35

147 8 0
                                    


Wracamy do Bazy, musimy zmniejszyć tempo jakim zawsze biegam z Kakashim ponieważ Alik nie nadąża. Biegniemy do stacji, gdzie stacjonuje pociąg, którym wrócimy do naszego tymczasowego domu. 

-Już niedaleko -mówię.

Kątem oka zauważam jakiś ruch wśród drzew. Pewnie mi się zdawało, jestem zmęczona -myślę. Jednak po paru minutach znów to widzę. Zatrzymuję się i wyciągam swój sztylet. 

-Też to widziałem -mówi Kakashi.

-Co? O co wam chodzi? -pyta Alik.

-Ktoś tam jest -odpowiada mój przyjaciel -Trzymaj się blisko mnie. 

-Pokaż się! -krzyczę- Wyłaź!

Z cienia drzew wychodzi wężowy mężczyzna. Już dawno go nie widziałam. Myślałam, że już nigdy go nie spotkam. 

-Orochimaru -syczę. 

-Czekałem na ciebie. Zacząłem tęsknić. 

-Zostaw mnie w spokoju!

Orochimaru w jednej sekundzie staje naprzeciwko mnie. 

-Demonie o sześciu ogonach... mój Wilku, ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co się stało gdy ostatnim razem się widzieliśmy.

-O czym ty mówisz? -pyta Kakashi.

-Złożyłem na jej ciele pieczęć. 

-Co? Ty przecież...

-Chyba zapomnieliście, jak szybkie ssssą moje ruchy. Na twoim karku widnieje pieczęć uwolnienia. Zawarta jest w niej moja siła, możesz jej użyć kiedy tylko zechcesz, mój ssskarbie.

-Nicola nie słuchaj go! Jeśli raz skorzystasz z jego mocy już zawsze będziesz pod jego kontrolą! Nie dasz rady oprzeć się takiej sile.

Robię krok w stronę mężczyzny o wężowych oczach, ten zaś cofa się, i stoimy oddaleni od siebie o pięćdziesiąt metrów. 

-Nie mogę uwierzyć w to jak bardzo jesteś naiwny, że wierzysz, że do ciebie dołączę. 

Wokół mnie tworzą się niebieskie kręgi czakry. Dzięki ćwiczeniom coraz lepiej się nią posługuję. Zaczynam biec, jestem równie szybka jak Orochimaru, mój umysł jest czysty. Tworzę kulę błyskawic i uderzam nią w pierś przeciwnika, który nie spodziewał się ataku. Mężczyzna pada na ziemię kilka metrów dalej. Mój cios nie był jednak wystarczająco silny by zrobić coś takiemu wojownikowi jak on. Nie jestem do końca przekonana jaki mam plan. Chcę mu chyba pokazać, że się go nie boję, już nie. Wężowaty wstaje. Słyszę jego mrożący krew w żyłach śmiech. Robię kilka znaków dłońmi by wspomóc napływ czakry i jej kierunek. Dookoła Orochimaru pojawiają się moje klony. Wróg jest zdumiony i zagubiony. Nie wie co mam zamiar zrobić. Pojawiam się kilka centymetrów przed nim, zginam się, robię zamach nogą i kopie go w szczękę, przytrzymując się rękami trawy. Mój pierwszy klon stoi koło mnie, natomiast dwa następne robią ze swoich ciał coś w rodzaju schodów dzięki którym wzbijam się w powietrze i unoszę się ponad rywalem. Kopię go kolejny raz w twarz a, następnie w brzuch. Spadamy w dół. Parę metrów nad ziemią walę go piętom w czaszkę i pada ledwo przytomny na ziemię. Ląduję na twardej glebie i razem z ostatnim klonem razimy go ogniem i prądem, po czym  wszystkie moje duplikaty znikają.

Zadowolona swoją walką odwracam się by dołączyć do przyjaciół. 

Czuję wielki ból. Nie wiem skąd padł cios. Padam na ziemię. 

Za mną stoi Orochimaru. 

-Świetny pokaz siły, skarbie.

Nic nie rozumiem. 

-Naprawdę myślałaś, że pokonasz mnie tymi małymi sztuczkami? -kpi ze mnie.

Patrzę się w miejsce, w którym rzekomo pokonałam swojego prześladowce. Nadal tam leży.

-Klon -mówię.

-Owszem. Szczerze nie sądziłem, że już tyle potrafisz. Cóż...ciągle umiesz mnie zaskoczyć. A teraz pójdziesz ze mną, ale to już nie jest prośba, zbyt wiele szans już wykorzystałaś. 

-Zostaw ją! -krzyczy Kakashi -najpierw musisz pokonać mnie!

-Z przyjemnością.

-Z przyjemnością

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ognisty wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz