Part 4

738 28 12
                                    

Oczami tajemniczej osoby

         Patrzyłem na tę dziewczynę uważnie. Jest niezwykle silna, skoro udało jej się dotrzeć aż ty o własnych siłach. Wydaje mi się dziwnie znajoma, jakbym już ją gdzieś widział. Zaraz... zaraz... już wiem! To ona! Ona była tą dziewczyną, która ratowała ludzi z tego płonącego budynku trzy dni temu. To właśnie ją wtedy uratowałem (sam też podpaliłem ten budynek by zwabić tam Winx i wszystko by poszło dobrze gdyby nie ona. Nie wiem co mnie podkusiło by ją uratować), nie mogę jej teraz tu zostawić. Muszę się dowiedzieć kim ona jest. Ona ma w sobie jakąś dziwną aurę. Szybko wziąłem ją na ręce i zeskoczyłem ze skały (ogień szybko się rozprzestrzeniał,trzeba stąd uciec. Ten pożar to moja wina (tylko częściowo bo to robota Winx, głównie Bloom)), pędziłem ile sił w nogach. Nagle grunt mi się skończył pod nogami i spadłem prosto do jeziora. Gdy się wynurzyłem to ciągnąłem dziewczynę do najbliższego brzegu, gdy byłem już na lądzie to położyłem ją pod wierzbą. Wtem dziewczyna otworzyła oczy.

- Gdzie... gdzie jestem? - spytała

- Jesteś w Sherwoodzkim lesie. - odpowiedziałem i schowałem się w cieniu.


Perspektywa Roxanne

       - Jesteś w Sherwoodzkim lesie. - powiedział czyjś głos. Odwróciłam się ale nikogo nie było.  Zobaczyłam, że leżę na pniu wierzby płaczącej a pod nią była woda (ona była tuż nad brzegiem jeziora), na jeziorze były kawałki drewna z różnych statków, pewnie to pozostałości z pożaru. Wiedziałam, że Sherwoodzki Las to miejsce zbójców, złodziei i że żaden normalny człowiek się tu nie zbliża. Wtem z cienia wyłoniła się jakaś postać. Był to mężczyzna, czerwonowłosy, które sięgały mu do ramion. Twarz miał bladą, bardzo bladą, dobrze widoczne kości policzkowe, miał też małą bródkę. Ubrany był w jakiś dziwny strój, długi płaszcz lub skafander z różnymi guzikami i kieszeniami.

 Ubrany był w jakiś dziwny strój, długi płaszcz lub skafander z różnymi guzikami i kieszeniami

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wydawał mi się dziwnie znajomy, jakbym go skądś znała... tylko nie pamiętam skąd.

- Kim jesteś? - spytał. Jego głos był dziwnie znajomy, taki tajemniczy, nie wiem skąd znałam ten głos. Był taki groźny ale i dający bezpieczeństwo, taki kojący i uspokajający.

- Kim jesteś? - spytał ponownie. Wtem zdałam sobie sprawę gdzie jestem i jak wyglądam (moja sukienka była od spodu potargana, cała byłam mokra, więc suknia trochę mi zleciała z ramion), więc krzyknęłam do niego (nie wiadomo co on mógł mi zrobić).

- Kto ci pozwolił? Czy ty wiesz co zrobiłeś? - krzyknęłam podchodząc trochę w jego stronę

- Zdaje się, że uratowałem ci życie. - odpowiedział

- Tak? A ja myślę, że zupełnie nic mi nie groziło. - odrzekłam próbując się jakoś bronić, może ten dziwny nieznajomy ma racje.

- Ja widziałem, że grozi. Jeśli się mylę, to powiedz mi jak się tu znalazłaś i jak uciekłaś od ognia? Hm? Panno-Wiem-To-Wszystko? - i tu miał rację, ale nie chcę już z nim rozmawiać.

- Zabieraj się stąd.- już miałam odejść gdy on mnie zatrzymał łapiąc za rękę. Szybko ją wyrwałam i kopnęłam go w brzuch. Nie spodziewał się tego i między nami rozpoczęła się zacięta walka na szpady (nie mam pojęcia skąd ją wzięłam, po prostu pojawiła się w mojej ręce tyle), używał też chyba jakiś zaklęć bo ledwo udało mi się ich uniknąć. Nagle poczułam silną falę, która wyrzuciła mnie na sam środek jeziora (na szczęście wylądowałam na niewielkim pływającym kawałku statku). Spojrzałam na tego mężczyznę i zobaczyłam, że ma on trzech kolegów, którzy byli podobnie jak on ubrani. Pojawiły się też (o dziwo) czarodziejki (było ich siedem). Ciekawe skąd się one wzięły? Przecież czarodziejki nie istnieją. To musi być sen, z którego się zaraz obudzę. po prostu to jest niemożliwe. Te czarodziejki próbowały mnie chronić przed tymi mężczyznami. Przez przypadek usłyszałam jak jedna czarodziejka nazwała tych dziwnych mężczyzn, którzy mnie zaatakowali.

- Czarnoksiężnicy z Czarnego Kręgu! Jakim cudem udało się wam uciec?

            Spojrzałam na czerwonowłosego mężczyznę i zaniemówiłam. Jego oczy... to... to te same oczy, które widziałam w moich snach. Dlaczego on chce mnie zabić? Nic z tego nie rozumiem. Zresztą i tak nie mam już siły by dalej z nimi walczyć. Czarodziejki były związane jakimiś linami więc nie mogą mi już pomóc. Kiwnęłam głową na znak czarnoksiężnikom.

- Jak sobie panienka życzy. Zakończmy to. - powiedział czerwonowłosy. Wycelowali we mnie jakąś dziwną, magiczną armatę. Pewnie z jakimś śmiercionośnym zaklęciem. Kierując się instynktem ustawiłam się w pozycji bojowej (chcę umrzeć z honorem a nie jak tchórz).

- Ognia.

Pocisk wystrzelił... ale leciał dla mnie w zwolnionym tempie. Zamknęłam oczy i w głowie usłyszałam głos, który mi mówił : ,,Equilíbrio... Equilíbrio... Equilíbrio...''. Otworzyłam oczy, wyciągnęłam rękę do przodu i odepchnęłam ognisto-metalową kulę od siebie. Że co? Ja to zrobiłam? Ale jak...? Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem, czerwonowłosemu aż szczęka opadła w dół a czarodziejki szeptały między sobą zdziwione. Podniosłam rękę i zobaczyłam, że się ona pali. Biegałam w kółko próbując ją zgasić... ale gdy to nie pomogło to zanurzyłam ją szybko w wodzie. Co za ulga. Na dodatek nie miałam żadnego ślady po oparzeniu na ręce. Jakim cudem?

- Jeszcze raz! - krzyknął czerwonowłosy czarnoksiężnik. Druga kula poleciała, chwyciłam ją w obie ręce, obróciłam się i rzuciłam ją za siebie. Trzecią kulę gładko ominęłam.Szczerze mówiąc, ręce mnie od tych kul wcale nie parzą. To niemożliwe... ja chyba nadal śnię... A może to nie jest sen?

- Zabić ją! Niech ktoś ją zabije! - krzyczał niebieskooki czarnoksiężnik, widać było, że jest wściekły. Tym razem poleciały dwie kule,zrobiłam salto w powietrzu i one mnie ominęły, kolejną chwyciłam w obie ręce, zrobiłam podwójny piruet w powietrzu i rzuciłam ją w przeciwną stronę. Kule leciały a ja je odsyłałam z powrotem do czarnoksiężników. Za mną było już widać promienie wschodzącego słońca... i wtedy poleciała ostatnia kula. Chwyciłam kulę w obie ręce, podskoczyłam na jakieś 70 cm w górę i zaczęłam robić bardzo szybkie fikołki do przodu, woda aż latała na wszystkie strony, okręciłam się jeszcze dwa razy w prawo i krzyknęłam :

- Sayonara! - i rzuciłam tę kulę na czarnoksiężników. Wszystko by poszło po mojej myśli, gdyby nie to, że moja kula zderzyła się z inną. Tę kulę wystrzelił czerwonowłosy, po prostu wystawił rękę do przodu, powiedział jakieś zaklęcie i ta sama kula wyleciała z jego ręki. BUUUM! Wyrzuciło mnie w powietrze i po raz trzeci zemdlałam. Znowu.


Walka Z PrzeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz