LIV

1.2K 80 1
                                    

20.05.2255
Maj w pełni cieszył się swoją słonecznością i ciepłem, a ja mogłam cieszyć się tym tylko zza ogromnych murów. Nie widziałam nic z tego, co dzieje się wokoło ogrodzonej fortecy. Jednak po często słyszanych dźwiękach aut i karetek, wnioskowałam, że to sam środek miasta. Zbliżało się lato, a ja siedziałam tak na ławce, na więziennym dziedzińcu, obserwując niebo. Było krystalicznie czyste, ani jedna chmurka nie pojawiła się. Czułam, jak ciepłe promienie słońca grzeją moją łysą głowę. To było bardzo przyjemne. Bardzo lubiłam tę porę roku i nie mogłam doczekać się, kiedy słońce całkowicie zacznie obdarzać nas ciepłem.
Gdy byłam mała, w każdą letnią niedzielę wybierałam się z rodzicami i bratem na plażę. Godzinami bawiliśmy się, pływając i lepiąc zamki z piasku. Do dziś słyszę odgłosy latających mew. Nie było wtedy żadnych zmartwień, myśli o tym, że niedługo może brakować pieniędzy na jedzenie. Kocham czasy sprzed reformacji. Ona przyniosła dostatek władzy, która bogaci się naszymi podatkami. Niegdyś tata wypływał w morze z wielkim uśmiechem i radością i pamiętam ten widok do dziś. Ubrany w roboczą koszulę w czerwono-czarną kratkę, ciemne spodnie i wielkie rękawice, odpływał od brzegu, machając nam. Przebywał na morzu zazwyczaj bardzo długo, ale nie widzieliśmy w tym problemu, ponieważ to przynosiło mu niewyobrażalną radość, to była jego pasja. Dziś traktuje to jako ciężki obowiązek. Niby ten sam człowiek, ten sam kuter, ta sama koszula, ale jednak człowiek smutniejszy, a twarz bez uśmiechu, kuter skrzypiący i zardzewiały, a koszula wypłowiała i cerowana tysiące razy. Kilkanaście lat temu machaliśmy mu wszyscy, kilka miesięcy temu machałam już tylko ja, a kto macha dzisiaj?
Poczułam, jak na moją rękę spadło coś mokrego. Opuściłam wzrok w tą stronę. Malutka kropla powoli wysychała na jej powierzchni. Nie to nie deszcz. Niebo jest krystalicznie czyste. To moja łza. Szybko otarłam policzek ręka z lewego policzka, energicznie wstając. Moja rana nie zagoiła się jeszcze dokładnie. Nadal jest trochę opuchnięta i sina. Dzięki szwom, które po zagojeniu wyciągnęłam sobie sama, wygląda to coraz lepiej. Jednak nadal rana jest pierwszym, co rzuca się w oczy, gdy patrzy się w moją stronę. Nie wróciłabym za żadne skarby do więziennego szpitala. Unikam tych okolic budynku jak ognia ze względu na obecność Urszuli, dlatego szwy wolę już wyciągać sobie sama. Wolałabym się wykrwawić niż żeby miała mnie jeszcze raz dotknąć. Opuściłam betonowy dziedziniec, służący jako nasz „wybieg". Pod okiem tysiąca strażników, stojących na korytarzach, kierowałam się w stronę swojej celi. W dni słoneczne mogłyśmy wychodzić na dwór niemal przez cały dzień, a gdy miałyśmy ochotę wrócić, cele i tak były otwarte. Jednak nieliczne osoby przesiadywały w celach w tak ciepłe dni. Każdy uciekał od tego brudu, kurzu i ciemności. Coś bardzo zdziwiło mnie, gdy stałam już w drzwiach pomieszczenia. Jakaś dziewczyna siedziała na łóżku Barbary. Była młoda. Miała bardzo długie i jasne blond włosy. Były bardzo piękne i bardzo szkoda będzie je ścinać. Ubrana była tak jak każda z nas.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona. Na moje pytanie zmieszała się trochę i przez chwilę nie wiedziała co powiedzieć.
- To moja cela - wybąknęła po chwili.

Do składu więźniów rzadko przychodził ktoś nowy. Kobiety stosunkowo rzadko popełniały przestępstwa, a placówka ta była przeznaczona tylko dla kobiet. Podeszłam bliżej niej, czyniąc jej oczy jeszcze większymi.
- Jestem Eulalia. - Podałam rękę, a ona nieśmiało uścisnęła ją.
- Agata - powiedziała po chwili.
- Ile lat? - zapytałam, siadając na łóżku naprzeciwko niej.
- Rok - powiedziała szybko.
- Szczęściara. - Pokiwałam głową, porównując w myślach jej karę a moją. Też chciałabym tak szybko się stąd wydostać. - A za co? - dopytałam po chwili.
- Wandalizm - westchnęłam głośno, pobierając wewnętrzną stroną dłoni o spodnie. Była bardzo spięta i czymś bardzo zestresowana. - A ty? - dodała.
- 15 lat za zabójstwo. - Przesunęłam kilka razy dłońmi kostki o kostki. Jej oczy były wielkie i wpatrywały się we mnie z wielkim strachem, jak i respektem.
- Długo tu jeszcze będziesz? - zapytała cicho, gdy już miałam wstać i wrócić na swoje łóżko.
- Jeszcze trochę tu posiedzę. - Uniosłam brwi do góry, widząc tę świetlaną przyszłość.
- Czy czas tu leci szybko? - zapytała jeszcze, skubiąc palec wskazujący lewej ręki.

Było mi jej trochę szkoda. Przypominała mi mnie podczas mojego wstępowania w bramy tego piekła. Przez chwilę pomyślałam nad tym, po czym wstając, odpowiedziałam:
- Bardzo wolno. - Kiwnęłam głową, odchodząc na swoje miejsce.

Ułożyłam się wygodnie na łóżku i patrzyłam w łóżko Marii od spodu. Westchnęłam sama do siebie, zadając sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Naprawdę czas leci tu bardzo wolno. Jestem tu kilka miesięcy, a czuję, jakby to była wieczność. Przez te kilka miesięcy zdążyło stać się tyle niedobrych rzeczy, że aż głowa boli. Szybko wyrzuciłam z siebie te myśli, by znów nie popadać w depresję. W tym momencie panował mną stan obojętny i był on zdecydowanie lepszy i bezpieczniejszy dla mnie.
______________________________________
Przepraszam Was bardzo w opóźnienia w dodawaniu rozdziałów, ale naprawdę mam sporo roboty. Po 10 marca wszystko powinno się ustabilizować.

Nie zapomnijcie o gwiazdkach i komentarzach, jeśli macie jakieś zastrzeżenia ❤❤❤

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz