Obudził mnie bardzo głośny dźwięk. Jakiś alarm wył i piszczał, raniąc moje uszy. Szybko wstałam z łóżka, nie wiedząc, o co chodzi. Reszta też budziła się oszołomiona. Po kilkudziesięciu długich minutach alarm ucichł.
– Uwaga, uwaga! – usłyszeliśmy głos dochodzący z radiowęzła. – Macie pięć minut na przebranie się i dotarcie do miejsca wczorajszego treningu. – Chłopaki i Wiki od razu zaczęli się ubierać. Ja lekko opóźniona także. Ubrałam spodnie, lecz gdy już miałam je na sobie, chłopcy wyszli gotowi. Wiktoria pożyczyła mi elektryczną gumkę do włosów. Wczoraj na treningu włosy bardzo mi przeszkadzały. Jej niezwykłość polegała na tym, że była jednocześnie bransoletką. Wystarczyło ułożyć z włosów kucyk i zacisnąć ją na nich. Gumka nie spadała i nie poluzowywała się. Wbiegłyśmy do siłowni; tam, gdzie spędziliśmy wczoraj niemal cały dzień.
– 49,50 – powiedział na nasz widok trener. – Jesteście spóźnione. – Spojrzał na zegarek. – O czterdzieści sekund. Za karę będziecie biegać dodatkowe dwa kółka.
Zdenerwowałam się. Nie lubiłam biegać. Naprawdę nie zrobiłam tego umyślnie i nie ociągałam się. Przez taką pierdołę mam karę dwóch kółek?
– Bez jaj – szepnęłam.
– Co mówisz? – zapytał trener, a serce podskoczyło mi niemalże do gardła. Wiedziałam, że nie powinnam tego mówić.
– Za tak krótkie spóźnienie mam karne dwa kółka? To bez sensu – powiedziałam od niechcenia, tłumacząc się.
– Ja tutaj ustalam zasady i uwierz, że jestem w tym fachu znacznie dłużej od ciebie, więc pozwól, że ja będę ustalał co ma sens, a co nie, dziewczynko. – Mówiąc to podniesionym głosem, patrzył mi w oczy. Jego wyglądały na zdenerwowane, a jednocześnie ich błękit był tak piękny, tak pięknie połyskujący, że nie mogłam oderwać od nich wzroku. Przeszedł mnie dreszcz. W tym momencie odwrócił się w stronę grupy, klaszcząc w dłonie.
– To dzisiaj idziemy w plener – powiedział radośnie.
Wyszliśmy z podziemi podobnie, jak tam weszliśmy. Na polu wiał dość silny wiatr, a chmury kłębiły się szarą barwą; my byliśmy w samych bluzkach. Jak to ujął nasz trener, to są realia wojska i musimy się do tego przyzwyczaić. Było bardzo zimno.
– Biegniemy – powiedział trener, zaczynając biec w stronę lasu na drugim końcu pola. Biegliśmy pod wiatr, co sprawiało wielką trudność. Równie wielkie zimno nie ułatwiało niczego. Od czasu do czasu dostawaliśmy od Matki Natury piaskiem po twarzy. Traciłam oddech i siły. Moje mięśnie nie zregenerowały się jeszcze po wczorajszym treningu. Dobiegliśmy do lasu. Miałam ochotę paść na piach i już nigdy nie wstawać. Gdy zabierałam się za to, by choć na chwilę usiąść, trener wskazał na nas.
– Wy biegniecie do tego drzewa i z powrotem. – Wskazał na jedno z samotnych drzew stojących w znacznej odległości od nas. Na sam widok tej odległości robiło mi się słabo. Wiktoria zaczęła biec pierwsza, ja za nią z opóźnieniem. Gdy dobiegłyśmy do samotnego drzewka, miałyśmy za sobą połowę sukcesu. Myślałam, że umrę. Było mi niedobrze. Nie jadłam nic od rana. Dokuczliwe zimno zmieniło się w nieustające gorąco. Pot hektolitrami spływał po mnie. Nie mogłam zaczerpnąć oddechu. Odpoczęłyśmy trochę, ale nie wystarczająco. Chciałyśmy znaleźć się szybko z powrotem z grupą. Byłyśmy tak daleko, że prawie ich nie widzieliśmy. W drugą stronę było jeszcze trudniej. Byłyśmy wyczerpane. Mimo to chciałam jak najszybciej pokonać ten dystans i mieć to za sobą. W pewnym momencie, kilkaset metrów od „mety" zakręciło mi się w głowie. Przez chwilę widziałam wszystko przez mgłę. Poczułam tylko opór przy stopie, a po chwili to, jak lecę. Uderzyłam twarzą o ziemię. Kostka bardzo mnie zabolała. Zacisnęłam powieki tak mocno, jak potrafiłam i krzyknęłam z bólu.
– Co się stało? – Zatrzymała się przy mnie Wiktoria i kucnęła.
– Potknęłam się – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Ból był okropnie mocny i promieniował po całej długości nogi.
– Możesz wstać? – Podała mi rękę. Usiadłam na ziemi i podniosłam się delikatnie. Bolała mnie lewa kostka. Nie mogłam na niej stanąć, bo ból był wtedy nie do wytrzymania.
– Zaniosę cię – zaproponowała pewnie.
– Nie. Pójdę sama. – Wiedziałam, że nie dam rady, ale równocześnie nie chciałam robić jej kłopotu i być ciężarem.
– Nie denerwuj mnie. Nie możesz nawet stać. Wskakuj mi na plecy. – Musiałam przyjąć jej pomoc, mimo że było mi strasznie głupio, że tylko ona biegnie i to jeszcze z moimi kilogramami na plecach. W kilka minut byłyśmy na miejscu. W naszą stronę padło naraz mnóstwo pytań. Wika położyła mnie delikatnie na ziemi I odetchnęła zmęczona.
– Czemu ją niosłaś? – przeszył się przez wszystkie inne głos generała.
– Eulalia przewróciła się. Nie może chodzić – wytłumaczyła, dysząc. Podszedł bliżej i popatrzył na nas przez chwilę, po czym dodał...
– Plus dla ciebie. – Pokazał na nią palcem. – Przyjaciół nie zostawia się w potrzebie. Jak masz na imię?
– Wiktoria – wypluła jak gęstą ślinę.
– Zapamiętam. Wszyscy marsz do bazy! – rozkazał.
CZYTASZ
E38521
Science FictionEulalia ma dopiero 17 lat, kiedy jej życie wywraca się do góry nogami. Żyje w świecie wiecznej wojny, ubóstwa i bezprawia. W bardzo nietypowy sposób postanawia chronić swoją rodzinę; nie mając pewności czy jej samej uda się przetrwać. ✨#1 w Scie...