XXVI

1.9K 127 8
                                    


W sobotę wypadały moje urodziny. Oczywiście nikt o nich nie wiedział. Nie chciałam, by nagle wszyscy zaczęli biegać za mną i składać nieszczere lub szczere życzenia. W moim poprzednim domu pamiętaliśmy o każdych urodzinach. Mama piekła wtedy jakieś placek. Zazwyczaj był to biszkopt z galaretką truskawkową u góry. Na ogół bardzo pyszny. Wieczorem siadaliśmy przy stole i zajadaliśmy się wypiekiem. Nie tylko ja kończę dzisiaj 18 lat, Gabriel też. Bardzo żałuję, że nie mogę obudzić go razem z rodzicami gromkim „sto lat". Tak bardzo chce być w domu... Wieczorem pewnie jak zwykle będą jedli ten pyszny biszkopt z galaretką, a mnie nie będzie. Bolało mnie serce, gdy tylko zaczynałam myśleć o domu. Bardzo chciałabym, choć na chwilę ich zobaczyć.

Wstałam z łóżka i poszłam wraz z grupą na obiad. Szef kuchni polecał dzisiaj makaron z bardzo gęstym sosem, który swoją drogą mało mi smakował. Cudowny prezent urodzinowy. W sumie i tak oprócz tego domowego placka nie dostawałam żadnych prezentów i nie było z tym problemu. Wiedziałam, jak jest i że nie możemy pozwolić sobie na jakieś prezenty.
- Losujemy nasze osoby na zmywak - rozległ się krzyk, mojego ukochanego, do którego z tego miejsca mogłam tylko wzdychać.

Nawet nie patrzyłam w tamtą stronę. Nie miałam nastroju, nawet jeśli Izaak tam stał. Za bardzo zaczęłam tęsknić za domem.
- A więc... Tomasz 90 123 iii.... Eulalia 38 521.

Opuściłam widelec. Tylko nie to. W moje urodziny? Naprawdę?
Wiktoria szturchnęła mnie łokciem.
- Jako pierwsza z naszego stolika - zaśmiali się wszyscy. Tylko mi nie było do śmiechu.
- Tak... super - mruknęłam.
- Co ty masz dzisiaj taki zły humor? - zapytał Adrian.
- Po prostu...tak jakoś. - Nie podniosłam nawet na niego wzroku.
- Okres masz? - zaśmiał się Adrian.

Podniosłam tylko na niego piorunujący go wzrok.
- Nie martw się. Będzie dobrze - zaśmiała się Wika, przytulając mnie.

Nie miałam ochoty na żarty. Wyrwałam się z jej ramion i wyszłam ze stołówki. Usłyszałam tylko za sobą krótkie „Eula, wróć!" Ze strony Alojzego, ale nie miałam zamiaru się do nich wracać.

Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Było mi strasznie smutno. Tak strasznie za nimi tęskniłam.
Szybko po tym, jak zapłakałam, musiałam się trochę ogarnąć. Nie chciałam przecież, by moi współlokatorzy widzieli mnie w takim stanie. Zaczęliby zadawać mnóstwo pytań i w ogóle. Chciałam mieć po prostu święty spokój. Wrócili do pokoju po jakimś czasie i udawali, że nic się nie stało tak jak ja. Rozmawiali między sobą i śmiali się, a ja siedziałam cicho w kącie łóżka.
- Zapraszamy do sal - rozległ się dźwięk ogłoszenia.

Jako pierwsza wstałam i szybkim krokiem wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Na sali byłam jako druga. Izaak rzucił mi ukradkiem maleńki uśmiech. Uśmiechnęłam się trochę nieszczerze, bo nie miałam na to ochoty i opuściłam wzrok.

Zajęcia przebiegły dość szybko. Zdobyłam kilka nowych siniaków od takiego jednego osiłka. Izaak tym razem poświęcał mi mniej uwagi. Nie patrzył na mnie tak często jako wczoraj. Chyba wyczuł to, że mam nie najlepszy humor.

Po zakończonych zajęciach znów udaliśmy się na stołówkę, gdzie serwowali dziś na kolację jajecznicę. Poskubałam ją trochę. Nie miałam nawet ochoty jeść z tego całego smutku. Gdy całą resztą zaczęła wychodzić, ja szybkim krokiem poszłam do kuchni. Czekał tam już na mnie łysy kucharz.
- Jak masz na imię? - zapytał.
- Eulalia.
- A więc będziesz myć naczynia. Proszę - powiedział obojętnie i podał mi gumowe rękawiczki. Które założyłam szybko na ręce. - Jesteś sama? - spytał niskim głosem.
- Chyba tak. Nie wiem, gdzie jest ten chłopak. - Wzruszyłam ramionami.
- Dobrze, to ty już zacznij myć. - Pokazał ręką na zapełniony zlew talerzami, tacami, sztućcami i kubkami, a to wszystko było strasznie ufajdane.

Zrobiło mi się niedobrze na ten widok. W domu nigdy nie miałam problemu ze zmywaniem, ale dzisiejszy widok przyprawił mnie o mdłości. Kucharz poszedł gdzieś sobie, a ja zostałam z tym sama. Chwyciłam gąbkę i pierwszy talerz, nalałam na niego odrobinę płynu do naczyń i zaczęłam szorować. Miałam wrażenie, że ich wcale nie ubywa, że cały czas myje ten pierwszy. Po jakimś czasie usłyszałam ciche kroki. Nie odwróciłam się, mimo to miałam nadzieję, że to mój towarzysz do sprzątania.
- Jak sobie radzisz? - usłyszałam znajomy głos, wchodzący do kuchni. Spojrzałam delikatnie w bok. To Izaak. 
-  Źle - powiedziałam dość spokojnie, kładąc umyty talerz na stertę innych czystych.
- Gdzie Tomasz? - zapytał zdziwiony.
- Nie przyszedł - mruknęłam.
- Jak to nie przyszedł? - zdziwił się jeszcze bardziej.
- Normalnie. Sama muszę wszystko posprzątać...jeszcze w moje urodziny. - Tę drugą część zdania dodałam strasznie cicho, tak bym tylko ja to słyszała.

Okazało się inaczej.
- Masz dzisiaj urodziny? - Podszedł do mnie.
- Tak - wysyczałam przez zęby, zła, że to usłyszał.

Stanął za mną i objął mnie w pasie, kładąc mi swoją brodę na głowie. Między nami była znaczna różnica wzrostu.
- Wszystkiego najlepszego, księżniczko - Powiedział szeptem.
- Dziękuję - powiedziałam ponuro, nie przestając myć naczynia.

Puścił mnie z objęć i odszedł kawałek dalej. Już myślałam, że chce mnie tu zostawić sama na pastwę naczyń, ale nie. Delikatnie odwróciłam się w jego stronę. Również zakładał gumowe rękawiczki i podszedł z powrotem do mnie, co mnie bardzo zdziwiło.
- Wycieraj i układaj naczynia. Ja będę zmywał - powiedział tym stanowczym głosem, a ja zastygłam ze zdziwienia. - To rozkaz - dodał, gdy nie odchodziłam od zlewu. Jego głos miał władczy ton.

Odsunęłam się od zlewu i chwyciłam powoli ręcznik. Tymczasem on zaczął myć pierwszy talerz. Ja chwyciłam pierwszy z brzegu i zaczęłam powoli wycierać, nadal patrząc w jego stronę.
- Jeśli w takim tempie będziesz to robić, to do jutra nie skończymy. - Uśmiechnął się. Wyrwał mnie tym z zamyślenia.

Zaczęłam szybko wycierać i układać talerz do szafy. Razem praca szła nam bardzo sprawnie i w radosnej atmosferze. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy.

Gdy skończyliśmy, miałam zamiar iść do pokoju, ale pokrzyżował moje plany.
- Może wpadniesz do mnie teraz na herbatę? - Głaskał moją dłoń.
- Jestem dziś nie do życia. Chce odpocząć - mruczałam, oszukując sama siebie.

Tak naprawdę bardzo chciałam iść, na herbatę, tylko nie chciałam robić kolejnego kłopotu.
- Odpoczniesz u mnie, chodź.

Niemal siłą zaciągnął mnie do siebie. Bardzo chciałam spędzić z nim wieczór, ale naprawdę nie miałam na to siły.

E38521Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz