XLVI

1.4K 95 5
                                    

20.03.2255 rok

Jestem tu dopiero tydzień, a już nie wytrzymuję. Mam dość tej nędzy i tego syfu, który wypełnia całe to paskudne miejsce. Czuje się zagrożona. Wszyscy patrzą na mnie, jakbym była soczystym, krwistym mięsem, a oni lwami.
Jako jedną z nielicznych mam tu jeszcze włosy. Dziewczyny z celi uprzedzały, że za tydzień jak co miesiąc znów ogolą wszystkim głowy.
Całymi nocami płaczę w poduszkę z tęsknoty za rodziną, z bezsilności i zniszczonego już trochę zdrowia psychicznego. Niemal do nikogo się nie odzywam. Potrafię patrzeć w jeden punkt cały dzień.

27.03.2255 rok.
Coś wisiało w powietrzu od samego rana. Każdy szeptał, rozmawiał na jakiś temat jak nigdy, przy pierwszym posiłku przyglądali mi się i pokazywali palcami.
- Co się dzieje? - zapytałam siedzącą obok Rozalię. Ta, przełykając głośno jedzenie, odpowiedziała:
- Dziś będą golić głowy. Zastanawiają się, jak będziesz wyglądać. Zawsze tak jest. - Machnęła ręką.

Jakoś nie wprawiło mnie to w rozpacz. Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie, a moje włosy przecież nie były tu najważniejsze. Przypomniałam sobie moje obawy przed podcięciem włosów w ośrodku przygotowawczym. Byłam taka głupia. Przecież to tylko włosy, które kiedyś odrosną. Czuję, że pobyt tutaj zmieni mnie i to bardzo. Już czuję się zmieniona. Obdarta z radości, szczęścia i chęci do życia.
Po pierwszym posiłku zaczęli swój comiesięczny rytuał. Stałam obojętnie w długiej kolejce. Dziewczyny siadały na jedno z trzech krzeseł, a wysocy mężczyźni w białych fartuchach maszynka ścinali resztki odrastających włosków. Gdy przyszła moja kolej szybko odpięłam spinkę od Wiktorii i włożyłam ją do kieszeni spodni. Chciałam ją zachować przy sobie, choćby nie wiem co. Była dla mnie bardzo ważna. Usiadłam na jednym z wyznaczonych miejsc. Przez chwilę czułam jeszcze, jak mężczyzna bawi się moimi włosami. Były kruczoczarne, a sięgały już sporo za ramiona. Jednym szybkim ruchem zbliżył urządzenie do mojej głowy. Nie widziałam nic. Słyszałam tylko jego wzmożony brzęk, gdy zbliżał się do mojego ucha. Z czasem zaczęłam czuć chłód w łyse place na mojej głowie. Oddychałam powoli i regularnie. Nie przejmowałam się tym. Gdy skończył, rozkazał mi pójść do swojej celi. Wolnym krokiem przechadzając się, szłam do celi. Wszyscy strażnicy mieli mnie na oku. Powoli weszłam do środka, czym przerwałam rozmowę dziewczyn. W środku na łóżku siedziały Rozalia i Klaudia. Obie spojrzały na mnie jednocześnie. Obojętnie podeszłam bliżej i usiadłam u dołu łóżka piętrowego naprzeciwko nich.
- I jak się czujesz? - zapytała Rozalia po chwili ciszy. Chciałam założyć włosy za ucho, co robiłam bardzo często, ale gdy poczułam swoją gładką skórę, szybko wzięłam stamtąd rękę.
- Dobrze - westchnęłam głośno. - Zimno trochę - dodałam po chwili z lekkim uśmiechem.
- Gładkie jak pupa niemowlaka. - Przejechała ręka po swojej głowie Klaudia, chichocząc.

Uśmiechnęłam się delikatnie i położyłam głowę na poduszkę. Bardzo zaskakiwał mnie ich optymizm i chęci do żartowania w takiej sytuacji. Zresztą depresja w takim miejscu to pierwszy krok w stronę samobójstwa.

Unikałam luster czy to w celi, czy w łazience. Biorąc prysznic, patrzyłam na nie uważnie. Widziałam je z daleka, ale bałam się ujrzeć swoje łyse oblicze. Dobrym pytaniem jest to, czego tak naprawdę się bałam. Samej siebie? Nie jestem złym człowiekiem. Wiedziałam o tym. Więc dlaczego tak było? Obawiałam się samej siebie. Nowa odsłona mnie mogłaby mnie przytłoczyć, zrzucić niewyobrażalny ciężar. Stachu trzeba jednak stawiać czoła.
Owinęłam ciało ręcznikiem. Wolnym krokiem zmierzałam mu swojemu obliczu. Droga ta wydawała mi się nieskończona i kręta, podczas gdy mierzyła tylko kilka kroków. Woda chlupotała pod moimi gołymi stopami i odbijała się echem po całym zapłytkowanym pomieszczeniu. Gdy byłam już naprawdę blisko, wzięłam głęboki oddech. Stanęłam naprzeciwko i nie podnosząc jeszcze wzroku, wypuściłam powietrze. Spojrzałam przed siebie. Nie widzę nic. Lustro całkowicie zaparowane, osiadłe przez schłodzone już krople wody. Westchnęłam głośno zrezygnowana, po czym szybkim ruchem przesunęłam ręką po gładkiej powierzchni.
Patrzyła na mnie. Patrzyła tymi samymi czekoladowymi oczami co zawsze. Przyglądała mi się. Była mnie ciekawa. Była zdziwiona, tym jak wyglądam. Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale wyglądała tak samo, a jednocześnie zupełnie inaczej. Twarz miała szarą, zmęczoną, ale oczy takie same, jak kiedyś. Jej głowa była łysa, ale wciąż ciekawa świata, jak kiedyś. Uśmiechnęła się. Tak to ona. Na pewno. Wszędzie rozpoznałabym ten uśmiech. Ukryta pod kilkoma smutnym warstwami, ale to nadal ona. Bardzo zmęczona, ale uśmiech żywy. Zaczęła się śmiać. Nie wiem, dlaczego to robi. Nie ma najmniejszego powodu do śmiechu. Robi to, by zagłuszyć to, co czuje. Wyglądając tak jak kiedyś, myśli, że będzie czuć się, tak jak kiedyś, ale to nie działa. Nadal jest smutna. Uśmiech jest smutny. To ona, tylko bardzo smutna.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz