Part 37

203 12 5
                                    

Perspektywa Roxanne (koło 9 rano)

Leżę już bardzo długo. ledwo mogę spać... właściwie to nie chcę spać, bo boję się co oni mi mogą zrobić. Ten chłopak, ja... ja go już wcześniej widziałam... w mojej wizji. To on. Przez całą noc myślałam o tym co się właśnie stało. Mówić nie mogę, ruszać też nie ale myśleć tak. Wiedziałam, że z James'em jest coś nie tak ale nigdy by mi nawet nie przyszło do głowy, że on jest czarnoksiężnikiem. Rana ciągle mnie piecze. Dlaczego to się stało? Za jakie grzechy? I dlaczego to zawsze muszę być ja? Czy takie jest moje przeznaczenie?

Wtem do kajuty wszedł ten białowłosy chłopak - Daisuke, tak go wszyscy nazywają. Podszedł do mnie, usiadł na łóżku i patrzył na mnie. O co mu chodzi? Czego on ode mnie chce? Postawił mnie, albo raczej zmienił moją pozycję z leżącej na siedzącą i zaczął mi zmieniać opatrunek. Dziwne.

- Pewnie się dziwisz dlaczego to robię (Świetnie, jeszcze umie czytać w myślach). Nie czytam tylko po prostu czytam z ciebie jak z otwartej księgi, twój wyraz twarzy wszystko mi mówi. Jeśli już musisz wiedzieć to powiem ci, że lubię piękne kobiety. Przypominasz mi jedną, moją poprzednią kochankę... Przed nami długa droga, więc trochę się z tobą pobawię.

Co? Co on sobie myśli? Nie podoba mi się to.

- Aby udowodnić ci, że nic ci nie zrobię uwolnię cię od paraliżu.

I rzeczywiście to zrobił. Gdy byłam pewna, że mogę się ruszać to szybko się odsunęłam od niego na drugi koniec łóżka, cofałam się dopóki nie uderzyła plecami o ścianę. To był zły pomysł by tak szybko się odsuwać, wszystkie mięśnie mnie bolą.

- Pewnie jesteś głodna. Przyniosłem jajecznicę i trochę wody. Proszę... nie jest zatrute.

Bałam się. Ale jeśli niczego nie zjem to umrę z głodu. Nie pewnie wzięłam od niego talerz i zaczęłam jeść... a on ciągle mi się dziwnie przyglądał. Ciekawe co on tak kombinuje? Te jego spojrzenie wprawiały we mnie ciarki.

- Co się tak na mnie gapisz? Ducha zobaczyłeś? - spytałam gdy tylko skończyłam jeść swój posiłek i oddałam mu talerz z kubkiem

- Zastanawiam się jakim sposobem mam cię pozbyć z ubrań i przy okazji się z tobą przespać... hihi. - powiedział to ze zboczonym uśmieszkiem, wiedziałam, że coś tu śmierdzi

- Zamknij się palancie bo ci przywalę w ten twój pusty, durny łeb! - odparłam

- I ten pomysł co raz bardziej mi się podoba. Nie bój się, na pewno ci się spodoba. - powiedział i zaczął do mnie podchodzić. Był zdecydowanie za blisko... ZA BLISKO! Co to za jakiś szaleniec, zboczeniec? - Jeśli będziesz grzeczną dziewczynką to nadłożymy trochę drogi. Miałem za zadanie oddać Acheronowi twoją moc ale nic nie mówił, o twoim ciele. Nie mówił, że nie mogę cię przy okazji zgwałcić na przykład.

- Przecież mówiłeś, że mnie nie skrzywdzisz. Odejdź! - krzyczałam próbując się bronić

- Kto powiedział, że mówiłem prawdę. - i z tymi słowami zaczął mnie namiętnie całować. Próbowałam się mu ze wszystkich sił wyrwać ale był dla mnie za silny - Nie wierć się tak to będzie mniej bolało.

- Nie! - krzyknęłam już przerażona, ja nie chcę jeszcze stracić swojego dziewictwa!

Zaczął całować moją szyję i szybkimi ruchami rozpinał guziki mojej bluzki, sam też już pozbył się swojej i zaczął już zdejmować spodnie. O nie, co to to nie. Szybko zaczęłam grzebać w swoim plecaku, który na szczęście ciągle przy mnie był w poszukiwaniu czegoś twardego. Jego ręce mnie obejmowały, jeździły po całym moim ciele i zaczęły się zbliżać do moich spodni. O nie, nie pozwolę mu na to! Rozpaczliwie grzebałam jedną ręką w plecaku aż w końcu znalazłam to czego szukałam. Dobrze, że go tam schowałam.

- Co, już nie walczysz ze mną kotku. Obiecuję ci, że będzie przyjemnie... Co ty trzymasz? Ups. - rzekł Pan Zboczeniec zorientowawszy się co ja mam w ręku.

Zamachnęłam się i z całej siły walnęłam tego zboczeńca w twarz, walnęłam go tak mocno, że wybił wszystkie ściany i wylądował na drugim końcu pokładu. WOW! Bójcie się mnie wy nędzne szczury! Wszyscy przerwali swoją pracę i spojrzeli na mnie zdziwionym wzrokiem. Patelnia czasem się przydaje. Teraz rozumiem Roszpunkę z ''Zaplątanych" (zanim wyszłam to szybko zapięłam bluzę by nie było widać mi piersi).

- Nie mów do mnie kotku, ty pierdolony zboczeńcu! - krzyknęłam

- O ty wredna szmato... Argh! - powiedział zdenerwowany ale nie dane mu było skończyć. ponieważ rzuciłam w niego moje dwa sztylety, które miałam ukryte w butach, sztylety trafiły w oba obojczyki. Z ran zaczęła się powoli wypływać strużka krwi. Jak to się mówi, z kim przystajesz takim się stajesz. Nie pozwolę mu mnie wyzywać. - Osz ty wredna, mała ku... - rzekł i rzucił się wściekły na mnie a ja go drugi raz walnęłam patelnią w głowę tak, że miał wielgachnego guza

- Jeszcze słowo a dostaniesz trzeci raz! Nie waż się do mnie więcej zbliżać.

- Myślę, że już wystarczy tego kapitanie. - powiedział jakiś chłopak w czarnym płaszczu i masce, która zasłaniała cała twarz. Były widoczne tylko jego piwne oczy

- Niech będzie. Odprowadź ją z powrotem do kajuty szczurze i pilnuj jej jak oka w głowie.

- Tak jest kapitanie. I nie jestem szczurem. Idziemy dziewczyno.

Kim on jest? On nie jest taki jak reszta ani jak Daisuke zwany teraz "Popapranym Zboczeńcem".

- Jeżeli chcesz przeżyć to rób co ci każę.

- Jasne. - on mi pomaga. tylko dlaczego?

Walka Z PrzeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz