XXI

2K 130 3
                                    

Gdy wychodziłam, Izaak wyprzedził mnie na korytarzu i nie zważając na to, czy ktoś patrzy, czy nie, łapiąc za rękę, zaczął gdzieś prowadzić. Wtedy przewidywałam, że prowadzi mnie do swojego pokoju. Dałam tylko szybki znak swojej grupie, że wszytko jest ok i poszłam za nim. Jego sroga mina nie znikała. Mimo to czułam się pewnie i bezpiecznie.
-

Gdzie idziemy? - zapytałam, dorównując jego szybkim krokom.
- Zobaczysz? - mruknął.
- Coś się stało? - pytałam dalej, czując, że coś jest nie tak.
- Ehhh - westchnął. - Zadajesz dużo pytań.

Naprawdę zaczęłam się bać.
- Bo masz nienaturalną dla siebie minę.

Odwrócił srogo wzrok w moją stronę, co zmroziło mi krew w żyłach.
- Zachowuję się normalnie. Tak, jak na treningach. - Wzruszył ramionami.
- Ale to nie ty. - Zatrzymał się, wyrywając swoją rękę z jego silnego uścisku. - Ty nie jesteś taki naprawdę.

Odwrócił się w moją stronę.
- Jaki? - Niemal krzyknął na mnie, a ja miałam ochotę skulić się i płakać.
- Taki srogi, stanowczy. - Mimo strachu, który we mnie wywołał, podeszłam bliżej. - Tak naprawdę to nie ty. Męczy cię to prawda? To bycie kimś innym.

 [1] Patrzyłam na w jego piękne, niebieskie oczy. Błyszczały niczym tafla krystalicznie czystego morza. Mogłabym patrzeć w nie godzinami.

Milczał.
- Rozgryzłam cię. - Uśmiechnęłam się.
- Brawo - powiedział ponuro, zaklaskał powoli dwa razy i znów zaczął iść, chwytając mnie jak przedtem za rękę.
- Tylko dlaczego? - Milczał. - Dlaczego tylko przy mnie jesteś tak naprawdę sobą? - Pytałam, niemal krzycząc.
- Może chcę się wygadać? - Wzruszył ramionami.
- Ale dlaczego akurat mi? - Pytałam wciąż.
- Mogę przestać. - Kolejny raz okazał obojętność.
- Nie - szybko zaprotestowałam, bojąc się, że to już koniec. Koniec naszych spotkań, długich szczerych rozmów, komplementów i sympatii.

Nie chciałam to stracić. Po raz pierwszy był dla mnie taki srogi, gdy byliśmy sam na sam.
- Dlaczego? - teraz on pytał.
- Też chce się wygadać - powiedziałam cicho.
- Dlaczego akurat mi? - przejął moje pytania.
- Bo mam wrażenie, że jesteśmy podobni. W podobnej sytuacji. - Zatrzymaliśmy się przy drzwiach od jego pokoju.
- No więc właśnie. - Uniósł delikatnej kąciki ust i przesunął kartę, by otworzyć drzwi.

Pierwszy raz wtedy bałam się wejść do jego pokoju i być z nim sam na sam. Jak zwykle w jego pokoju rozpraszało się ciepłe, lekko pomarańczowe światło. Wciągnął mnie do środka. Spojrzałam w lewo. Na fotelu na, którym lubiłam siedzieć, siedział mężczyzna. Miał lekko siwe włosy z drobnymi pozostałościami po ich pierwotnym czarnym kolorze. Na twarzy miał lekkie zmarszczki. Przyjechałam po nim wzrokiem w dół. Miał na sobie długą, czarną sutannę, a z jego szyi zwisał długi złoty krzyż na łańcuchu. Ksiądz! Ucieszyłam się niezmiernie.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - powiedziałam z uśmiechem, niemal nie klękając przed nim.
- Na wieki wieków. Amen - odpowiedział, powoli wstając. - Tylko ty przyszłaś do spowiedzi? - zapytał, przyglądając mi się uważnie.
- Czego innego można się spodziewać. - Rozejrzałam się dookoła. Nie było nikogo prócz nas i siedzącego na skraju łóżka Izaaka.
- To, jak zaczynamy? - Kiwnął do mnie głową.
- Oczywiście. - Wzięłam głęboki oddech, robiąc szybko w myślach rachunek sumienia.

Spojrzałam na Izaaka wzrokiem pod tytułem „Czy możesz wyjść?", ale on siedział dalej i przyglądał się nam. Spojrzałam na księdza. On również patrzył na niego tym wzrokiem, ale on nadal siedział.
- I... Generale... - Zapomniałam się. - Czy może Pan wyjść? - zapytałam stanowczo, a on zdziwił się trochę, ale mimo to wstał.
- Aaa, ok. To ja będę na zewnątrz. - Pokazał palcem na drzwi i wyszedł szybko.

Ksiądz wskazał mi ręką jeden z foteli. Wyprzedziłam go i usiadłam w moim ulubionym fotelu, a on naprzeciwko. Moje serce rozpierało olbrzymie szczęście. Przeżegnałam się i zaczęłam przystępować do sakramentu. Wszystko mówiłam powoli z namysłem tak jak on. Trwało to jakiś czas z powodu mojej dokładności. Na koniec zadał mi pokutę. Trzy razy ojcze nasz. Nic wielkiego.

Postanowiliśmy wpuścić w końcu Izaaka do pokoju. Mężczyzna wszedł, a minę miał pod tytułem „No nareszcie".

Podziękował księdzu, ja również. Kapłan, mówiąc, że musi iść jeszcze do Elizy pożegnał się. (Chyba miał na myśli naszą higienistkę).
- Zostańcie z Bogiem - powiedział, wychodząc na korytarz.
- Idź z Bogiem - odpowiedziałam.
- Do widzenia - dodał Izaak, na którego wkrótce spojrzałam.

Znów usiadł na łóżku.
- To ja też już pójdę - powiedziałam, powoli kierując się do drzwi.
- Czekaj...- zatrzymał mnie.
____________________________________

[1] Opis oczu specjalnie z dedykacją dla Pauliny @Szakalica. Kc misia.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz