5

314 22 1
                                    


Budzę się z cichym krzykiem wyrywającym mi się z ust.

Tej nocy znów miałam koszmar.

Wstaję najciszej jak potrafię ze swojego materaca, żeby nie obudzić innych dziewczyn. Patrzę za okno, jest jeszcze ciemno. 

Gdy niedawno przyjechała tu reszta przebadanych dzieci, przeniesiono mnie do jednego z sześciu baraków. Nie mogę cieszyć się już prywatnością, którą miałam kiedy tu przyjechałam i miałam własny ,,pokój''. Wtedy w całym obozie byłam tylko ja, paru naukowców i kilku żołnierzy. Nie mogę uwierzyć, że w tak krótkim czasie złapano ponad setkę zarażonych nastolatków. Jestem prawie pewna, że w całym kraju są setki takich miejsc jak to.

Mimo wczesnej pory idę przez podwórze w stronę stołówki.

Ośrodek Eksperymentalny jest podobny do gniazda pszczół. Wszystko tutaj musi mieć wyznaczone miejsce -myślę. Cały teren ośrodka jest otoczony ogromną drucianą siatką pod napięciem. W sercu obozu jest budynek, w którym odbywają się wszystkie eksperymenty i badania. Jest to również szpital -w którym spędzam zresztą dość dużo czasu, kiedy dochodzę do siebie po różnych bójkach. Na lewo (patrząc od bramy wjazdowej) znajduje się stołówka i baraki dziewczyn. Na prawo natomiast sala treningowa i pomieszczenia przeznaczone dla chłopców. W czterech rogach obozu są budki strażnicze, w których dorośli obserwują nas dzięki kamerom znajdującym się w prawie każdym zakątku tego ,,więzienia''. Za szpitalem są małe kanciaste domki, w których śpią żołnierze. Łaźnie, w których się kąpiemy znajdują się w naszych barakach. Jest także dość duży dziedziniec przed ośrodkiem eksperymentalnym. Znajduje się tam jedynie wysoki słup, do którego przywiązują nas podczas biczowania. Robi mi się niedobrze, kiedy myślę ile mojej krwi musi być wokół kamiennej kolumny.

Kiedy wchodzę do jadalni zauważam, że jest prawie pusta. Tylko przy małym stole obok wejścia siedzą lekarze i strażnicy cicho rozmawiając. Zauważam, że są tam głównie kobiety, towarzyszy im jedynie trzydziestolatek spotkany przeze mnie parę dni wcześniej i... James. Czy ja zawsze muszę mieć takiego pecha ? Idę do kuchni zrobić sobie kanapkę i siadam najdalej jak tylko mogę od jego stolika, mając nadzieję, że mnie nie zobaczy. Jednak los mi nie sprzyja i po chwili widzę jak wstaje i do mnie podchodzi. Kiedy siada naprzeciwko mnie widzę, że jest cały w bandażach. Musiałam nieźle go przypalić. Nie mogąc się powstrzymać uśmiecham się na widok jego ran.

-Z czego się tak cieszysz co?

-Mama ci nie mówiła jak byłaś mały, żeby nie bawić się ogniem? -pytam ze śmiechem.

-Nie zadzieraj ze mną gówniaro!

-Bo co?!

Mój prześladowca podrywa się z miejsca i chwyta mnie za gardło. Nie mogę złapać powietrza. Widzę czarne plamki przed oczami. W duchu przeklinam się za swój niewyparzony język. Kiedy mnie puszcza zachłannie łapię powietrze.

-Jesteś żałosna...

W tym samym momencie kiedy to mówi, łapię za swój szklany talerz i walę go, nim w głowę. Słyszę trzask rozbijającej się tacki i cofam się szybko parę kroków do tyłu. Jak tylko James otrząsa się z zaskoczenia zaczyna iść w moją stronę wykrzykując różne przekleństwa.

Nie mam dokąd uciec. Za plecami mam jedynie zimną, marmurową ścianę. Widzę jak jego pięść przybliża się do mojej twarzy i czuję przeszywający ból. Mężczyzna uderza mnie jeszcze raz i jeszcze i jeszcze aż tracę przytomność.





Ognisty wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz