XV

2.3K 147 3
                                    


W niedzielę mieliśmy też zajęcia w grupie. Miały one na celu lepsze „poznanie się". Według mnie to było bez sensu i bardzo zbędne. Wciśnięte tylko po to, by w jakiś sposób zagospodarować nasz wolny czas.
- Po co mamy się znać, skoro i tak się rozstaniemy? - zapytałam generała na jednym ze spotkań.
- Nie chodzi o to, by wiedzieć, kto jak się nazywa lub czym się interesuje. Chodzi o to, by znać człowieka, znać jego naturę. Swojego wroga trzeba trzymać jeszcze bliżej niż przyjaciół, a więc najpierw uczymy się poznawać przyjaciół. By móc później odróżnić ich od potencjalnego wroga - tłumaczył, gestykulując jak nigdy.
- Bez sensu - mruknęłam pod nosem, przewracając oczami.
- Trzeba myśleć logicznie... - zaczął.

- By skutecznie zabijać - powiedziałam cicho sama do siebie, przewidując jego słowa.
- Likwidować wroga - poprawił mnie, ujmując to delikatniej.

Chyba jednak nie powiedziałam tego tak cicho, jak mi się wydawało.

Nastąpiła chwila ciszy. Patrzył na mnie z lekko uchylonymi ustami.

- Możecie iść na obiad - rozkazał, bo właśnie kończył wykład.

Szybko wstałam z zamiarem równie szybkiego wyjścia z auli.
- Ela zostaje - usłyszałam jego głos w szumiącym tłumie.

Krew się we mnie zagotowała. Nie lubię, gdy on tak na mnie mówi. Poza tym nie miałam ochoty na rozmowy, a tym bardziej na różnego typu kazania.
Podeszłam do niego pewnym krokiem, schodząc kilka schodów w dół, podczas gdy reszta opuszczała salę konferencyjną.
- Mam inne imię - zaczęłam, może trochę arogancko.
- Jakie? - zapytał sarkastycznie, a tak naprawdę wiedział, o co mi chodzi.
- Eulalia, a nie Elżbieta. Wie pan przecież. - Zrobiłam głupią minę.
- A tak, tak. - Machnął ręką, opierając się o jeden ze stołów.
- Do rzeczy - Pospieszyłam.
- Przyjdź do mnie po kolacji - powiedział gładko.

Serce zatrzymało mi się i jednocześnie podskoczyło do gardła, odbierając mowę. Nie spodziewałam się, że właśnie tego ode mnie chce. Przez głowę przeleciało mi tysiące wizji, co tak naprawdę może za tym stać.
- Przepraszam, ale... po co? W jakim celu? - zapytałam, trochę jąkając się, ale naprawdę nie spodziewałam się takiej propozycji.
- Nie masz się czego bać. - Uśmiechnął się, wyczuwając moje zdenerwowanie. - Przyjdź - dodał jeszcze. Wziął z biurka swój notes i długopis. Nabazgrał coś szybko. - Pokój F43. Trafisz?

Podał mi karteczkę z uśmiechem. Nie wiem, czy szczerym, czy sarkastycznym. Przełknęłam głośno ślinę, wkładając kartkę do kieszeni spodni.
- Dam radę - powiedziałam cicho, speszona.
- Tylko nie mów tego dużej ilości osób. Nie chcę tutaj krążących plotek i teorii spiskowych.

Uniósł brwi na znak czy rozumiem. Delikatnie pokiwałam głową na tak.
- To wszystko? Chciałabym pójść już na obiad. - Planowałam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
- Jasne. Smacznego Ci życzę. - powiedział wesoło z uśmiechem, a ja, nie odwzajemniając go, odwróciłam się i wyszłam szybko z pomieszczenia.

O co chodzi? Na samą myśl przechodziły mnie ciarki. Czułam, że zrobiłam coś źle, że czeka mnie kara. Bałam się, jaka i czy w ogóle o to może chodzić. Nie przypominam sobie, bym zrobiła coś źle. Jego uśmiech i mowa oczu były trudne w interpretacji. Skubiąc paznokcie i dłonie, zasiadłam przy stole. Czekała na mnie już porcja ryżu z warzywami i moja grupa z tysiącem pytań.
- Co chciał? - spytała z daleka Wiktoria. Nie odpowiadając, zasiadłam przy stole i zaczęłam się modlić. Przyznam się, że moje myśli uciekały ku temu, co mam im powiedzieć i nie mogąc nic wymyślić, przedłużałam to w nieskończoność. Tak, by nie skłamać, ale też nie powiedzieć całkowitej prawdy.
- Martwi się o moje zachowanie - powiedziałam szybko po modlitwie, kłamiąc według mnie tylko trochę.
- Jakie zachowanie? - zapytał Alojzy z pełną buzią.
- Twierdzi, że mam... zachowania depresyjne - wymyśliłam coś szybko.
- No masz trochę - powiedziała Wika, czym mnie totalnie zszokowała.

Ile rzeczy można dowiedzieć się o sobie małym kłamstwem...
- Co? Jak to? - oburzyłam się, uderzając widelcem o tackę, która wydała z siebie dźwięk podobny do grania cymbał.
- No masz. Płaczesz w nocy, drapiesz się po rękach. Czasami rzucasz takimi tekstami, że myślę, czy nie pójdziesz powiesić się w łazience.

W środku cała się trzęsłam ze złości. Po raz pierwszy byłam na nią zła. Wstałam.
- Dziwisz mi się? Ja tu dobrowolnie nie jestem, jak ty. Tęsknię za rodziną. To tęsknota, a nie depresja. Zostawcie mnie w spokoju.

Szybkim krokiem wyszłam ze stołówki, kolejny raz odpuszczając sobie posiłek. Poszłam do pokoju, ocierając spływające łzy. Zdenerwowałam się. Wiktoria mnie zdenerwowała. Ona, z tego, co mówiła, nie tęskni za tatą ani za bratem. Ja za to bardzo. Kocham ich ponad wszystko. Nie radzę sobie bez nich, ale nie rzucam się na linę. Usiadłam na swoim łóżku i szlochałam. Myślałam gdzie pójść. Przecież oni zaraz przyjdą, a nie chcę, by widzieli mnie w takim stanie, taką słaba i nie chce, by mnie pocieszali, bo tego nie potrafią. Szybko uspokoiłam się, wytarłam nos w chusteczkę i poszłam z powrotem do sali konferencyjnej, oczekując na kolejny wykład z serii „Jak zabić człowieka i nie żałować". Oczywiście byłam jako pierwsza. W sali za jednym z biurek siedział tylko jeden z innych generałów, którego zapowiedział na poprzednich zajęciach 51 630.
- Nie jesteś na posiłku? - zapytał, okręcając się w moją stronę.
- Zjadłam już - powiedziałam szybko.
- Usiądź.

Usiadłam w środkowym rzędzie po lewej stronie. Z czasem zaczęło przybywać coraz więcej ludzi. Wiktoria, widząc mnie podbiegła jak najszybciej.
- Elka... - Szturchnęła mnie w ramię. - Przepraszam.

Popatrzyłam na nią spokojnie. Było widać, że szczerze to mówi, a ja też czułam, że trochę przesadziłam.
- Zapomnijmy. - Uśmiechnęła się, dotykając mnie w rękę.

Chwilę później zaczął się wykład.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz