LI

1.3K 81 0
                                    

22.04.2255
Uniosłam się energicznie z leżącej pozycji i, nadal mając zamknięte oczy, wrzasnęłam na cały głos. Oddychałam. Taki dźwięk może wydać z siebie tylko oddychająca. Chwyciłam się za głowę, ponieważ zabolała mnie. Jakby ktoś uderzył mnie młotkiem w głowę. Moja czaszka pokryta była milimetrowymi gładkimi włoskami. Nie przestawałam jednak krzyczeć. Nadal spoczywały we mnie wielkie emocje i strach związany z tonięciem we krwi. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Bałam się otworzyć oczy. Byłam spanikowana. Mój własny krzyk mnie przerażał. Rozgrzane słone łzy zaczęły płynąć mi po twarzy.
Nagle poczułam czyjeś ręce, kilka rąk, które dotykając mnie w różnych miejscach, przygwoździły znów do pozycji leżącej. Upadłam na dość miękkie strukturze. Gwałtownie otworzyłam oczy, nadal krzycząc. Od razu w moje rogówki uderzyło jasne światło, przez które łzy zaczęły lecieć jeszcze bardziej, a towarzyszył temu ból i pieczenie. Gdy odrobinę oswoiłam się z jasnością, rozejrzałam się dookoła. Wokół mnie stały cztery kobiety, trzymające mnie kurczowo rękami, podczas gdy krzyczałam i wyrywałam im się. Byłam słaba i obolała, ale mimo to znalazłam siłę na walkę. Bałam się. Nie chciałam, by ktoś znów zrobił mi krzywdę. One rozmawiały między sobą, ale przez swój własny głos nic nie słyszałam. Po kilkunastu sekundach podeszła piąta kobieta w średnim wieku. Ciemne włosy związana miała w sztywnego koka. Pochyliła się nade mną i przyjrzała mi się dokładnie. Nie zauważyłam, nawet kiedy podniosła rękę i zamaszystym ruchem uderzyła mnie w twarz. Od razu ucichłam i przestałam się wyrywać. Poczułam potworny ból i pieczenie lewego policzka.
- Ewa! - Któraś z nich krzyknęła na nią, a ta po prostu odeszła.

Wszystkie na raz zaczęły mnie oglądać z bliska. Nie mogłam zrobić nic. Nie mogłam ruszyć palcem ani nic powiedzieć. Ból był bardzo silny.
- Żyjesz? - zapytała jedna, stojąca najbliżej. W odpowiedzi pokiwałam tylko szybko kilka razy głową na tak.

Poczułam, jak cała się trzęsę, mimo że nie było mi zimno. Dwie z nich odeszły. Rozejrzałam się jeszcze dokładniej. Leżałam w łóżku przykryta biała, a trochę zniszczoną już kołdrą. Pomieszczenie było bardzo duże, sufit w nim wysoki, a okna wysokie, strzeliste z szybą z białego pół przezroczystego szkła. Po mojej prawej i lewej stały białe mobilne parawany odgradzające mnie od całej reszty.
- Nie bój się - powiedziała kolejny raz ta sama. Była uśmiechnięta, a jej twarz była mi znajoma.

Skierowałam wzrok tylko i wyłącznie na nią na kilka sekund. To ta sama pielęgniarka, która szyła mi rany. Moje wnętrze ogarnął spokój. Wiedziałam i czułam to, że jest dobra, troskliwa i opiekuńcza.

- Jesteś w więziennym szpitalu - mówiła, przyglądając mi się dokładnie. Zdziwiło mnie to bardzo. Nie wiedziałam, dlaczego i jak znalazłam się tutaj. - Boli? - spytała, delikatnie dotykając mojego poturbowanego policzka. Syknęłam z bólu. Czułam, że policzek jest rozpalony i opuchnięty. Moja twarz była strasznie obolała i ciężka. - Przygotujesz wszystko? - zapytała drugą, stojącą obok. Blondynka przytaknęła i po chwili zniknęła gdzieś za parawanami.

Nie wiedziałam, co zaraz się będzie działo. Miałam tylko nadzieję, że coś bezbolesnego i nie wymagającego dużego wysiłku.

- Musiałaś mieć straszny sen, skoro tak krzyczałaś - mówiła nadal do mnie, oglądając mój policzek.

Przez ten cały czas spałam? To był tylko sen? Od dawna nie cieszyłam się z czegoś tak bardzo, jak z tego faktu. Moi przyjaciele i rodzina tak naprawdę mnie nie nienawidzą i na pewno niektórzy z nich jeszcze żyją, na pewno za mną tęsknią. Nie tonęłam w ich krwi. Odetchnęłam z ulgą dosyć głośno i delikatnie uśmiechnęłam się sama do siebie.
Chciałam spróbować coś powiedzieć, ale wbrew pozorom było to trudne. Zaschnięte usta i przełyk dokuczały niemiłosiernie.
- Czy mogę… - przełknęłam ślinę, której nie było - dostać trochę wody? - wydusiłam z siebie z trudem zachrypniętym głosem.
- Jasne. Po dwóch dniach narkozy na pewno chce Ci się bardzo pić. Zaraz wracam.

Nie zdążyłam nawet odwzajemnić jej pięknego uśmiechu, ponieważ zniknęła gdzieś, tak jak poprzednia.

Pół minuty później zjawiła się nie tylko ze szklanką przezroczystego płynu, ale i z koleżanką, która wcześniej wyszła coś przygotować. Przyniosła ze sobą pół przezroczyste, plastikowe pudełko, przez które widziałam tylko niewyraźnie kontury różnego koloru. Odłożyła je na stoliku przy moim łóżku i zaczęła w nim czegoś szukać. Tymczasem zbliżało się do mnie coś ważniejszego niż ciekawość. Woda. Delikatnie i powoli podała mi szklankę. Przejęłam ją ostrożnie w moje kościste, poranione dłonie i zbliżyłam do ust. Z pierwszym łykiem poczułam niewyobrażalną ulgę. Poczułam, jak ożywam, niczym róża z Jerycha. Oblizałam wilgotnym już językiem spierzchnięte usta i znów nabrałam wody. Wystarczyło mi tylko kilka łyków by poczuć się lepiej i móc mówić. Bolała mnie już tylko głowa i policzek. Dosyć mocno w niego oberwałam, więc nie byłam zdziwiona. Odłożyłam szklankę na stoliczek obok pudełka. Podniosła wzrok na blondynkę, która miała już na rękach silikonowe rękawiczki, a w nich trzymała uścieloną białym papierowym ręcznikiem nerkę.
- Jak się tu znalazłam? - zapytałam, zanim zdążyła cokolwiek ze mną zrobić. Mój głos był już płynny, lecz nadal trochę zachrypnięty.
- Zemdlałaś na korytarzu. Podejrzewaliśmy wstrząs mózgu, ponieważ poprzedniego dnia mocno oberwałaś - opowiedziała blondynka.

Zaczęłam sobie wszystko układać i przypominać. Pamiętałam już o bójce na korytarzu, o rozciętej twarzy, szyciu i porannym omdleniu.
- Miałaś sporo szczęścia. Nie mamy dobrego sprzętu medycznego, więc nie mogliśmy zrobić nic. Musieliśmy po prostu czekać na to, aż się obudzisz lub przestaniesz oddychać - sodała ta w ciemnych włosach.

Dopiero wtedy dotarło do mnie, ile miałam szczęścia. Mogłam być niewidoma, a nie byłam. Mogłam już się nie obudzić, a jednak żyję. Mogłam to zawdzięczać tylko Bożej opatrzności i wszystkim, którzy modlili się za mnie. Odruchowo uczyniłam znak krzyża w podziękowaniu. Chwilę później uświadomiłam sobie, że to nie był najlepszy pomysł. Odnoszenie się ze swoją wiarą w takim miejscu nie było mądre. Nie chce mieć kłopotów ani kolejny raz być pobita. Spojrzałam szybko na pielęgniarki. Obie stały jak wryte i patrzyły w moją stronę, na moje ręce. Blondynka po chwili wyrwała się z transu i znów zaczęła szukać czegoś w pudełku. Za to brunetka długo, bardzo długo obserwowała mnie. Jej wzrok był nijaki i trudny do odczytania. Nie było w nim żadnych wyraźnych emocji. Przypominał wzrok Wiktorii i całej reszty osób z mojego snu. Przerażała mnie.
- Ula? - wyrwała, ją z transu koleżanka. Od razu spojrzała na nią, ale po sekundzie znów przeniosła wzrok na mnie. Stała tak kolejne kilka sekund, po czym odwróciła się z zamiarem pójścia gdzieś. Zanim jednak zniknęła za parawanem, odwróciła się, pokazała na mnie palcem, otworzyła buzię z zamiarem powiedzenia czegoś, ale szybko zrezygnowała, schodząc z mojego pola widzenia. Spojrzałam pytającym wzrokiem na blondynkę, ale ta unikała mojego jak ognia.
Jej zadaniem było oczyszczenie moich ran i założenie świeżego opatrunku. Oczyszczanie znów wiązało się z wielkim bólem, tym razem bardzo starałam się nie krzyczeć, by znów nie przyszła ta wredna pielęgniarka i nie poprawiła mi z drugiej strony.
Moje bóle głowy niepokoiły mnie, pielęgniarki i lekarza, który wpadł do mnie dosłownie na kilka sekund i zalecił obserwację mojego dalszego stanu zdrowia przez jeszcze jeden dzień.

Całą resztę dnia spędziłam na odpoczynku, regeneracji i rozmyślaniu o tym, jak by to było, gdybym już wróciła do domu. Bardzo tęskniłam za rodziną. Chciałam jak najszybciej do nich wrócić.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz