VII

2.8K 171 6
                                    

Drzwi otworzyły się, a naszym oczom ukazało się ogromne, mocno oświetlone pomieszczenie. Ściany były białe. Wszystko przypominało mi stołówkę szkolną. Stało w nim mnóstwo stołów i ławki. Przy niektórych siedzieli już jacyś rozmawiający młodzi ludzie. Panował gwar. Spięłam się i zestresowałam.

- Siadajcie gdziekolwiek - rozkazał blondyn i zniknął w tłumie. Wszyscy chłopcy rozeszli się w różne strony. Szybko przeanalizowałam wzrokiem wszystkie stoliki, by zdecydować, gdzie najlepiej będzie usiąść. Nagle zauważyłam jedyną w tym męskim tłumie dziewczynę. W swoim małym serduszku poczułam promyk nadziei na dobre towarzystwo, rozmowę i zrozumienie. Stwierdziłam, że skoro jesteśmy jedyne, to dobrze będzie się trzymać razem. Patrząc na nią i na nic więcej szybkim krokiem probowałam dostać się do jej stołu. Im byłam bliżej, tym żołądek ściskał mi się mocniej i miałam w sobie coraz więcej niepewności. Nie lubiłam poznawać nowych ludzi i mówić im o tym, że jestem z ulicy 300+. Nie chciałam być postrzegana jako biedna sierota, a takie wrażenie mają ludzie z zewnątrz. Myśleli, że jesteśmy gorsi przez to, że mam mniej pieniędzy. To prawda, że nikt z 300+ nie chodził do szkoły, tak więc analfabetyzm był sporym problemem, ale nadal nie dyskryminował człowieka. Nie dawał przyzwolenia, by traktować go jak totalne zero lub śmiecia. Dziewczyna była ładna. Miała długie, jasne włosy do pasa i bardzo jasną, promienistą buzię. Jej czarne oczy wyróżniały się i przyciągały uwagę. Będąc metr od niej, wzięłam głęboki wdech. Zrobiłam jeszcze jeden krok i wraz z wydechem się przywitałam.

- Hej. - Podniosła wzrok znad książki, którą czytała. Mój wzrok przykuła piękna zakładka do owej książki. Była haftowana na wzór gwieździstego nieba. Pojawiały się na niej różne układy gwiazd, a z małego sznureczka przy jednym z końców zwisała mała, przezroczysta gwiazdka.

- Cześć. - Podniosła kącik ust.

- Mogę usiąść? - Wskazałam miejsce na ławce obok niej.

- Jasne. Myślałam, że będę jedyną dziewczyną. - Zaśmiała się.

- Też tak myślałam. - Usiadłam obok.

- Wiktoria. - Podała mi rękę, co bardzo mnie zdziwiło. Była bardzo otwarta i widocznie też chciała nawiązać ze mną jakąś relację.

- Eulalia. - Uścisnęłam ją.

- Uuu, ładnie. - Poruszyła brwiami w górę i dół.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. - Na co czekamy? - Rozejrzałam się.

- Nie wiem. Siedzę tu już godzinę. - Spojrzała na zegarek, który miała na ręce. Był śliczny. Biały skórzany pasek, szklana tarcza zegara i czarne wskazówki. Musiał być drogi. Na pewno nie była z 300+.

- Ja jestem bardzo zmęczona. Biegliśmy trzy kilometry w słońcu - odpowiadałam.

- Serio? Nasza grupa podjechała pociągiem pod same drzwi - powiedziała z oburzeniem, zakręcając kosmyk włosów na palcu. - Skąd jesteś? - zapytała po chwili, opierając brodę na ręce.

- K4 Dzielnica Dolnopomorska - powiedziałam na razie dosyć pewnie.

- Serio? Ja też. - Zaśmiała się. - A ulica? - Nienawidziłam tego pytania.

- D... - Zawahałam się. - 350.

- Ja B203 - powiedziała, kiwając głową.

- Proszę o uwagę! - Odwróciłam się w stronę, skąd usłyszałam znajomy już głos. Blondas stał na stole obok naszego. Natychmiast zapanowała cisza.

- Nazywam się 51,630. Jestem jednym z trenerów i generałem brygady. - Uśmiechnęłam się sama do siebie. W końcu wiedziałam, kim jest. - Teraz będziemy przydzielać was do waszych pokojów. Kogo wyczytam, podchodzi do mnie. Ja daje kartkę z numerem pokoju. Potem podchodzi do Marksa. - Wskazał osiłka, który wypchnął mnie z przedziału. - Marks daje mundurek. Wracacie na miejsce i czekacie, aż skończymy. Dobra. Zaczynamy.

Ktoś podał mu tablet.

- Antonii 23,098. - Urządzenie wydrukowało karteczkę, którą przejął Antonii. Poszedł do Marksa. - Arkadiusz 12,664. Aleksy 45,123. - Ta sama procedura. Czas dłużył mi się strasznie. Moje myśli uciekały w różne strony. Jak będzie wyglądał mój pokój? Z kim w nim będę? Jak będzie wyglądało życie tutaj? Kiedy wybuchnie wojna? Jak działają te wszystkie sprzęty? Kiedy obiad, bo jestem bardzo głodna? Co teraz robią rodzice? Czy bardzo cierpią? Czy Gabriel jest załamany? Jak się czuje? Kto pomaga dzisiaj tacie na kutrze? Jak sobie radzą beze mnie?

- ...Eulalia 38,521... ostatni raz wołam - usłyszałam nagle jego podniesiony głos. Energicznie wstałam i podeszłam do trenera. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, co do którego miałam wątpliwości, czy jest szczery i miły. Jego oczy mówiły „ogarnij się, dziewczyno, zacznij myśleć!"

- Więc Eulalia? Będę pamiętał - powiedział, kręcąc głową. Niewzruszona przejęłam karteczkę. Spojrzałam na nią ukradkiem. Pokój E15. Podeszłam do Marksa. On zaś podał mi półprzezroczyste plastikowe pudełko z wieczkiem. Wróciłam na swoje miejsce. Wiktoria podekscytowana oglądała moją kartkę z numerkiem.

- Tak w ogóle to dlaczego tu jesteś? - zapytałam ją cicho. Gdyby sprzedała kilka swoich rzeczy, które miała przy sobie, bez problemu uzyskałaby zaczyn mandatu.

- W wojsku? - Posmutniała.

- Tak.

- Jestem patriotką - powiedziała szybko, A ja zdziwiłam się. Mało kto w tych czasach był patriotą.

- Naprawdę?

- Tak. Tata miał dość dużo pieniędzy, by zapłacić za mandat, jeśli ja albo mój brat nie wstawilibyśmy się. Nie chciał, bym tu szła, bo wiadomo... możemy umrzeć i już nigdy nie wrócić. Ja z miłości do Pg R2 K4 sama potajemnie przed rodzicami zgłosiłam się do wojska, by bronić wolności naszego kwadratu i naszych sojuszników w razie wojny. - Opowiadała to z taką powagą. We mnie rosło coraz większe zdumienie spowodowane tym, że takie osoby jeszcze istniały Oprócz tego wypełniał mnie ogromny podziw i szacunek do niej, słysząc, jak bardzo mężna jest i odważna. - A ty, dlaczego tu jesteś? - zapytała po chwili.

- Nie śmiej się ze mnie, ale... - Westchnęłam głośno. - ...moi rodzice nie mieli pieniędzy na mandat. Tata chciał sprzedać kuter, by go zapłacić. Gdyby to zrobił, umarlibyśmy z głodu. Tata jest rybakiem. Zarabia na sprzedaży ryb. Tak więc potajemnie zgłosiłam się, by nie musieli go sprzedawać. - Wiktoria patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- To piękne, co zrobiłaś - powiedziała, dotykając mojej ręki. Zbierało mi się na płacz. Starałam się go opanować.

- Też mam brata - szepnęłam, uśmiechając się sztucznie.

- Ile ma lat? - zapytała.

- Tyle, co ja. Jesteśmy bliźniakami.

- Super. Mój ma dwadzieścia, jest trzy lata starszy.

- Też mam siedemnaście lat. - Uśmiechnęłam się szeroko.

- Super. - Uśmiechnęła się, szturchając mnie w ramię. - Dlaczego twój brat nie poszedł za ciebie?

- Nie mógł. Jest niepełnosprawny. - Jej mina wyrażała to, co powiedziała po chwili. Współczucie.

- Przykro mi. - Pokiwałam głową.

- A twój czemu nie poszedł za ciebie? - zapytałam, naciągając bluzę na dłonie.

- Jest strasznym lalusiem i wszystko mu jedno, co dzieje się z jego Pg. lub kwadratem. - Z rozmowy wyrwał nas krzyk.

- Wiktoria 78,873! - Wstała szybko i podeszła do trenera. Wróciła po chwili strasznie ucieszona.

- Patrz! Jesteśmy razem w pokoju. - Trudno było tego nie przewidzieć. Byłyśmy przecież jedynymi dziewczynami. Mimo to bardzo się cieszyłam. Cudownie było poznać kogoś tak miłego. Potem wołali jakiegoś Walentego Wiktora, dwóch Władków i Wincentego.

- Każdy idzie do swojego pokoju, ubiera mundurek i wraca tutaj. - 51,630 zeskoczył ze stołu. Wiktoria wstała, a ja za nią. Dziewczyna była bardzo podekscytowana tym wszystkim. Wyjścia były oznaczone literami A, B, C, D, E, F. Weszłyśmy do korytarza E.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz