Part 46

142 13 2
                                    

Niedługo po tym jak medyk wyszedł poszliśmy do jadalni na obiad. Sala była wielka. Ja siedzę po prawej stronie Avalona, po jego lewej jego żona a obok niej 4 czarodziei (2 dziewczyny i 2 chłopaków), Czarnoksiężnicy siedzą obok mnie. Ogron jako ich przywódca zapewnił Avalona oraz mieszkańców, że nie mają złych zamiarów. Mimo, że to początek grudnia było na zewnątrz ciepło ale już niedługo ma spaść pierwszy śnieg. Podczas posiłku Avalon opowiadał mi o Krysztale i Acheronie.

- Kryształ... to dopełnienie, zwiększenie mocy posiadacza. Może być dobry lub zły, zależy od właściciela ale to sam Kryształ decyduje czy użyczy swej mocy czy nie. Jest żywy w pewnym sensie. Powstał dzień po mojej koronacji prawie 7 tysięcy lat temu. (Prawie się udusiłam sokiem pomarańczowym. Ile on może mieć lat? Teraz zauważyłam, że zmarszczki, które miał dziś rano znikły. Z 50 latka wygląda na 25) Acheron nie mógł tego znieść, miał to być jego dzień ale coś się w nim zmieniło. Zaczarował pobliski wulkan by zniszczył wszystko na swej drodze. Kompletnie stracił rozum. ewakuowałem tylu ludzi ile potrafiłem, nasz ojciec próbował powstrzymać mego brata lecz ten nie chciał go słuchać i ostatecznie zabił go. Nie miałem wyjścia musiałem go powstrzymać za wszelką cenę. Stanęliśmy na przeciw siebie, próbowałem przemówić mu do rozsądku ale było już za późno. Walka była ciężka, można powiedzieć że ziemia ziemia zadrżała gdy nasze miecze się stykały a przeróżne zaklęcia latały we wszystkie strony. Tak trwało 3 dni. Czwartego dnia po długiej i męczącej walce udało mi się to zakończyć... za najwyższą cenę. Zaklęcie, które on rzucił uderzyło w wulkan i wielka fala lawy zaczęła na nas spadać. Ostatkiem sił zasłoniłem mojego brata mimo że wiedziałem, że obaj zginiemy. Mi to nie przeszkadzało. Kochałem go mocno i chciałem go chronić. Zniknęliśmy w rzece lawy. Lecz udał mi się jakoś przeżyć, do tej pory nie wiem dlaczego. Tamtego dnia mój brat zginął.

- Zginał? - przerwałam, coś mi tu nie gra - Jak to możliwe? Mam z nim za kilka miesięcy walczyć... z jego sługami już walczyłam, czasami czuła jego obecność. Jak?

- Zdobyłem Kryształ poświęcając swe życie dla brata. Le ten Kryształ istnieje o wiele dłużej, on po prostu nie miał jeszcze formy. Prawdopodobnie ma jakieś 100 tysięcy albo i więcej lat. w tym krysztale jest mądrość wszystkich światów i galaktyk, nieograniczone źródło energii. gdybyś to dała jakieś fabryce na Ziemi...

- Wolny nigdy by nie ustały. Zabijali by się o to.

- Właśnie. By Kryształ mógł przyjąć formę musiałem coś dać, ból cierpienie, miłość i poświęcenie. Acheron wyrządził wiele złego. Zabił setki czarodziei. Mogłem go zabić i uratowałbym w ten sposób szybciej królestwo lecz nie mogłem. Nie potrafiłem i nadal nie potrafię. Nie ważne co on zrobi, jak bardzo będzie się ode mnie odsuwał ja i tak go kocham. Poza tym on nadal jest moim bratem. Po tym wszystkim pochowałem jego szczątki. Odbudowałem Albion. Lecz Acheron od czasu do czasu się pojawia jako duch. Jego dusza nie potrafi odejść. Aby móc walczyć on musi opętać czyjeś ciało inaczej zbyt wiele nie zrobi. Nasz ostatnia bitwa była tysiąc lat temu. 10 lat temu słyszałem, że był na Ziemi lecz nie zdążyłem go powstrzymać ani dowiedzieć się co planuje. Acheron nie spocznie dopóki nie zostanie królem Albionu. Nie zawsze taki był. Razem dorastaliśmy, bawiliśmy się, trenowaliśmy, polowaliśmy, chodziliśmy na turnieje. Zawsze byliśmy razem, wspieraliśmy się wzajemnie. Tego dnia, w którym nasz ojciec wybrał mnie na króla to Acheron się wściekł. Miał nadzieje, że to on nim zostanie, całe życie się do tego przygotował lecz na próżno... Mam do ciebie pewną prośbę.

- Jaką? - spytałam zaciekawiona, to musi być coś poważnego

- Gdy będziesz z nim walczyć, to postaraj się by mój brat odzyskał spokój. Przynajmniej spróbuj. Ja nie potrafiłem tego zrobić, nie potrafiłem mu pomóc. Może tobie się uda i zakończymy w końcu tę klątwę. O nic więcej cię nie proszę. - powiedział Avalon

Dobra, tego się nie spodziewałam. To trudne zadanie... prawie niewykonalne. Skoro Avalonowi się to nie udało, to jakim cudem ja mam to zrobić?

- Nie wiem czy mi się to uda ale zrobię co w mojej mocy.

- Dziękuję. Jedz, potrzebujesz dużo siły.


                     Po obiedzie Avalon zabrał mnie na grób Acherona. Zostawiliśmy tam bukiet kwiatów i na dwóch innych grobach (jednym z nich był od jego ojca a drugi od jego syna, który zginął gdy miał 11 lat. Tyk, o którym wspominał Hayate), po tym poszliśmy do sali treningowej nr 4, by sprawdzić moje umiejętności i kontrolę nad mocą. Cóż, nie było łatwo. Moja moc była o wiele silniejsza, wymykała mi się...

- Spokojnie. Oddychaj głęboko, nie pozwól by emocję tobą kierowały. Zapanuj nad nią. Dobrze... a teraz rzuć we mnie kulą ognia.

- Ale...

- Żadne ale. Zrób to. Pełna kontrola.

Wzięłam głęboki wdech i wyobraziłam sobie kulę ognia, czułam jak palce same mi się ruszają i przed oczami ją miałam. Ognistą kulę, nie czekając na znak rzuciłam ją w króla, który już się usunął z drogi i kula trafiła w tarczę, która roztrzaskała się na kawałeczki. Po ty czułam się wycieńczona.

- Bardzo dobrze. - pochwalił mnie Avalon

- Udało się. - odparłam podpierając się jednej z kolumn i oddychając głęboko

- Widzę, że czarnoksiężnicy dobrze cię wyszkolili... ale i tak musisz trochę poćwiczyć. Twoje moce są o wiele silniejsze. Przestałaś raczkować, możesz być z siebie dumna,

- Dziękuje.

- Jakbyś miała jakieś pytania to wiesz gdzie mnie znaleźć. A teraz wracaj do siebie, jakbyście chcieli trenować możecie użyć tej sali. A teraz żegnam, obowiązki wzywają. - mówiąc to zmienił się w srebrnego jelenia z wielkimi rogami i ruszył w swoją drogę. Nie zwlekając poszłam do swojej komnaty, słuchałam muzyki, trochę czytałam książki (w różnych językach). Lecz to mnie trochę nudziło i postanowiłam trochę pozwiedzać zamek. Oglądałam portrety i obrazy. Jeden przykuł moją uwagę... portret mojej mamy. Cordelia. Miała piękne ciemnobrązowe włosy, niebieskie oczy, kojący i uspokajający głos. Oczywiście umiała pokazać pazury, bardzo ją szanowałam i kochałam. Zbyt wcześnie ode mnie odeszła. Była ubrana w strój wojowniczki...to dziwne, że praktycznie nic o niej nie wiem.

- Widzę, że nie tylko ja tu lubię przebywać i patrzeć na ten obraz

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Widzę, że nie tylko ja tu lubię przebywać i patrzeć na ten obraz. - powiedział czyjś głos, odwróciłam się i zobaczyłam jakąś kobietę.

- Kim jesteś? - spytałam

- Jestem Mirabela... rywalka i przyjaciółka Cordelli, twojej mamy.

- Poważnie? Znałaś moją mamę?

- Tak. Już od wczesnego dzieciństwa, razem szkoliłyśmy moce i... Była wspaniała. Najbardziej jej zazdrościłam chłopaka, ja również go kochałam ale on wolał ją. Mając 118 lat wyszła za mąż, i niedługo pojawiłaś się ty. Byłam na twoich chrzcinach... i ten wypadek. Pięć lat później słyszałam, że zginęła. Byłam taka wściekła. To był najgorszy dzień w moim życiu... O rety, ale późno. Trzeba wracać do pracy, muszę jeszcze zdać raport Avalonowi. Pa. - powiedziała i pobiegła korytarzem.

Ja chyba już nic z tego nie rozumiem. Muszę się upewnić, że nic mnie już nie zaskoczy. Poszłam do biblioteki by znaleźć książkę z naszym drzewem genealogicznym, tam na pewno znajdę jakieś odpowiedzi. Dość szybko znalazłam odpowiednią księgę, czytałam wszystkie informacje o każdym członku naszej rodziny. Lecz to co tam znalazłam totalnie mnie powaliło. Nie mogłam w to uwierzyć, to musiało być jakieś kłamstwo... zamknęłam książkę i wróciłam do swojej komnaty i padłam na łóżko zmęczona.

Walka Z PrzeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz