XVII

2.3K 137 10
                                    

Następnego dnia czułam się lepiej, ale tylko psychicznie. Wsparcie ze strony trenera... a raczej prywatnie... Izaaka postawiło mnie odrobinę na nogi. Chyba po prostu brakowało mi takiej rozmowy z osobą, która może czuć to, co ja. Podczas ćwiczeń na siłowni i treningu był tym srogim i stanowczym generałem. Nie opuszczał mi ciężkich ćwiczeń. Po prostu był taki jak wcześniej.

- Wiktoria, Eulalia - zawołał nas. Stanęłyśmy pewnie na środku. - Mówiłem już, że na wojnie zdarza się, że człowiek przestaje być człowiekiem, tak więc przyjaciel może się okazać wrogiem. Dziewczynki przyjaźnicie się prawda? - zapytał z tym swoim głupim sarkastycznym uśmieszkiem.
- No jesteśmy - powiedziała Wika, obejmując mnie ramieniem.
- No to do boju. - Pokręcił palcem. Zdziwiło mnie to bardzo. Nie miałam ochoty bić się z Wiktorią. Były małe szanse, że zrobię jej krzywdę, ponieważ jestem bardzo niezdarna i to zazwyczaj ja obrywam.
- Nie mogę bić się z Wiktorią - powiedziałam po chwili.
- A to niby dlaczego? - zapytał Izaak, wzdychając. Jego miną mówiła „jaki znów masz problem"?
- Bo nie uderzę jej - mruknęłam cicho.
- Ela... - Chwyciła mnie za nadgarstek Wiktoria i pochyliła się do mojego ucha. - Damy radę. Nie wkurzaj go. Jest nie w sosie.

Odsunęła się kawałek i rzuciła mi delikatny uśmiech. Widząc, że dogadałyśmy się, Izaak nie zadawał więcej pytań. Przyjęłyśmy pozycje, idealnie ustawiając nogi, pięści i resztę ciała. Wiktoria zainicjowała naszą walkę pierwszym uderzeniem, którego, kucając, uniknęłam. Następny cios wyprowadziłam ja. "Przeciwniczka" dość sprytnie umknęła, przy czym podcięła mnie. Upadłam z hukiem na cienką mate. Dopiero po chwili poczułam ból ramienia, dokuczający od czasu do czasu po upadku ze schodów. Niezbyt mocny, ale jednak. Wiktoria, przerażona, kucnęła przy mnie.
- Nic ci nie jest? - zapytała troskliwie.
- Baby! Jak twój przeciwnik upadnie, też mu się zapytasz, czy coś mu się stało i może jeszcze plecy pomasujesz? - zapytał dość chamsko.

Wiktoria zrobiła na niego groźną minę, po czym podała mi rękę i niemal od razu znów zadała cios. Nieprzygotowana na to, uciekałam, gdzie popadnie. Od czasu do czasu wydawałam niefortunne uderzenia. W pewnym momencie nawet dominowałam, mimo wszystko było mi strasznie głupio, że muszę się z nią bić i bałam się, że zrobię jej krzywdę... lub ona mi, o czym przekonałam się kilka sekund później, gdy
następny zadany przez nią cios trafił mnie prosto w nos. Poczułam promieniujący po całej twarzy ból. Upadłam tyłkiem na ziemię. Zakręciło mi się w głowie, przymrużyłam oczy.
- Ela... Przepraszam. - Przytuliła mnie Wika.

Coraz mocniej bolało. Nic nie mogłam powiedzieć.
- Dobra... - westchnął głośno. - Na kolację! Ja się nią zajmę. - usłyszałam głos Izaaka.

Przyjaciółka puściła mnie i niechętnie wyszła z resztą.
Otworzyłam oczy. Izaak kucał przy mnie i przyglądał się dokładnie mojej twarzy.
- Mam twarz? - spytałam cicho, jęcząc z bólu. Bardzo kręciło mi się w głowie i wszytko co jakiś czas widziałam jak za mgłą.
- Masz. - Uśmiechnął się delikatnie. - Idziemy do higienistki.

Podniósł mnie za ramię. Przechyliłam głowę do przodu i zauważyłam, że leci mi krew.
- Nie mam chusteczki więc...szybko bo na podłogę kapiesz - powiedział to tak, jakby podłoga była tu najważniejsza, ale na szczęście był to tylko sarkazm, bo po chwili zaczął się śmiać.

Z pochyloną głową i ręka pod nosem tuptałam w stronę korytarza F, gdzie znajdował się gabinet pielęgniarki. Izaak szedł za mną, trzymając swoją dużą rękę na moich plecach. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami gabinetu kobiety, która opatrywała mi nogę. Izaak zapukał w drzwi. Nikt nie otwierał. Przesunął kartę tak jak w każdych innych drzwiach. Nie wsunęły się.
- Kurwa - przeklął pod nosem. - Chodź do mnie.

Żołądek mi się zacisnął, sama nie wiem dlaczego. Przeszliśmy kawałek dalej. Otworzył kartą swój pokój. Podnosząc się, zerknęłam na niego.
- Usiądź na łóżku - rozkazał.

Tak też posłusznie zrobiłam. Wszedł do jednych z dodatkowych pomieszczeń w pokoju. Wrócił z małą srebrną walizką. Usiadł obok mnie na łóżku i otworzył przyniesiony przedmiot. To zwykła apteczka. Przyłożył delikatnie do mojego noska spory kawałek gazy.
- Może jest złamany? - zaproponowałam diagnozę, przejmując gazę.
- Na pewno nie - mruczał cicho, szperając po apteczce.
- Skąd wiesz.

Narzekałam, ponieważ bardzo mnie bolało.
- Przecież prawie jestem lekarzem - powiedział oburzony.
- Prawie - zażartowałam, chichocząc, na co nos skarcił mnie bólem.

Cicho jęknęłam z bólu.
- Masz za swoje. - Tym razem on się zaśmiał, a ja przewróciłam oczami.

Wziął gazę spod mojego nosa i wymienił ją na nie zakrwawioną, po czym znów, zaczął grzebać w apteczce. Wyciągnął jakieś tabletki. Podszedł do stołu, nalał wody do szklanki i podał mi ją, gdy trzymałam drugą rękę przy nosie.
- Otwórz buzię - rozkazał.

Posłusznie to zrobiłam. Jego władczy ton sprawiał, że przechodziły mnie dreszcze. Trochę się go wtedy bałam, ale jednocześnie był bardzo interesujący. Położył mi na języku jedną niebieską tabletkę. Popiłam ją wodą, którą mi podał. Miała lekko gorzki smak, na który zrobiłam dziwną minę.
- Co to było? - zapytałam po przełknięciu.
- Bierzesz nieznane tabletki, bo ja ci każę? - Zaśmiał się. - Tak bardzo mi ufasz?
- Nie znam cię prawie wcale, a lekarzom się zazwyczaj ufa. - Prychnęłam.
- A może to była tabletka gwałtu?- Kontynuował śmianie się ze mnie. Bardzo mnie to wkurzało.
- Bardzo zabawne. - Zrobiłam głupią minę, na tyle ile mogłam.
- To tabletki na większą krzepliwość krwi. Szybciej przestanie ci lecieć z tego noska. - Mrugnął do mnie lewym okiem.

Przeszedł mnie dreszcz.... znowu. Wrócił ten człowiek, z którym wczoraj wieczorem mogłam rozmawiać w nieskończoność. Zauważyłam, że krew powoli przestaje lecieć.
- Chodź do łazienki - powiedział, gdy krwawienie ustało.

Prowadził mnie do jednych z dodatkowych drzwi, trzymając swoją rękę na moich plecach. Łazienka nie była mała, ale też nie duża. Taka w sam raz. Miał tam i wannę i prysznic. Wszystko w kolorze nienagannej bieli. Na półce z kosmetykami przy umywalce stało mnóstwo różnych dezodorantów, perfum, itp.

Pochyliłam się nad umywalką i przemyłam dokładnie twarz zimną wodą.
- Lepiej? - zapytał, wisząc nade mną.
- Tak. - Podniosłam się i z mokrą twarzą spojrzałam na niego.

Niemal automatycznie sięgnął po szarawy ręcznik i podał mi go. Wytarłam twarz. Wyraźnie pachniał męskim żelem pod prysznic, więc mogłam wnioskować, że to on się nim wycierał.
- Dzięki - powiedziałam, odkładając go na bok.
- Chodź do sypialni... - powiedział, kierując się ku drzwiom. - Ale to głupio zabrzmiało - zachichotał.
Wiem, wiem. Jestem przecież taka okropna. Nikt by mnie nie tknął, pomyślałam, idąc za nim.
- Może herbaty? - zapytał, stając przy śmiesznokształtnym urządzeniu, którego nigdy nie oskarżyłabym o bycie czajnikiem.
- Poproszę - powiedziałam cicho. Wyciągnął z szafki dwa całe białe kubki i włożył do nich po torebeczce herbaty.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz