XXXIV

1.8K 105 6
                                    


Był wieczór 24 grudnia, a ja siedziałam w dusznym pokoju w objęciach mojego ukochanego. Te wieczory spędza się z rodziną. Nie żebym narzekała na towarzystwo Izaaka, ale po prostu bardzo za nimi tęskniłam. W tym momencie pewnie siedzą przy stole w kuchni, który jak nigdy jest wypełniony jedzeniem. Smażona ryba, kluski z makiem, barszcz czerwony. Na deser oczywiście sernik, który jadaliśmy raz do roku. Choinka jak zwykle pewnie ma trzydzieści centymetrów i stoi w kącie blatu kuchennego. Prezenty? Wspólna obfita kolacja była dla nas prezentem, jak i podzielenie się śnieżno białym opłatkiem. O północy pasterka. Spędzamy czas na wspólnej modlitwie. A pozostawione miejsce dla wędrowca? Na pewno je zostawili, z czego się cieszę, ale smutno mi się robi, gdy pomyślę, że to miejsce z myślą o mnie. Na pewno na mnie czekają i o mnie pamiętają. Za bardzo mnie kochali, by teraz tak po prostu zapomnieć. Żałuję tego, że usiłowałam zapomnieć o nich. Nie udało się. Za bardzo ich kocham. Może wrócę z wojny. Może wrócę do domu. Może z Izaakiem za rękę i przedstawię go rodzinie. Może wrócimy razem. Może zobaczę ich jeszcze. Może. Żyje marzeniami i jaśniejszą wizją przyszłości.

- Wstawaj! - obudził mnie mocnym pchnięciem Izaak.

Natychmiast otworzyłam oczy i zerwałam się na nogi. Izaak chodził po całym pokoju, pakując różne rzeczy do dużego plecaka.
- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana i przestraszona.
- Wyjeżdżamy za godzinę.

Coś zakuło mnie w sercu, a mięśnie sparaliżował strach.
- Gdzie? - pytałam dalej, nie chcąc jednocześnie znać odpowiedzi.
- Jak to gdzie? Na Sybir - powiedział zrezygnowany.

Chwycił stertę czarnych ubrań i rzucił w moją stronę. Wylądowała na łóżku.
- Ubieraj się w to - rozkazał.
- Ale... Jak to jedziemy? - Mój głos zaczął się urywać.
- Po to tu byliśmy. By tam jechać - powiedział, pakując kolejne rzeczy do torby.
- Ale... Izaak, boję się - mówiłam z bezruchem w twarzy.

Byłam sparaliżowana strachem. Na te słowa Izaak zatrzymał się. Odłożył na bok plecak i podszedł do mnie bliżej. Objął mnie delikatnie.
- Jesteś silna. Damy sobie radę. Wszystko będzie dobrze - szepnął mi do ucha i ucałował w czoło.

Jego słowa dodały mi otuchy i siły.

Po chwili odszedł i znów zaczął się pakować. Szybko wzięłam do ręki podane mi ubranie. Był to tak jakby kombinezon. Cały czarny. Założyłam spodnie, które były w otrzymanym „zestawie". Strasznie przypominały te do treningów. Te nowe były całe czarne i z trochę lepszego materiału. Na czarną bokserkę założyłam kurtkę z długim rękawem. Znajdowały się na niej niezliczona ilość kieszeni i mała metalowa plakietka z napisem „E38 521". Na nagi włożyłam buty, bardzo przypominające glany. Popatrzyłam na Izaaka. Przebierał się właśnie w podobne rzeczy do moich. Te same spodnie, ta sama bluzka pod spodem, ta sama kurtka, tylko że z inną plakietką. Jego kurtka różniła się też tym, że na ramionach miał z każdej strony po 5 złotych paseczków. Gdy zapinał guziki, podeszłam do niego. Stanęłam przed nim i dotknęłam złotych pasków na jego ramionach.
- Co oznaczają? - spytałam.
- Mój stopień - odparł, poprawiając ubranie jeszcze dokładnie.
- Dostanę buziaka od generała? - zapytałam, robiąc dziubek.

Pochylił się delikatnie i ucałował mnie czule. Po czym położył ręce na moich biodrach i zaczął całować mnie coraz namiętniej. Założyłam ręce za jego szyję i dałam ponieść się chwili. Tak dobrze całował. Tak bardzo byłam w nim zakochana...
- Trzeba iść już - szepnął mi do ucha.

Powoli i za rękę wyszliśmy z pokoju. Ostatni raz widziałam go, ostatni raz przechodziłam przez korytarz F. Przez radiowęzeł wydobył się krótki dźwięk syreny, a następnie komunikat: „Proszę jak najszybciej spakować najpotrzebniejsze rzeczy, ubrać się w mundur i przyjść do stołówki". Na dźwięk słów „najpotrzebniejsze rzeczy" dotknęłam swojego dekoltu, sprawdzając, czy mam jedne albo jedyne, ważna dla mnie rzeczy. Medalik od Izaaka i krzyżyk od mamy. Wyczułam je, więc byłam pod tym względem spokojna.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz