Part 14

257 9 2
                                    

 Perspektywa Ogrona

          Jak ona śmie tak do mnie mówić? Nienawidzę jej.

- Czy ty czasem trochę nie przeginasz? - spytał Gantlos pojawiając się nagle przede mną

- A ty skąd to wiesz?

- Stoję tu od dobrych 10 minut. Szczerze mówiąc śmiesznie wyglądałeś w tej balowej sukience. - odpowiedział Gantlos i na koniec się zaśmiał

- Jak komuś o tym powiesz, to obiecuję, że stracisz głowę! - zagroziłem

- Ok ok. Nikomu nie pisnę ani słówka.


koło 20:00

         Minęło już sporo czasu. Przez ten czas zdążyłem się już uspokoić i na spokojnie wszystko przemyśleć. Lepiej pójdę do niej by porozmawiać. Powoli idę po schodach i kieruję się do jej pokoju, wchodzę do niej i stoję jak wryty. Roxanne właśnie wyskoczyła przez okno i pobiegła gdzieś. Dopiero po chwili zorientowałem się co się stało więc szybko ruszyłem za nią. Biegła bardzo szybko, na jej plecach widziałem krew. Widocznie rana musiała się otworzyć. Zdaje się, że ona nie wie, że ją śledzę. Tym lepiej dla mnie. Po pół godziny się zatrzymała, byliśmy na polanie w jakimś lesie, ukryłem się za drzewami i obserwowałem. Po chwili z cienia wyszedł James, Był z czegoś wyraźnie zadowolony. Roxanne nie krzyczy, nie panikuje, po prostu stoi. Coś mi tu śmierdzi.

- Widzę, że eliksir działa. - rzekł James. No tak. Zapomniałem. James wstrzyknął jej przedtem jakiś eliksir ale nie wiedziałem jaki. - Czy czarnoksiężnik tu jest? Podejrzewa coś?

- Nie. Nie ma nawet pojęcia. - odpowiedziała ze spokojem Roxanne (ona jest chyba zahipnotyzowana), czyli miałem rację, nie widziała mnie jak ją goniłem

- To dobrze. Chcesz ze mną pójść do Cienia Mroku? Czy chcesz dobrowolnie oddać mu swoją moc? - pytał James

- Tak. Niczego innego nie pragnę. - odpowiedziała, ona zachowuje się jak by była marionetką

- A zatem chodź. - powiedział James i wyciągnął rękę w jej stronę

- Ani mi się waż! - krzyknąłem i rzuciłem się na James'a. Biliśmy się, rzucaliśmy w siebie różne zaklęcia. Nie wiedziałem, że on jest czarnoksiężnikiem. Roxanne w tym czasie wzięła sztylet i nakierowała go na serce. O nie, nie mogę do tego dopuścić.

- Doragon no chikara! - krzyknąłem zaklęcie i strumień ognia poleciał na James'a, który w porę zdążył uciec. Podbiegłem do niej i w ostatniej chwili wyrwałem z jej ręki sztylet. Ona na serio jest zahipnotyzowana, nawet mnie nie widzi. Wyrzuciłem sztylet, szybko wykonałem parę ruchów nad jej głową i ona padła nieprzytomna, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu. Wezwałem czarodziejkę Florę by opatrzyła jej rany.

 koło 21:25

         Na razie jest ok. Roxanne nadal jest zła na mnie ale to nieważne. czarodziejka Flora właśnie smaruje jej plecy specjalną maścią by rana się szybciej zagoiła.

- Musisz być bardziej ostrożna Roxanne. Taka rana mogłaby doprowadzić cię do śmierci, więc lepiej odpoczywaj. Lepiej nie zadzierać z James'em. Mogło ci się coś stać.  A ty Ogronie nie przemęczaj jej. - mówiła Flora a ja na to wzruszyłem ramionami

- Ale nic mi nie jest. Po co robić z tego zamieszanie? Za parę dni się zagoi. Następnym razem załatwię James'a tak, że nie będzie umiał chodzić. Auć! - odparła Roxanne

- Nie jesteś jeszcze gotowa. Rozumiem twoją niecierpliwość, ale najpierw musisz się wyleczyć. - powiedziałem

- To prawda. Tego faceta nie można nie doceniać. On może pracować dla Cienia Mroku. - potwierdziła Flora

- Nie chcę umierać na próżno. Dlatego właśnie musisz się całkowicie wyleczyć. - powiedziałem próbując przemówić jej do rozsądku

- Przestań gadać jak jakiś dureń! Ja zawsze jestem gotowa do walki! - krzyknęła Roxanne podnosząc się do pozycji siedzącej

- Roxanne, na razie musisz tu zostać i spokojnie zasnąć. - powiedziałem zbyt spokojnie by za chwilę głośno na nią krzyknąć i na potwierdzenie moich słów mocno deptałem ją po plecach by to do niej w końcu dotarło - ILE RAZY MAM CI TO POWTARZAĆ?! TY WREDNA BABO!!!

- Hej, bo rana się otworzy. - powiedziała Flora

- Możesz natychmiast przestać?! - krzyknęła Roxanne podnosząc głowę do góry

- Nie, bo cię nad zwyczajniej nie lubię! I zamknij się wreszcie smarkulo! - krzyknąłem na nią i zaraz potem mocno jej przywaliłem w głowę i ta zemdlała. Wreszcie będzie cisza.

- Nie musiałeś tego robić. - odrzekła Flora

- To nie twoja sprawa! Lepiej wracaj do koleżanek bo jak nie to oberwiesz.

- No dobra. Do widzenia. - i znikła, a ja powoli mam tego wszystkiego dość. Co będzie dalej? Jak to się dalej potoczy? Do czego to dojdzie? Czy ja to przeżyję?




Walka Z PrzeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz