XXXV

1.8K 114 24
                                    


Wszyscy czekaliśmy na swoich miejscach z niecierpliwością, kiedy wystartujemy. W środku było strasznie ciasno. Pierwszy raz leciałam samolotem. Chciałam mieć to wszystko za sobą. Nie czułam się tam dobrze. Po niedługim czasie samolot delikatnie poderwał się do lotu. Nie widzieliśmy tego, ale to czuliśmy.

Lecieliśmy już chyba trzecią godzinę, gdy usłyszeliśmy komunikat o tym, że niedługo lądujemy. Serce podeszło mi do gardła. Bardzo się bałam. W pewnym momencie chłopak obok mnie wstał. Spojrzałam na niego z miną pod tytułem „Co ty robisz?” Po chwili zauważyłam wstającą Wiktorię kierującą się na jego miejsce. Usiadła obok i lekko zawstydzona popatrzyła się na mnie.
- Eula - szepnęła. Odwróciłam na nią wzrok. - Chciałam cię przeprosić za wszystko - wyszeptała na jednym tchu. Patrzyłam z niedowierzaniem. - Wiem, że to ja zaczęłam tę całą kłótnię, więc ja przepraszam. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten jedyny raz.

Minę miała jak zbity szczeniak. Po jej oczach naprawdę można było odczytać żal, smutek i poczucie winy. Ktoś inny, będący innej wiary niż ja i będący w innej sytuacji niż my, nigdy w życiu nie ugiąłby się pod tymi przeprosinami.
„... odpuść nam winy, jak i my, odpuszczamy naszym winowajcom...”
- Ja też przepraszam - powiedziałam krótko.

Chciałam jej wybaczyć. Czułam, że niedługo może nas już nie być tutaj.
- Czyli między nami wszystko już dobrze? - pytała dalej z nadzieją w głosie.
- Tak - powiedziałam cicho.
- Znowu jesteśmy przyjaciółkami na zawsze? - Uśmiech rósł na jej twarzy.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się, a ona rzuciła się na mnie z uściskami.

To trochę smutne, że w chwili, gdy stajesz przed obliczem śmierci, wszyscy przypominają sobie o tobie i chcą z tobą wtedy być. Odwiedzają cię, przepraszają, oddają pieniądze. Śmierć poniekąd godzi ludzi.
- Masz spinkę do włosów? - zapytałam, odciągając myśli od tego paskudnego tematu.
- Jasne. - Wyciągnęła małą metalową spineczkę z kieszeni munduru. - Na wojnie wszystko się przydaje. Nawet jeśli ma się takie włosy jak ja. - Uśmiechnęła się, poniekąd smutno podając mi ją.

Spięłam grzywkę do tyłu, tak jak podpowiedział Florian, by w razie co nie przeszkadzała. Krótkie włosy spięłam z tyłu w malutki kucyk gumką, którą kiedyś od niej dostałam.
Wylądowaliśmy. Z bolącym sercem wyszłam na zewnątrz. Byliśmy na mini, i do tego prowizorycznym, lotnisku. Teren dookoła otaczał las iglasty. Jedna grupa już była przed nami. Wśród nich Adrian. Nasza starą paczką podeszliśmy do niego.
- Jak się leciało? - rzuciła Wiktoria.
- Duszno, ciasno - mówił, popijając wodę.- I do tego wylądowaliśmy na totalnym zadupiu.
- A czego się spodziewałeś? Że wlecimy w samo centrum zamieszek? - zapytał głupio Alojzy.

Wtedy usłyszeliśmy dźwięk kolejnego samolotu. Przylatywały jeden po drugim. Gdy wszyscy już byliśmy, a raczej prawie wszyscy, ponieważ postanowili całkowicie uniezależnić od nas grup A, B, C, tak jakby byli osobnym oddziałem. Generałowie przylecieli na samym końcu. W tym oczywiście Izaak, którego miałam ochotę przytulić i nigdy więcej nie wypuszczać. Teraz, gdy tak stał, nie zwracał na mnie uwagi. Nie wiem, dlaczego. Nie mieliśmy przecież już nic do ukrycia. Nie chciałam jednak przerywać mu załatwiania ważnych spraw przytulaniem i okazywanie czułości.
- Wojna zaczyna się już teraz - powiedział jeden z nich niskim głosem tak, że aż ze stresu przeszły mnie ciarki. Te słowa były straszne. - Każdy teraz otrzyma broń. Musicie być uważni, ponieważ nawet daleko granicy może czaić się nasz wróg.
- Chodźcie do mnie - powiedział Izaak, który tym razem stał przy metalowych skrzyniach.

Nawet nie wiem, kiedy tam się znalazł. Jako jedna z pierwszych podeszłam bliżej. W posiadanie otrzymałam karabin T300, 50VI i odbiornik, przypominający zegarek Izaaka, mający śledzić nas i nadawać komunikaty. Uśmiechnęłam się czule do Izaaka, gdy wręczał mi niebezpieczne urządzenie, ale jego twarz nawet nie drgnęła.
- Kocham Cię - powiedziałam, czekając jeszcze chwilę na odpowiedź, która nie padła.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz