj ? Jak to, przecież...

-Byłaś nieprzytomna cały wieczór, całą noc i ten dzień aż do teraz -widząc moje zdziwienie Dr.Brown uśmiech się do mnie ale... to nie jest jeden z tych uśmiechów, które widzę u innych dorosłych, ten jest naprawdę szczery. Nie wiem czemu ale robi mi się przez ten mały gest jakoś cieplej w środku...   

-Jestem tu po to żeby ci pomóc. James mówił mi, że masz dużo ran, które jeśli mi pozwolisz opatrzę.

-James ? Ten, którego...

-Tak ten.

Nie wiedząc co mogę jeszcze powiedzieć siedzę niespokojnie wiercąc się na łóżku.

Czemu on chce żebym wyzdrowiała... co on knuje ?

-To co mogę cię opatrzeć ? -teraz patrzę na lekarkę z podejrzliwością. 

Chwila słabości w której w moim sercu zakiełkowała nadzieja, że jest inna niż wszyscy pracujący dla prezydenta prysła, rozsadzając moje już i tak rozbite serce na jeszcze mniejsze kawałeczki. Przecież osoba, która zadaje się z Jamesem nie może chcieć dla mnie dobrze. Po tym co mi zrobił...to niemożliwe. Jedyne czego on może chcieć po tym jak go zaatakowałam to moja śmierć.

I nagle myślę, że moje życie jest podobne do życia tych wszystkich zwierząt na które polowałam w przeszłości. Każda moja zdobycz zanim zarżnęłam jej gardło patrzyła na mnie z nadzieją w oczach, że ją wypuszczę, że... znów będzie wolne.

Spuszczam wzrok i nie spoglądam już na sylwetkę lekarki. Jestem zła na siebie, na swoją słabość, na Jamesa, na nią. Za to, że przez nią na chwilę pomyślałam o tym jak dobrze byłoby znów się do kogoś przytulić, pozwolić sercu kochać i być kochanym.

-Nicola... -szepta łagodnym głosem.

-Rób co chcesz nie obchodzi mnie to -odpowiadam chłodno.

-Jeśli tego nie zrobię jeszcze długo będzie cię to bolało, a tak twoje rany szybciej się zabliźnią -próbuje mnie przekonać.

Jeśli mam zamiar stąd uciec muszę być w pełni sił. Nie mogę ryzykować. Muszę się zgodzić. 

Cate pomaga mi usiąść i ściągam koszulkę, spod której wyłaniają się różne rany, siniaki, szmaty którymi próbowałam zatamować krwawienie z niektórych miejsc. Odwracam się do kobiety patrzącej na moje plecy. Widzę na jej twarzy...współczucie.

Nasze spojrzenia się spotykają i uśmiecha się do mnie próbując dodać mi tym otuchy. Bierze czysty kawałek białej szmatki i moczy go w wodzie, zaczynając oczyszczać moje rany. Boli. Lekarka próbuje mnie uspokoić i mówi szeptem pocieszające słowa. Jej głos jest miły, po jakimś czasie się rozluźniam. Gdy kończy, a moje rany nie są już brudne, zakłada mi miękkie bandaże z jakąś żółtą maścią.

-To pomoże twoim plecom szybciej się goić. Będę zmieniała ci bandaże rano i wieczorem dopóki nie będę miała pewności, że wszystko będzie w porządku -kiwam potakująco głową. 

Wyrzuca do kosza moje stare, prowizoryczne opatrunki i myje ręce.

Kiedy wychodzi, staje jeszcze na chwilę przy drzwiach i ostatni raz odwraca się do mnie, posyłając mi spojrzenie pełne...smutku. 

Po jakimś czasie znów zasypiam i tym razem śnie o wilkach.


Ognisty wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz