1#

63.4K 3.1K 363
                                    

Dzień jakich wiele. Razem z resztą służby wstajemy jeszcze przed świtem. Normalni ludzie przebieraliby się teraz ze stroju nocnego w ubrania dziennie. Niestety razem z resztą dziewczyn nie mamy takiego luksusu. Ja jestem w ekipie, która zajmuje się przygotowaniem śniadania, więc kierujemy się po prostu do kuchni, by przygotować śniadanie dla głównego bety w tym rewirze oraz reszty wilkołaków razem jakieś sto sztuk. Chociaż tylko służba wstaje tak wcześnie, to zawsze jeden z wyznaczonych wilkołaków nas pilnuje, żebyśmy nie zjadły czegoś, co nie jest przeznaczone dla nas. Czyli wszystko. Czasem, jeżeli się nam poszczęści, to zjadamy dwa posiłki na dzień. Jeżeli nie zasłużmy, to w ogóle nie jemy nic. Zazwyczaj jemy czerstwy chleb i wodę, a jeśli nasz opiekun ma lepszy dzień, dostaniemy nadgniłe owoce lub warzywa.

Doszłyśmy do kuchni, znajdującej się na parterze. Przed drzwiami czekał już jeden z mięśniaków.

-Szybciej się nie dało? Ofermy jedne.-powiedział, otwierając drzwi.

No co za dżentelmen. Ani ja ani reszta dziewczyn nic nie mówimy, tylko ze spuszczonymi głowami wchodzimy do kuchni. Każda z dziewczyn zajęła swoje stanowisko. Mnie przypada krojenie warzyw, owoców i chleba. Lana zajmuje się napojami kawą, herbatą, sokami, winem i piwem. Meg zajmuje się mięsem, doprawia je i smaży lub gotuje. Justa zajmuje się myciem naczyń i sprzątaniem kuchni, gdy my kończymy. Dara ogarnia całą resztę w kuchni, ale jeżeli któraś skończy szybciej swoje zadanie, to pomagamy innej, która ma więcej pracy.

Po prawie dwóch godzinach przygotowań mamy śniadanie gotowe do wydania. Po chwili wchodzą dziewczyny odpowiedzialne za wydanie śniadania i nakrycie stołów. Razem z trzema dziewczynami opuszczamy kuchnie, zostawiając Juste samą ze strażnikiem. Gdy jesteśmy na progu, on się odzywa z pogardą i cwanym uśmieszkiem.

-Kieszenie.

Wszystkie wywracamy kieszenie na lewą stronę, pokazując mu tym, że nic nie wynosimy. Pamiętam, jak raz Anna próbowała wynieść w kieszeni obierki po owocach. Dostała taki łomot, że cały czas kuleje. Wilkołak widząc, że nic nie mamy pochowane, machnął na nas ręką, żebyśmy znikały mu z oczu.
Kierowałyśmy się na drugie piętro warowni do Szelmy. Jest ona starszą kobietą i na jej twarzy już od dawna widać zmarszczki. Włosy od jakiegoś czasu powoli zaczęły jej siwieć. Jest dla wszystkich dziewczyn jak babcia i mówi na nas pieszczotliwie "kopciuszki". Pukamy do drzwi jej niewielkiego pokoju, który pełni również rolę jej gabinetu.
Niema w nim luksusów. Zwykłe drewniane łóżko, rozwalające się ze starości szafa, biurko zawalone masa papierów i regal na książki.

-Proszę.

-Witaj Szelmo. Jakie mamy dzisiaj zadania?

Pyta się za nasz wszystkie Meg. Jest ona starsza ode mnie o dwa lata. Ma czarne jak smoła włosy, które sięgają jej do ramion. Wzrostem jest najniższa z wszystkich 28 dziewczyn będących w warowni.

-Kochaniutkie, jesteście szybciej niż grupa trzecia i piąta. Macie więc trzy opcje do wyboru.

Podaje nam kartki. Meg bierze od niej kartki i czyta. Ze wszystkich dziewczyn to ona najlepiej sobie z tym radzi. Gdy mamy chwile czasu to nas uczy. Ja sama radzie sobie jako tako. Niektóre dziewczyny nie rozpoznają nawet poszczególnych liter.

-Wybieramy opcje numer dwa. Tę w ogrodzie.

-Dobrze kopciuszku. Zgłoście do Browniego, on wam da dokładniejsze wskazówki.

-Dziękujemy.

Gdy wychodzimy, widzimy grupę w której są Anna, Tiff, Dora, Beth, Camille i Annabell.

-Weźcie opcje numer pięć. Anna nie będzie tyle musiała chodzić ani stać- mówi Meg do mijanych dziewczyn.

-Szorowanie podłogi ?- pyta Dora, a Meg kiwa twierdząco głową.- Dzięki Megi.

Kierujemy się znowu korytarzem na parter do głównego holu. Otwieramy masywne drewniane drzwi i wychodzimy na słoneczne podwórze.

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz