Part 24

207 12 2
                                    

17.11.15

Lecieliśmy już bardzo długo. Praktycznie całą noc. Dużo nad wszystkim myślałem.... i nadal nie wiem co mam zrobić. Za niedługo powinniśmy dolecieć na miejsce. Gdybym mógł to zmieniłbym bieg historii, by to się nigdy nie wydarzyło (zaczynam mówić jak jakiś mięczak, to na serio zaczyna mnie już wkurzać). Za godzinę będziemy lądować.

9:30. Wylądowaliśmy. Jesteśmy w Afryce, jedyne miejsce gdzie nie ma zbyt dużo gapiów. Dzięki temu, że jest tu dużo drzew to łatwiej będzie się nam ukryć przed wrogiem. Naszą bazę ulokowaliśmy w środku góry Kilimandżaro.... nikt nas tutaj nie znajdzie. Acheron nawet o tym nie pomyśli, he he! Internetu tu nie ma, ani zasięgu więc nikt niepoważny (mam na myśli Trix - o ile przeżyły i James'a) nie będzie umiał nas znaleźć. Ja z Anaganem ustawiamy zaklęcia ochronne, Duman patroluje teren (sprawdza czy w okolicy nie ma nikogo podejrzanego), a Gantlos i Roxy wypakowują rzeczy z naszego podniszczonego samolotu. Ona obudziła się niecałe 10 minut temu.

10:25. Skończyliśmy. Dzięki temu, że w tej górze jest wulkan, to jest wystarczająco ciepło i nie musimy rozpalać ognia. Wszystko jest już zrobione... w razie konieczności możemy się przenieść. Roxy jest zadowolona, chyba marzyła by się tu znaleźć. Czasem na jej twarzy widzę poważne spojrzenie, musi pewnie o czymś myśleć.

- Roxy, choź zaczynamy nasz trening. - powiedziałem podchodząc do niej, poważna mina od razu zniknęła z jej twarzy

- Nie chce mi się. Czy ty nie wiesz gdzie jesteśmy (W Disneylandzie? Ta jej dziecinność strasznie mnie denerwuje)? W Afryce. Od dawna chciałam się tu znaleźć, jest tu tyle rzeczy, które muszę zobaczyć. - odparła

O, żesz ty! A nie mówiłem? Zachowuje się jak małe dziecko. Mamy tyle roboty a tak mało czasu.

- Nie jesteśmy tu na wakacjach, musisz się skupić jeśli chcesz wygrać walkę z Acheronem. Już i tak dostatecznie dużo czasu zmarnowaliśmy. No ruszaj się Kopciuszku!

- Nie nazywaj mnie tak , bo oberwiesz jeżozwierzem! - krzyknęła czerwieniąc się jak pomidor.... Acha! Już wiem jak ją zmusić do pracy.

- Jesteś taka słaba, że nie wytrzymasz z nim nawet 5 minut. Przy nim byłabyś tylko małą muchą

- Przestań bo na serio oberwiesz! I nie tylko jeżozwierzem! - mówiąc to wyciągnęła łuk i naciągnęła cięciwę a na niej była strzała wycelowana we mnie. Niepotrzebnie zostawiłem broń na widoku. Ale i tak się jej nie boję.

- Śmiało strzelaj. Będziemy ćwiczyć strzelanie do ruchomego celu... a tym celem będę ja, a chłopaki będą ci utrudniać.

- Ale jeśli cię trafię...

- Spokojnie, zrobię unik. Twoim zadaniem jest strzelić do mnie tak bym się poddał. No strzelaj laleczko! - odparłem próbując ją zdenerwować, co mi się zawsze udaje

- Nie wiń mnie jeśli cię zestrzelę! - krzyknęła i zaczęła strzelać, chłopaki nawet nie musieli się wysilać. Te strzały nawet nie były blisko trafienia mnie, mogłaby się bardziej postarać, nawet staruszka by sobie lepiej poradziła. Ja tylko sobie głupkowato skakałem unikając strzał - Ogronie! Przestań się ruszać!

- Nie są nawet blisko trafienia mnie. - powiedziałem i strzała przeleciała mi pod pachą i z gracją omijałem kolejne. Trzeba coś z nią zrobić bo z takim podejściem nigdy jej się nie uda. Kolejną strzałę złapałem ręką i w trymiga złamałem. Jej oczy były w szoku. A powinna się tego spodziewać. - Brakuje ci woli zabijania.

- W-Woli zabijania? To normalne, że jej nie posiadam. - powiedziała patrząc mi w oczy

- Zatem wyobraź sobie, że jestem jednym z twoich prześladowców. - w momencie gdy to powiedziałem ona już nałożyła kolejną strzałę - Wyobraź sobie ludzi, którzy chcą cię zabić.

- Ktoś taki nie istnieje. - odparła napinając łuk

- Doprawdy? W takim razie... (chyba już wiem jak ją do tego naprowadzić. Muszę wspomnieć o jej matce, mówiła, że nie żyje) Wyobraź sobie, że jestem Acheronem lub mordercą twojej matki i strzel.

Na samo wspomnienie o jej matce w jej oczach zapłonął ogień walki i strzeliła. Nie ruszyłem się. Strzała drasnęła mnie w policzek i trafiła w drzewo za mną. Poczułem jak z rany poleciała strużka krwi.

- Nienawidzę tej części ciebie. Mimo tego.. Do ochrony ciebie i moich przyjaciół jestem gotowa walczyć w tej bitwie. Nawet, jeśli to oznacza poświęcenie kogoś! - mówiła a z jej oczu leciały łzy

Czy ja dobrze słyszałem? Ona chce mnie chronić? Podszedłem do niej, objąłem ją lewą ręką i przytuliłem do siebie.

- Ogronie...

- Nie mów, że mnie ochronisz. - powiedziałem odsuwając ją lekko od siebie

- Dlaczego? - spytała

- To budzi moje pragnienie. - odpowiedziałem

- Hę?

- W każdym razie, moją pracą jest cię chronić. Myśl o mnie jak o swoim narzędziu. Nie musisz się martwić o narzędzia. No dobra, wracajmy do treningu ropucho.

- Ogronie! - rzekła czerwieniąc się ze złości.

Jak ja lubię grać komuś na nerwach. Dawno tego nie robiłem. Miło jest poczuć się w swoim zawodzie. A najbardziej lubię dokuczać właśnie jej, mam z tego niezłą zabawę... i mam nadzieję, że nikt tego nie zepsuje...... Powinienem też uważać co mówię, bo ona odkryje co do niej czuję.

~~~~~~~~~~

No kochani, udało mi się skończyć ten rozdział. Mam nadzieję, że się wam podoba. Jutro wyjeżdżam na narty na kilka dni, więc kolejnego rozdziału przez jakiś czas nie będzie. Postaram się go dać w przyszłym tygodniu w czwartek lub piątek. W każdym razie miłego czytania wam życzę.

Walka Z PrzeznaczeniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz