LV

1.2K 81 3
                                    

30.05.2255

Panie Boże... wybacz mi, ale już nie daję rady. Chcę pójść w to lepsze miejsce, mimo że popełniłam wiele złych rzeczy w życiu. Nie mam siły ciągnąć tego dalej. Chcę odejść. Chcę, by ten koszmar się skończył. Chcę zobaczyć się z przyjaciółmi. Pozwól mi na to. Pozwól mi być szczęśliwą w innym świecie.

Zapadła chwila grobowej ciszy, w której nie myślałam o niczym. Nie płakałam. Ogarniał mnie krystalicznie czysty spokój ducha. Oddychałam spokojnie. Byłam pewna i w stu procentach zdecydowana na ten krok. Jestem już gotowa.
Była późna nocna godzina. Wszystkie dziewczyny już spały głębokim snem, tylko nie ja. W rękach trzymałam szare sznurowadła od moich butów związane ze sobą końcami. Moje małe zbawienie. Zamykając oczy, zacisnęłam je bardzo mocno w dłoniach, po czym rozluźniłam ręce rozwijające je delikatnie i powoli. Z każdą dalszą minutą miałam w sobie coraz więcej różnych emocji. Strach, ból, bezsilność i różnego rodzaju obawy. Bałam się, co się stanie, gdy tego nie zrobię. Urszula znów mogłaby mnie dopaść, jakaś dziewczyna znów pobiłaby mnie, rozpadłabym się powoli emocjonalnie i psychicznie. Te małe sznureczki, które zaciskałam w dłoniach, były moim ukojeniem, moim zbawieniem i portalem do lepszego świata, gdzie jestem z bliskimi i razem cieszymy się z tego.
Otworzyłam oczy, powoli biorąc głęboki wdech. Trzymałam powietrze kilka sekund, po czym wypuściłam je przez usta, wydając z siebie ciszy szum. Rozłożyłam sznurówki, dziwiąc się, że splatane razem są takie długie. W rękach wymierzyłam mały odcinek sznureczka i naciągnęłam dwukrotnie. Sprawdzałam jego wytrzymałość i muszę przyznać, że zdały egzamin. Wyłączyłam umysł. Muszę być wtedy bardzo skupiona. Chwyciłam za dwa przeciwne końce tuż przy samych skuwkach i zarzuciłam do tyłu za szyję. Wzięłam szybki oddech i przy równie szybkim opróżnianiu płuc, owinęłam swoją szyję dwukrotnie powstałym sznurkiem, zaciskając najmocniej, jak tylko potrafię. Od razu straciłam oddech, którego nie mogłam ponownie złapać. Poczułam potworny ucisk na moje przewody oddechowe. Jednak trzymałam nadal za końce. To ja nadal rozdawałam kartki i decydowałam, co dalej. Kolejne sekundy bez oddechu przytaczały myśli, które chciały uratować mi życie. Przez jedną z nich chciałam nawet odpuścić i poluźnić sznurowadła. Po niej jednak przysłała kolejna myśl o wiele silniejsza, która zdominowała je wszystkie. Tego właśnie chciałam. Odejść stąd i być w lepszym świecie. Myśląc o zbawieniu, które miało niedługo nadejść, pociągnęłam za końce jeszcze później. Czułam pieczenie spowodowane ocierającym się o moją krtań sznurkiem. W głowie zaczęło mi pulsować, a twarz zrobiła się tak rozgrzana, że niemal czułam ciepło bez dotykania jej. Starałam się nie wydawać z siebie żadnych dźwięków, by nie obudzić dziewczyn. Było to jednak bardzo trudne. Próbowałam wziąć oddech na marne, mimo że sama tego nie chciałam. Mój organizm sam domagał się tego. Odpowiadałam mu niezbyt przyjaźnie, zaciskając sznurek jeszcze mocniej i mocniej. Po krótkim czasie poczułam, że robię się coraz słabsza, a to, co jest przede mną, staje się niewyraźnie, niejednolite i mętne. By sprawę dopiąć na ostatni guzik, postanowiłam zawiązać mocny supeł, tak by nie było już ucieczki. Skrzyżowałam końce, tworząc mały otwór, a jeden z końców przełożyłam przez niego. Z racji nie do końca racjonalnego już umysłu musiałam się na tym bardzo skupić. Była to powolna, wyczerpująca operacja. Kropla potu spadająca z mojego nosa rozlała się na zajętej przeplataniem dłoni. Przez chwilę patrzyłam na nią. Moje ręce trzęsły się od napiętych już jakiś czas mięśni.
W tym momencie poczułam odrzut do tyłu o ogromnej sile i nieznanym mi pochodzeniu, przez który z rąk wypadły mi końce sznurówek, a cała jego reszta poluźniła się. Podnosząc się z leżącej pozycji, wzięłam najgłębszy oddech w moim życiu. Od razu poczułam się lepiej i biorąc go, byłam przez chwilę niemal uradowana, dopóki nie uświadomiłam sobie, że nie jestem na drugim świecie, tylko nadal w celi. Byłam na siebie okropnie zła i zawiedzioną porażką. Upadłam na kolana przy łóżku, biorąc głębokie i jednocześnie szybkie oddechy. Poczułam czyjąś rękę na swoich plecach, przez co zestresowana i oblana gorącym potem obróciłam się. W ciemnościach stała znana mi sylwetka. Musiałam wytężyć bardzo wzrok, by dowiedzieć się, kto to. Agata uklęknęła obok mnie i delikatnie poklepała po plecach. Nadal nabierając powietrze, myślałam, dlaczego mi przeszkodziła. Jednak rozmyślanie o tym w tak krytycznej sytuacji oddechowej nie było zbyt zdrowe, ponieważ zajęta myślami zadławiłam się własną śliną i, nie umiejąc tego prawidłowo odkaszlnąć, zwymiotowałam. Czułam do siebie o to wstręt. Słysząc, jak inne dziewczyny przewracają się w swoich łóżkach, ściszyłam swój oddech, czyniąc go mniej głębokim, tak, by ich nie obudzić. Odwróciłam się w stronę Agaty, która, jak wnioskowałam, była zadowolona z takiego obrotu sprawy.
- Dlaczego… - wydusiłam z siebie, przełykając ślinę, która była okropna w smaku. - Dlaczego mi przerwałaś?
- Ponieważ udałoby Ci się, a mówią, że niby samego siebie nie można udusić. - mówiła z grobową powagą, a jej jasne włosy błyszczały w niewielkiej ilości światła wpuszczonej do pomieszczenia przez okienko celi.
- Byłam tak blisko - szepnęłam sama do siebie, siadając na krawędzi łóżka.
- Coraz bliżej piekła. - Usiadła obok mnie. Bardzo zdziwiły mnie jej słowa. Niewiele osób zna prawdziwe znaczenie tego słowa. - Jakiekolwiek zabójstwo, nawet samobójstwo, to grzech. - Niemal oczy nie wyszły mi z orbit, gdy słyszałam, co mówi. Słowo “grzech” nie było bardzo znane w zwykłym ateistycznym środowisku, a tym bardziej wiedza o grzechu, piekle i dekalogu.
- Skąd...? - zaczęłam zadawać pytanie, wyciągając wskazujący palec w jej stronę, ale ona przerwała mi, podnosząc moją brodę do góry.
- Będziesz miała ślad - powiedziała, ale to w tym momencie nie było dla mnie ani trochę ważne.
- Skąd wiesz takie rzeczy? - Uśmiechnęła się do mnie delikatnie, unosząc brwi.
- Dlaczego chciałaś to zrobić? - zapytała, patrząc mi prosto w oczy.
- Pierwsza zapytałam. - Niecierpliwie oczekiwałam odpowiedzi.
- Wiem, kim jesteś. Modlisz się długo każdej nocy - powiedziała, a mnie po plecach przeszedł dreszcz niepokoju. Wróciły wspomnienia z dnia, kiedy to Urszula dowiedziała się o mojej wierze. - Nigdy nie sądziłam, że trafię do celi z kimś tej samej wiary - powiedziała radosnym głosem.

Moje serce rozgrzał pewien cudowny promyk. To było takie piękne! Być blisko osoby tak podobnej do Ciebie, mającej takie same wartości.

- Dlaczego chciałaś to zrobić? - zapytała po chwili mojego zamyślenia i wpatrywania się w nią.
- Nic nie rozumiesz - powiedziałam, wzdychając. Nie chciałam opowiadać jej mojej całej historii. Nie chciałam znów przytaczać tych wspomnień. Czułam, że nie potrafiłaby mnie zrozumieć. Sama nie potrafię się zrozumieć i poszukać dobrego rozwiązania.
- To grzech - mówiła spokojnie, nadal patrząc mi w oczy.
- Tak samo, jak wandalizm. - Czułam, że trafiłam w jej słaby punkt, ponieważ po tym zdaniu od razu podniosła się z łóżka.
- Nic nie rozumiesz - powiedziała tylko, po czym wróciła do swojego łóżka.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz