Kilka godzin później dotarłam na miejsce. Byłam wyczerpana. Na rynku znajdowało się mnóstwo ludzi. Większość to gapie lub zapłakani rodzice. Na środku stało kilka namiotów, do których poustawiane były kolejki. Postanowiłam iść w ich stronę. Stali w nich sami młodzi ludzie, w większości mężczyźni. Właściwie byłam jedyną dziewczyną. Nieśmiale poruszałam się razem z nimi do przodu. Z każdym krokiem byłam coraz bliżej zgłoszenia się do piekła. Serce ściskało mi się coraz mocniej. Kilkanaście razy chciałam odejść z kolejki, wrócić do domu, do rodziny. Prawie przez cały czas miałam łzy w oczach, ale ani jeden nie uroniłam. Nie chciałam okazywać słabości, mimo że tak bardzo się bałam.
Gdy byłam już zaledwie w odległości kilku osób od stanowiska zgłoszenia, jeden z chłopaków przede mną odwrócił się do mnie.
– A ty czego tu szukasz? – spytał, głupio się uśmiechając. Miał oczy pełne nienawiści, ale i strachu. Też się bał.
– Zapisuję się – powiedziała, skruszonym głosem przełykając ślinę.
– Dziewczynko, to nie zabawa. Lepiej uciekaj do domu i szybko zbieraj pieniądze na mandat. – Nie odpowiedziałam nic. Nie rozumiał mojej sytuacji. Nie znał mnie. Miałam gorsze zmartwienia niż jakiś głupi cham.
Po bardzo długim oczekiwaniu przyszła pora na mnie. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy wykorzystać ostatnią szansę na ucieczkę. Serce waliło mi strasznie szybko. Krzyki, rozmowy i gwar przytłaczały mnie i moje myśli jeszcze bardziej. Weszłam do zielonego namiotu, biorąc wielki oddech. Było tu o niebo ciszej. Zobaczyłam siedzącego przy stole starszego mężczyznę. Był siwy, a jego twarz pokryta zmarszczkami. Ubrany w mundur wojskowy pokryty różnymi orderami i odznaczeniami. Towarzyszyły mu dwie kobiety, również w wojskowych strojach. Zielone, ołówkowe spódnice, białe koszule z olbrzymimi, falbaniastym kołnierzami i zielone żakiety. Jedna siedziała obok niego przy stercie papierów, a druga zajmowała się różnym sprzętem. Wypuściłam głośno wstrzymane powietrze.
– Nie denerwuj się – powiedziała jedna z kobiet w krótkich blond włosach. Miała bardzo kobiecy głos. – Wejdź na wagę. – Wskazała ręką.
Położyłam torbę na ziemi i tak, jak kazała, stanęłam na wadze. Byłam przerażona. Czułam, jak krople potu spływają mi po czole.
– Czterdzieści trzy kilo – podyktowała mężczyźnie przy stole, który, jak to usłyszał, prychnął ze śmiechu. Zrobiło mi się głupio.
– Co w tym zabawnego? – zapytałam cicho, trzęsąc się cała. Podniósł na mnie wzrok, a po chwili znów opuścił, wpatrując się w jakiś dokument.
– Jesteś z 300+? – zapytała kobieta siedząca przy stole.
– Tak – mruknęłam, gdy ta druga jeździła po mnie jakimś urządzeniem.
– Widać. – Zachichotała. Zaczynali mnie wkurzać. Ludzie z 300+ nie byli wcale gorsi, a władza miała ich w dupie. Nie interesowało ich, czy mamy co jeść, czy żyjemy godnie i czy w ogóle żyjemy. Szczerze mówiąc, władzom byłoby to na rękę, gdyby nie było osób z 300+. Mniej obywateli to mniej wydatków, mniej zmartwień, a cywile składaliby się tylko z ludzi żyjących na wysokim poziomie
– Sto sześćdziesiąt cztery centymetry – powiedziała, a on znów zanotował.
Po chwili poczułam nagłe i bolesne ukłucie w szyję. Blondynka wbiła mi jakiś mały przedmiot z igłą.
– Grupa krwi: A Rh+. – Facet zanotował. Potarłam bolące miejsce.
– Chorujesz na coś? – zapytał.
– Nie – odpowiedziałam szybko, chcąc mieć to już za sobą.
– Ile masz lat?
– Siedemnaście. – Uniósł na mnie wzrok i bez słowa po chwili opuścił. Nie lubiłam go.
– Imię matki?
– Marta.
– Imię ojca?
– Olgierd. – Na myśl o rodzicach chciało mi się płakać. Najgorsze, co mogłam teraz zrobić, to się rozpłakać. Ten zarozumiały i uprzedzony do ludzi dupek miałby pretekst do śmiania się i wyzywania mnie.
– Pg?
– R2. – Z każdą kolejną odpowiedzią czułam się jak tonący, któremu kończy się tlen i nikt nie chce pomoc mu wydostać się spod tafli wody.
– K?
– Cztery.
– Dzielnica?
– Dolno-pomorska. – Niekontrolowanie po policzku spłynęła mi łza, którą szybko i niepostrzeżenie wytarłam ręką.
– Imię?
– Eulalia – pisnęłam cicho.
– Nazwisko?
– 38...521 – podyktowałam z małą przerwą, patrząc w górę.
– Umiesz czytać? – zapytał znów z pogardą.
– Oczywiście – syknęłam przez zęby.
– Pisać też? – Nie podniósł spojrzenia na mnie.
– Bezbłędnie – powiedziałam pewnie z dumą.
– Podpis. – Pokazał palcem na kartkę. Podeszłam i wzięłam długopis drżącą ręką.
Gdy przyłożyłam go do odpowiedniego miejsca, kolejny raz zakłuło mnie serce. Czułam ciężar odpowiedzialności spoczywający na mnie i jednocześnie to, że robię to w słusznej sprawie. Chronię w ten sposób swoją rodzinę. Nawet nie patrząc na kartkę, jednym, szybkim ruchem podpisałam się.
– Witaj w armii – powiedziała blondynka. – Jesteś drugą dziewczyną spisaną dzisiaj. Wyjdź z namiotu i usiądź w furgonetce tam, gdzie reszta. – Podniosłam torbę z ziemi. Wyszłam tylnymi wyjściem z lecącymi po policzkach łzami. Panował tu straszny gwar. Wszędzie rozmowy, krzyki gwizdy.
Po wyjściu ktoś do mnie podbiegł i chwycił mnie za ramię. Odwróciłam się gwałtownie, chcąc zwyzywać napastnika. Jednak gdy odwróciłam głowę, nogi ugięły się pode mną.
– Jakim cudem mnie dogoniliście? – zapytałam, ocierając łzy.
– Nieistotne. Podpisałaś? – zapytał tata, potrząsając mną.
– Tak – powiedziałam cicho. Mama wybuchnęła płaczem, a ja poczułam się, jakbym ją uderzyła.
– Wszystko będzie dobrze – powiedziałam po chwili. Przytuliłam ich bardzo mocno. Niemal czułam ich bicie serca. – Wrócę do was, obiecuję – wydusiłam z siebie ledwo, na co mama jeszcze głośniej zaczęła płakać. Spojrzałam na tatę, który również nie powstrzymywał łez. Po raz pierwszy widziałam go, gdy płacze.
– Proszę pani... – usłyszałam męski głos za sobą. Odwróciłam się. – Proszę do pojazdu. – Serce zacisnęło mi się w klatce piersiowej. Nic wcześniej nie bolało mnie tak bardzo. Wskazał na dużą furgonetkę. Odwróciłam się jeszcze do rodziców.
– Kocham was. Powiedzcie Gabrielowi, że też go kocham. Będę tęsknić. – Ucałowałam ich w policzki. Odwróciłam się i podeszłam do furgonetki.
– Też cię kochamy – usłyszałam za sobą mamę. W samochodzie siedziało mnóstwo młodych chłopaków. Podali mi ręce, przez co szybciej weszłam do pojazdu. Zajęłam miejsce przy samym brzegu. Wszystko działo się tak szybko i w takim strasznym hałasie. Spojrzałam na rodziców. Stali nadal w tym samym miejscu przytuleni do siebie. Furgonetka wydała z siebie dźwięk odpalanego silnika, a po chwili ruszyła powoli. Pokiwałam im delikatnie ręką. Oni tak samo delikatnie odmachali. Potem zniknęli za warstwą kurzu, który uniósł się, gdy ruszyliśmy. Poczułam wewnętrzny spokój. Czułam, że robię dobrze, że to była dobra decyzja. Bałam się tylko bardzo tego, co mnie czeka. Nie wiedziałam nic. Nie wiedziałam, jak przebiega cały ten proces przyjęcia do armii i wkroczenia na pole bitwy. Jeśli miałoby to nastąpić od razu, byłabym martwa.
CZYTASZ
E38521
Science FictionEulalia ma dopiero 17 lat, kiedy jej życie wywraca się do góry nogami. Żyje w świecie wiecznej wojny, ubóstwa i bezprawia. W bardzo nietypowy sposób postanawia chronić swoją rodzinę; nie mając pewności czy jej samej uda się przetrwać. ✨#1 w Scie...