38

108 9 0
                                    

Patrzę w sufit i robię kilka głębokich wdechów i wydechów. Jestem zmęczona. Do trzeciej nad ranem szukałam z Michaelem miejsc, w których leżą Kolonie. Dzisiaj wyruszam z Cate, Cressidą i Agnieszką do najbliższego schronu dla Strażników Ziemi. Oni wszyscy, wszystkie te dzieci myślą, że są potworami, że są zakażeni. Chcemy pokazać im, że się mylą, ale jak na razie muszę wstać z łóżka. Patrzę na budzik, jest szósta rano. Wzdycham, i staczam się z posłania. Leżę jeszcze chwilę na ziemi i wstaję. 

Na korytarzu prowadzącym na stołówkę wpadam na Alika. Ma potargane, blond włosy. Jeszcze nigdy mu się nie przyglądałam. Chłopak jest starszy ode mnie, jest wyższy, umięśniony. Ma jasne zielone oczy. 

-Hej! Nic ci się nie stało?

-Nie, wszytko okej -odpowiadam przecierając spuchnięte od niewyspania oczy.

-Wyglądasz na zmęczoną. Powinnaś odpocząć -mówi z troską.

-Nic mi nie będzie, naprawdę. Dzięki.

-Właśnie do ciebie szedłem. Musimy pogadać. Chcę z wami dzisiaj jechać do Kolonii.

Patrzę na niego z ciekawością. Jest Nowy, nie potrafi kontrolować swoich mocy. 

-Wykluczone -odpowiadam i mijam go w przejściu. 

Czuję jak łapie mnie za łokieć. 

-Dlaczego?

-To niebezpieczne, musisz trenować. 

-Chcę iść, chcę wam pomóc! Poradzę sobie! 

Patrzy na mnie wielkimi oczami. Widzę jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Jest zdenerwowany i pełen dobrej energii do działania. Wyrywam mu się i idę szybkim krokiem w stronę stołówki. 

-Masz być o ósmej przed wejściem do Bazy. Nie mam zamiaru na ciebie czekać -wołam i wchodzę w jadalni, zostawiając Alika za plecami. 

Ognisty wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz