19.04.2255
Pobiłam nowy rekord w nic-nie-mówieniu. Od ostatniej rozmowy z dziewczynami minęło siedem dni. Nie wiem, jakim cudem to robiłam, jakim cudem wytrzymowałam bez żadnej komunikacji z drugą osobą.
Moje samopoczucie było bardzo mieszane. Stan depresyjny, w którym cały czas płakałam, wymieniał się ze stanem kompletnej obojętności i długotrwałego milczenia. Trwały nierównomiernie. Często zmieniały się nawet w ciągu dni. Między nimi stała bardzo cienka granica. Do płaczu mógł doprowadzić mnie nawet widok suchej kaszy na talerzu. Bardzo lubiłam brać prysznic. Mogłam się wtedy bezkarnie rozpłakać i nikt tego nie widział.Tego samego wieczoru kończyłam brać prysznic, gdy podeszła do mnie. Miałam na sobie tylko szary ręcznik. Uniosłam wzrok, gdy stała blisko. Była ubrana w więzienny mundurek. Twarz jej była szyderczo uśmiechnięta, a brwi wysoko uniesione ku górze. Była sporo starsza ode mnie. Mogła mieć coś około trzydziestki. Była masywnie zbudowana. Jej ramiona były szersze niż niejednego pana. Dziwiło mnie to, jak mogła osiągnąć taką posturę, jedząc więzienne jedzenie. W przeciwieństwie do niej byłam bardzo wychudzona, bez sił i przestraszona. Jak nigdy łazienka była pusta, co jeszcze bardziej wzmagało moje zdenerwowanie.
- Co tu robisz? - zapytała, mierząc mnie z góry na dół. Odchrząknęłam szybko, chcąc w zdenerwowaniu wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa.
- Wzięłam prysznic i już idę. - Schyliłam się szybko po stertę moich ubrań.Spojrzałam na nią jeszcze przez chwilę z dołu. Wiedziałam, co oznacza jej wzrok. Wiedziałam, co chce zrobić. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec.
- Jesteś taka ładna, młoda - powiedziała. Wzięłam głęboki oddech, po czym odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem zaczęłam podążać w stronę wyjścia. Nie obchodziło mnie to, że wyjdę na hol niekompletnie ubrana. Chciałam uciec jak najszybciej. Serce biło mi strasznie szybko i z wielką siłą.
- Nie skończyłam jeszcze - powiedziała w złości.Kątem oka widziałam, że szybkim krokiem idzie za mną. Na to ja jeszcze bardziej przyspieszyłam, już niemal biegnąc. Po chwili poczułam tylko jej duże dłonie na moim gołym ramieniu. Z wielką siłą okręciła i przygwoździła do ściany. Poczułam to silne uderzenie w zimne płytki. Na chwilę straciłam nawet oddech. Trzymała mnie swoją silną ręką za szyję tak, że nie mogłam się ruszyć. Wypuściłam ubrania z rąk. Patrzyła mi prosto w oczy. Były okropne. Mówiły do mnie straszne i obrzydliwe rzeczy. Nie mogłam nawet krzyczeć. Momentami tak zaciskała rękę, że traciłam oddech. Bardzo się bałam. Bałam się zrobić cokolwiek, nawet wzywać pomoc. Modliłam się o to, by ktoś przyszedł i uwolnił mnie z jej brudnych rąk.
- Nie chcę kłopotów - szepnęłam, bo tylko takie ciche dźwięki mogłam z siebie wydobyć. Na moje słowa uśmiechnęła się szyderczo od ucha do ucha.
- To nie kłopot. Wręcz przeciwnie.Poczułam, jak silną dłoń dotyka moją pierś. Sama nie wiem skąd, wzięło się we mnie tyle odwagi, by nabrać w usta ogrom śliny, a następnie ją opluć. Od razu wypuściła mnie z uścisku, krzycząc głośno tysiące przekleństw. Zaczęłam biec w stronę drzwi. Szybko chwyciłam za klamkę i nacisnęłam ją. Niemal nie wypadłam przez nie, chcąc zniknąć stamtąd jak najszybciej. Otwierające się z wielkim hukiem drzwi sprawiły, że wszyscy strażnicy odwrócili się w moją stronę. Odetchnęłam z ulgą. Byłam na widoku i nie obchodziło mnie wtedy, że jestem w samym ręczniku. Czułam się chwilę bezpiecznie, do czasu kiedy nie usłyszałam za sobą czyjegoś oddechu. Oddech wydawała z siebie osoba sporo wyższa ode mnie. Sapała, zmęczona krótkim biegiem. Zamarłam, biorąc głęboki oddech. Przeleciało przeze mnie tysiąc myśli i obaw co teraz zrobi. Nie mogła zrobić wiele przy strażnikach. Czułam, że chce przerzucić mnie przez barierkę. Spadając z drugiego piętra na dół, nie miałabym szans. Przełknęłam głośno ślinę. Poczułam znów te wielkie ręce, tym razem na swojej łysej głowie. Był to energiczny zamach, w którym chwytając głowę, uderzyła moją twarzą o metalową, kanciastą barierkę. To był straszny ból, promieniujący od nosa przeszywający całą dalszą część twarzy. W uszach słyszałam tylko brzęk metalu. Po chwili kolejny raz i jeszcze kolejny. Ból był tak ogromny, że nie czułam nic. Przestałam czuć twarz. Nie mogłam otworzyć oczu. Czułam, jak mój ręcznik się zsuwa, więc przytrzymałam go lewą ręką. Zsunęłam się po zimnych barierkach na ziemię. Uklęknęłam, a po chwili usiadłam. Słyszałam tylko dźwięk metalu i przebijające się przez niego krzyki. Bolała mnie głowa. Ból pulsował. Nie myślałam wtedy o niczym, tylko i bólu głowy, który był okropnie dokuczliwy. Oparłam się czołem o barierki. Czułam pulsujące skronie. Ktoś znów dotknął mojego ramienia. Tym razem dłoń była inna. Delikatnie otwierając oczy, powoli skierowałam twarz w kierunku, skąd mógł pochodzić dotyk. Zobaczyłam światło, bardzo jasne światło. Później mnóstwo strażników, chodzących strasznie szybko w różnych kierunkach. Spojrzałam na ramię. Faktycznie ktoś je dotykał. Powoli kierowałam głowę ku górze, by zobaczyć kto to. Ból był jednak tak dokuczliwy, że nie mogłam się skupić. Miał czarne ubranie, takie jak strażnicy. To jeden z nich. Młody blondyn, który na mój widok niemal nie odskoczył. W tym momencie nagle odzyskałam pełnie słuchu. W połączenie z potwornym bólem było to nie do zniesienia. Krzyknęłam, bardzo głośno trzymając się za głowę. „Lekarz!”, „Dajcie nosze”, „Podaj opatrunek?”,"Gdzie lekarz?” Każdy przekrzykiwał się. Spojrzałam dookoła na barierkach i wokół mnie było pełno krwi. Delikatnie dotknęłam swojej twarzy, której nadal nie czułam. W momencie zbliżenia do niej palców poczułam pieczenie. Szybko obejrzałam palce. Były całe od krwi. Wystraszyłam się. Serce zaczęło mi szybciej bić. Oddech przyspieszył. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam, dlaczego wokół mnie jest tak dużo krwi. Nie wiedziałam, czy w ogóle mam jeszcze twarz. Zaczęłam panikować. Wszyscy biegali wokół mnie, co nie pomagało, a to bardzo pogarszało sprawę. Robiło mi się duszno, gorąco i słabo. Po chwili przynieśli coś w rodzaju noszy i, nawet nie pytając mnie o zdanie, chwycili za ręce, nogi i przenieśli na nie. Przypięli pasami i unosząc, zaczęli nieść. Wtedy nie wiedziałam jeszcze gdzie, a cały czas pytałam zestresowana i przerażona. Nie wiedziałam nic. Bałam się bardzo. Bałam się o swoje zdrowie i życie. Myślałam, że się wykrwawię na śmierć. Gdy mnie tak nieśli, krew momentami spływała mi do oczu, co sugerowało to, że jest jej naprawdę dużo. Wprowadzili mnie do jakiegoś jasnego pomieszczenia, w którym dziwnie pachniało. Po jeszcze krótkim marszu poczułam, jak odkładają mnie na coś stabilnego. Jakaś miła osóbka otarła moje oczy z lepkiej mazi, dzięki czemu znów mogłam je otworzyć. Strażników już nie było. Przy moich noszach stała tylko pielęgniarka i mężczyzna w średnim wieku ubrany jak lekarz.
- Gdzie jestem? - krzyknęłam przerażona, niemal nie płacząc.
- W klinice więziennej. Nie bój się. - powiedziała szybko pielęgniarka, stojąc przy mnie z wielką igłą. Widząc to, jak zbliża ją do mojej ręki, poczułam się bardzo słabo.
- Słabo mi - powiedziałam smętnie, mrużąc oczy.
- Ej ej ej, nie odpływaj. Za chwilę dostaniesz leki - powiedziała, a ja usiłowałam nie poddawać się temu czemuś, co usiłowało mną zawładnąć.
- Pokaż buzię - rozkazał, świecąc mi fikuśną lampką po twarzy. Nic nie robiłam, sam oglądał i okręcał moją głową.
- Jest bardzo źle? - zapytałam, licząc na to, że to tylko mała rana w bardzo ukrwionym miejscu. Lekarz skrzywił nieco wyraz twarzy, kręcąc głową.
- Nie jest źle - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą.Dokładnie mi się przyglądał. Mając gumowe białe rękawiczki na rękach, dotykał lekko mojej twarzy, co powodowało ogromny ból i pieczenie. Próbowałam zacisnąć zęby i wytrzymać to jakoś.
- Będziemy szyć. Urszulo, przygotuj wszystko - zwrócił się do pielęgniarki.Szyć? Ale co? Przecież nie jest tak źle. Bardzo się bałam. Nigdy wcześniej nie miałam nic szyte. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
CZYTASZ
E38521
Science FictionEulalia ma dopiero 17 lat, kiedy jej życie wywraca się do góry nogami. Żyje w świecie wiecznej wojny, ubóstwa i bezprawia. W bardzo nietypowy sposób postanawia chronić swoją rodzinę; nie mając pewności czy jej samej uda się przetrwać. ✨#1 w Scie...