Po tym jak weszłyśmy na drzewo bez użycia rąk, poszłyśmy spać zadowolone z siebie i zirytowane tym, że nie widzieli tego Kakashi i Kurenai, którzy spali w najlepsze. Tej nocy śnił mi się Wilczy Demon. Pamiętam ten sen bardzo dokładnie... Stałam na skraju urwiska, przede mną byli żołnierze, prezydent Dark, Ludzie z Miast Skaz, a za mną otchłań bez dna. James, mężczyzna, który zabił moich rodziców wysunął się na przód tłumu, cisnął we mnie kamieniem a ja zachwiałam się, poleciałam do tyłu prosto w pustkę. Gdy leciałam w dół, myślałam że umrę, że już po mnie. Jednak po chwili poczułam, że moje ciało zatrzymało się na czymś miękkim i silnym. Kiedy podniosłam się na nogi i spojrzałam w dół nie widziałam już ciemnej otchłani ale potężną łapę Wilka. Trzymał mnie na otwartej dłoni. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jego ogromną sylwetkę i głowę. Jego drapieżne oczy, wokół których miał ciemne obwódki patrzyły się na mnie z zaciekawieniem.
-Ty, ty jesteś Wilczym Demonem-powiedziałam nie zastanawiając się nad tym.
-Jestem Kurama-odrzekł tamten i... uśmiechnął się- To ja jestem w tobie zapieczętowany. To przeze mnie ludzie się ciebie boją, boją się mnie. Odkąd jestem w tobie gardziłem tobą, ale teraz, teraz kiedy cię poznałem, kiedy zobaczyłem jaką masz moc... masz mój szacunek dziewczyno.
W oddali jakbym słyszała odgłosy grzmotów.
-Od zawsze pragnąłem dla ciebie śmierci. Teraz pragnę ci pomóc. Użyczę ci swojej mocy, wykorzystaj ją dobrze.
-Ale, ale dlaczego? -Zapytałam ale on zaczął się śmiać. Poczułam wstrząs. Wilczy Demon postawił mnie z powrotem na skraju urwiska, ale już nikogo na nim nie było.
Obudziłam się zlana potem. Jeszcze nie świtało a nasze ognisko ledwie się tliło. Rozpaliłam go na nowo i wiedząc, że już nie zasnę poszłam pod drzewo żeby potrenować. W głowie wciąż słyszałam słowa Kuramy. Od zawsze myślałam, że jest zły, że zabijał wojowników w Wiosce Światła, tak jak powiedział mi Kakashi. Czyżby Wilk zmienił zdanie? Czyżby chciał zapłacić za swoje winy. Podniosłam koszulkę i spojrzałam na pieczęć na moim brzuchu. Popatrzyłam się na drzewo, na które weszłam wczorajszego dnia i zacisnęłam pięści. Rozejrzałam się dookoła szukając jakiegoś większego. Czułam w sobie dziwny gniew i nie wiedziałam dlaczego się pojawił. Na prawo ode mnie były potężne, wysokie skały. Były gładkie więc powinnam dać radę.
Zaciskam pięści i wyciągam nóż zza pasa, dzięki któremu będę mogła zaznaczyć dokąd udało mi się dobiec. W porównaniu do drzewa wskazanego przez Kurenai te skały były gigantyczne. Były także na tyle daleko, że nie obudzę innych kiedy będę trenowała. To, że wczoraj mi się udało nie oznacza, że dzisiaj także. Koncentruję swoją czakrę w stopach i wchodzę na twardą ścianę. Po dziesięciu krokach przed oczami pojawił mi się obraz Kuramy i się zdekoncentrowałam. Skutek był taki, że spadłam z wysokości. Uderzyłam plecami o ziemię i stęknęłam z bólu. Nie mogę teraz myśleć o Demonie! Muszę się skupić na treningu! -mówię sobie w myślach.
Aż do świtu wchodziłam i schodziłam z półki skalnej. Zbieranie czakry w stopach coraz lepiej mi szło. Byłam jednak bardzo zmęczona.
-Jeszcze jeden raz-mówię z zaciśniętymi szczękami. Nie widziałam, że zza drzewa przygląda mi się Kakashi. Wbiegłam bez trudu na szczyt skały, nie musząc przejmować się tym, że muszę cały czas być skoncentrowana. Czułam się jakby było to najbardziej naturalną rzeczą na świecie.
Siedziałam na wysokości osiemdziesięciu metrów i wpatrzona w dolinę, kiedy usłyszałam głos Kakashiego zza moich pleców.
-Jak długo tu stoisz?!-zapytałam-Nie słyszałam cię.
-Z tego co pamiętam kazałem wam wejść na tamto drzewo-powiedział, wskazując palcem drzewo w dolinie.
Wstałam i popatrzyłam mu w twarz, na co on się uśmiechnął.
-Kiedy ruszamy dalej?-zapytałam.
CZYTASZ
Ognisty wilk
FantasyPiętnastoletnia Nicola posiadająca niesamowite zdolności staje na czele buntu, próbuje odzyskać wolność i uratować młodych mieszkańców Chicago. Zostaje Strażniczką. Szamanką. Wojowniczką.