Part 48

158 12 10
                                    

Biedny Timmy. Po tym jak Nebula znikła nam z zasięgu wzroku, otrzepaliśmy się ze śniegu i poszliśmy do jadalni na śniadanie. Konam z głodu.

Siedzimy tu wszyscy. Rozmawiamy o dzisiejszych planach na trening i śmiejąc się z żartów. Avalon wstał i momentalnie nastała cisza.

- Moi drodzy, zanim zaczniemy jeść chciałbym byście razem ze mną powitali naszych gości z Tir Nan Og. Proszę je wprowadzić. - powiedział Avalon i drzwi do sali się otworzyły. Do sali weszła Królowa Morgana, jej córka Roxy, Nebula i 20 strażniczek. Avalon ucałował dłoń Morgany i Nebuli a one skłoniły się. - Witam w Albionie moje panie. Mam nadzieję, że podróż odbyła się bez problemów.

- Tylko drobne. Dziękujemy za zaproszenie. - odpoarła

No to się porobiło. Wiem, że chłopaki nie dadzą rady zachować się porządnie gdy jest tu Nebula. Coś czuję, że będą kłopoty. W tym samy momencie Morgana i Nebula spojrzały na czarnoksiężników, Nebula patrzyła złowrogo i z nienawiścią a Morgana jedynie z chłodem. Ogron wstał ze swojego miejsca, podszedł do królowej i tak jak Avalon ucałował je w rękę.

- Mam nadzieję, że będziemy razem współpracować i w końcu się dogadamy.

Po tym wrócił na miejsce, czyli obok mnie. No, tego to po nim się nie spodziewałam. Gdy już wszyscy siedzieli na stole pojawiły się różne pyszności (nasze bananowe naleśniki, babeczki, tosty itd.) Od razu zabrałam się do jedzenia. Nalałam sobie gorącego kakaa i na talerz kilka naleśników i zabrałam się za jedzenie.

''Całkiem dobre wam te naleśniki wyszły Roxy. Widziałem was."  usłyszałam głos Avalona, delikatnie się zarumieniłam. 

Po śniadaniu Avalon ogłosił, że pod koniec roku jest bal Noworoczny, ucieszyłam się ponieważ dawno się nie bawiłam (na balu w Tir Nan Og nie bawiłam się). Niestety nie ma szans bym na niego poszła. Nie mam sukienki ani partnera. Ogron to na pewno mnie nie zaprosi. Ale spróbować zawsze można. Wyszłam z jadalni i idąc korytarzem natknęłam się na Kaede, która zaproponowała mi wspólny trening. Zgodziłam się i udałyśmy się do sali. Kaede dała mi drewniany miecz i uczyła mnie odpowiedniej postawy do szermierki.

- Nie, nie, nie. Jesteś zbyt sztywna. Musisz się rozluźnić. Oprzyj ciężar ciała na prawej nodze... teraz lepiej. Bądź gibka jak wąż.

- Nie łapię tego, to zbyt skomplikowane. Łatwiejsza jest nauka tańca.

- Wielu tak mówi dopóki nie załapią.

- Czy to mi się przyda?

- Koniecznie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Zaczynamy.

Szłyśmy tak raz w jedną raz w drugą stronę. Kaede cały czas  była naprzeciwko mnie i razem wykonywałyśmy ten dziwny rodzaj "tańca".

- Dobrze. Teraz spróbuj mnie zaatakować.

- Ale... ale... ale... - jąkałam się

- Nie aluj mi tutaj tylko się skup. Koncentracja jest najważniejsza. Do roboty.

            Próbowałam ją zaatakować ale nic mi nie wyszło. Przewidziała każdy mój ruch.

- To nie to. Źle. No dalej. Nawet niemowlę by sobie poradziło. No dawaj. Jeszcze raz, jeszcze raz... i gleba

Oberwałam jej mieczem w brzuch i padłam. To jest straszne. Jak ja mam to opanować? Nie poddam się, co to to nie. Ćwiczyłyśmy tak jeszcze przez 2 godziny i następną lekcję będziemy mieć jutro i tak codziennie. Po tym poszłam na zajęcia taneczne i spędziłam tam kolejne 2 godziny. Teraz mam zajęcia z chłopakami. Naprawdę, za dużo tego wszystkiego. Weszłam do soli, w której oni czekali, na początek z szeregu wyszedł Duman - jego moc najciężej mi opanować.

- No dobra Roxy. Spróbujmy jeszcze raz. Skup się mocno, wyobraź sobie małego kota i spróbuj się w niego zmienić. Skup się na twojej energii i rozprowadź ją po całym ciele, poczuj ją każdym fragmentem swojego ciała.

             Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Tym razem na pewno mi się uda. Całkowicie wsłuchałam się w swoje ciało, czułam swoją moc, łaskotała mnie trochę. Nie wiem jak długo to trwało, wtem :

- WOW! Roxy, udało ci się! - krzyczał Duman jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę

- No, w końcu są jakieś postępy. - odparł Gantlos, Anagan uśmiechał się a Ogron jedynie się przyglądał. Spojrzałam na swoje odbicie i zobaczyłam małego czarnego kotka. Jedynie moje oczy pozostały takie same jak były.

- Miauł! - za to straciłam głos i zaczęłam biegać w panice po całej sali dopóki Duman mnie nie złapał - Miauł, miauł, miauł!

- Oo. Ok Roxy, spokojnie. Weź głęboki oddech i zrób dokładnie to samo co przedtem tylko na odwrót. Będę cię wspomagał, tylko spokojnie I SCHOWAJ TE PAZURY!!!

Odwrócenie tego zaklęcia nie było łatwe, nie umiałam się skupić i przez to było trudniej ale po kilku próbach w końcu nam się udało, znów miałam swoje ludzkie ciało. Ciężko oddychałam próbując złapać oddech.

- Na dziś lepiej z tym koniec. Jej ciało nie jest na razie w stanie znieść tych przemian. Jeszcze dwa razy i ona najprawdopodobniej umrze. Dopóki nie osiągnie swojej pierwszej magicznej transformacji lepiej jej nie forsować. - powiedział Anagan - W tym czasie niech skupi się na innych rzeczach.

- No dobra, ja  będę twoim przeciwnikiem a ty musisz mnie pokonać. Zgoda? Zaczynamy. - i Duman zmienił się w wielką tarantulę

- AAAA! Pająk! Ratunku! Pomocy pomocy, pomocy, pomocy, pomocy, pomocy, pomocy, pomocy, pomocy! - krzycząc tak biegałam wokół sali i po chwili wybiegłam z niej przez okno i biegłam dalej przed siebie

- Duman, coś ty narobił!? - usłyszałam jeszcze wypowiedź Ogrona - Teraz trzeba będzie ją znaleźć i uspokoić. Cholera!  Następnym razem pilnujcie okien, drzwi i siebie nawzajem.

~Ogron~

               Szukam jej już od 3 godzin i jak na razie nic. Ona nie mogła od tak wyparować.

- Ogronie, co tu robisz? - tylko jej tu brakowało

- Szukam Roxanne. - odparłem, już wymyśliłem kilka sposobów na uprzykrzenie życia i Nebuli jak i Roxy, której dam karę za uciekanie z lekcji

- Co się tak cieszysz? Wymyśliłeś nowy plan jak nas wszystkich zabić? - spytała

- Powiem ci to, co powiedział medyk podczas twojego porodu: „To się źle skończy!". - i ruszyłem dalej a ta diablica szła za mną

- Tak dla jasności, nadal ci nie ufam.

- Jeszcze do ciebie nie dotarło?

- Jak ona w ogóle z wami wytrzymuje? Zwłaszcza z tobą?

- To jest taka kobieca umiejętność. Nie zrozumiesz jej. - odpowiedziałem złośliwie się uśmiechając

- Co ty sugerujesz? - spytała (o zdenerwowała się)

- Czy miałbym sugerować, że nie jesteś w pełni kobietą? To jest poniżej mojego poziomu, proszę pana. Żegnam. - po tych słowach przyspieszyłem, na szczęście już za mną nie szła. Zajrzałem do biblioteki ale tam równiej nie było Roxy, w ogrodach też nie, w jej komnacie również. Chyba byłem wszędzie... a może nie? Poleciałem do wieży astronomicznej i zacząłem się uważnie rozglądać. Ona gdzieś tu jest, czuję jej obecność. Wtem zobaczyłem stary duży koc w rogu. Podszedłem tam, ściągnąłem go i pod nim była ona. Zasnęła tutaj, przecież jest tak zimno na dworze. Delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem ją do jej komnaty, szybko się tam znalazłem i jak tylko tam wszedłem to położyłem ją na łóżku, okryłem  ją kołdrą i cicho wyszedłem. Dam jej trochę wolnego. Jutro wznowimy trening, muszę też trochę popracować nad jej arachnofobią. Posiedziałem trochę z chłopakami i późnym wieczorem kładłem się do łóżka. 

























Walka Z PrzeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz