23.04.2255
Całej dalszej części nocy nie spałam. Bałam się, że znowu przyjdzie i, gdy będę spała, zrobi mi jeszcze coś innego. Obserwowałam, jak w pomieszczeniu robi się coraz większy ruch i gwar. Pielęgniarki biegały do pacjentów, nosząc różne rzeczy. Do mnie też przyszła jedna. Blondynka z poprzedniego dnia. Zapytała, jak się czuję, obejrzała moje rany i zmieniła opatrunek. Oczywiście zapewniałam ją, że czuję się jak najlepiej i jeszcze dziś chciałam wrócić do swojej celi. Była tym faktem bardzo zdziwiona, ale jednocześnie było jej to obojętne. Jeden pacjent mniej to mniej pracy, oczywiście. Tutaj co chwilę ktoś robi sobie coś tylko po to, by choć przez moment poprzebywać w lepszych warunkach lub uciec od agresywnych współlokatorów celnych. Mnie niestraszna już była nawet kobieta z łazienki. Bardziej bałam się Urszuli. Oczywiście nadal źle się czułam. Bardzo bolała mnie głowa. Nie byłam jednak pewna czy to skutek bójki, czy też nocnych wydarzeń, braku snu i ciągłego myślenia o tym, co się wydarzyło. Chwilę później pojawił się lekarz, który bywał tu tylko w godzinach porannych, wieczornych i sytuacjach kryzysowych.
- Chciałabym dzisiaj wrócić do celi. - Podniósł na mnie zdziwiony wzrok.- Czuję się już dobrze - dodałam, przekonywając.
- Naprawdę? Dopiero wczoraj się wybudziłaś.- Obejrzał moje rany na twarzy dokładnie.
- Tak, ale już jest wszystko w porządku - mówiłam słodkim głosem.
- Gdzie Ci się tak śpieszy? Źle Ci tutaj? - zapytał, opierając się o stoliczek. Jego brwi uniesione były bardzo wysoko do góry.Na kilka sekund zapadła grobowa cisza. Patrzyłam mu w oczy i nie wiedziałam, co powiedzieć. Wyznanie prawdy nie wchodziło w grę. Urszula zemściłaby się jeszcze bardziej, a konsekwencje nie zostałyby wyciągnięte, ponieważ ona jest pielęgniarką, człowiekiem uczonym, a ja tylko zwykłym więźniem, którego można poniewierać, krzywdzić i traktować jak szmatę.
- Nie lubię szpitali. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nikt nie lubi, nawet ja - westchnął, po czym opuścił mój pokój z parawanów.Zrezygnowana opadłam z pozycji siedzącej na poduszkę. Przerażała mnie wizja zostania tu na jeszcze jedną noc. Moje myśli znów przyprawiały mnie o silniejsze bóle głowy. Nieustannie zamartwiałam się czymś. Cały czas myślałam o tym, dlaczego ja? Dlaczego to właśnie ja muszę mieć pod górkę w życiu i coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że kiedyś, gdy mieszkałam jeszcze z rodziną, nie mogłam na nic narzekać. Sama nie wierzyłam w to, że mogłam być tak pusta i przychylna do dóbr materialnych. Miałam rodzinę, miałam się do kogo przytulić, miałam bezpieczeństwo i miłość. Dopiero gdy człowiek wszytko traci, naprawdę zaczyna doceniać to, co miał. Nikt i nic nie zastąpi mi rodziny i przyjaciół. Wpadając w coraz to nowe gówno twierdzę, że to, w którym jestem obecnie, jest najbardziej śmierdzące, z czasem okazuje się jednak, że może być coś o wiele gorszego i dopada to mnie ze zdwojoną siłą. Mimo to mam szczęście. Mam wielkie szczęście, że żyję. Już dawno mogłabym odebrać sobie życie w podziemnym centrum szkolenia żołnierzy, co dziś wydaje mi się najgłupszą rzeczą, jaką mogłabym zrobić. Na wojnę szłam z myślą o szybkiej śmierci, ale mimo to nie zginęłam. Został jednak skrzywiony kręgosłup po upadku z drzewa, który sprawia, że moja sylwetka jest lekko zgarbiona i pochylona do przodu. To nic w porównaniu ze śmiercią w męczarniach na polu bitwy. Rodzina Luizy przez tyle czasu zajmowała się mną po tym wypadku i umożliwiło to powrót do domu. Po bójce na korytarzu nie mam krwiaka w mózgu i nie straciłam wzroku. Urszula nie zabiła mnie, choć miała do tego najlepszą okazję. Nie mogę więc mówić tak jak wcześniej o sobie. Moje życie usnute jest częstymi pagórkami, ale jednocześnie jestem wielką szczęściarą. W teoretycznym świetle już dawno powinnam umrzeć, ale jest coś, co na to nie pozwala. Mając przy sobie ludzi, których poznałam, tak wspaniałych ludzi, mogę przetrwać wszystko. Sama myśl o nich podnosi mnie na duchu, owiewa nadzieją i sprawia, że góry mogę przenosić, jednak kiedy przypomnę sobie, że większości z nich już nie ma, ogarnia mnie smutek. Wchodzę w stan depresyjny. Monotonia. Zawieszenie umysłu w jednym punkcie. Wszytko, zaczyna się od nowa. Od nowa cierpię sama w sobie, znów pocieszam i sama się ranie. Często przebywanie sam na sam z myślami nie jest zdrowe.
CZYTASZ
E38521
Science FictionEulalia ma dopiero 17 lat, kiedy jej życie wywraca się do góry nogami. Żyje w świecie wiecznej wojny, ubóstwa i bezprawia. W bardzo nietypowy sposób postanawia chronić swoją rodzinę; nie mając pewności czy jej samej uda się przetrwać. ✨#1 w Scie...