41#

34.4K 2.2K 338
                                    

Polecam muzykę w mediach...

Elizabeth

Nie wiem, ile siedziałam w ciemnej garderobie. Niestety musiałam siedzieć po ciemku, bo włącznik światła był na zewnątrz. W tym pomieszczeniu, jak i w łazience nie było żadnego okna.

Strasznie mi się nudziło, gdyby było światło, to  przeszukałabym pułki. Miałabym jakieś zajęcie, które pozwoliłoby, że czas minął szybciej. Usiadłam na podłodze, plecy oparłam o jakąś szafkę. Zamknęłam oczy, w ciemności nic to nie zmieniło, ale może uda mi się przespać trochę czasu.

Obudził mnie dziwne dźwięki, nigdy ich nie słyszałam tutaj. Coś było nie tak. Nasłuchiwałam, po chwili do moich nozdrzy dotarł dziwny zapach.

-Spalenizna?- mruknęłam sama do siebie.

Spojrzałam przez szparę w drzwiach, bo dostrzegłam światło, gdy moja głowa była przy podłodze zapach stał się bardziej intensywny.

-O kurwa!- krzyknęłam.

Widziałam, jak część pokoju stoi w płomieniach, pożerana przez zabójczy ogień. Zaczęłam walić pięściami w drzwi i krzyczeć o pomoc. Bolały mnie dłonie, ale strach nie pozwalał mi przestać. Adrenalina i strach dodawały mi siły, choć gardło bolało mnie od krzyku. Serce waliło, jakby miało wyskoczyć z mojej piersi. Nie poddawałam się, miałam nadzieje, że ktoś mnie usłyszy.

Z całej pozostałej siły się wydarłam, co spowodowało, że powoli opadałam z sił.

Zaczynam tracić nadzieje, tak bardzo chcę żyć. Szukam po omacku klucza, gdzieś powinien leżeć. Znalazłam, jeszcze raz próbuję go wsunąć do dziurki od klucza, ale nie chce wejść.
Gorączkowo po omacku zaczęłam przeszukiwać półki, może znajdę coś, czym otworze jakoś drzwi.

Kaszel przerwał mi w poszukiwaniach, w pomieszczeniu było coraz więcej dymu. Zaczął on wypełniać moje płuca oraz wdzierał mi się do oczu, które  naszły mi łzami. Zdałam sobie sprawę, że to mój koniec. Nie zobaczę już Tegana ani innych bliskich mi ludzi. Przyszło mi umierać w samotności. Zawsze myślałam, że umrę skatowana przez wilkołaka bądź w przypływie szczęścia ze starości. Łzy opuściły moje oczy i spłynęły po polikach. Znowu zakaszlałam. Przyłożyłam do twarzy pierwszą lepszą koszulkę z półki. Nie wiele to dało, pewnie tylko wydłużam swoje cierpienie.

Jedno może jest dobre w tej sytuacji, zobaczę się w końcu z rodzicami i może bratem. Zaśmiałam się na tę myśl, wolałam zostać tutaj z Teganem. Ja chcę żyć, ta myśl utrzymywała mnie jeszcze w przytomności.
Tegan to przez niego teraz siedzę tutaj zamknięta bez żadnej szansy na ratunek. Pomimo to nie czuję do niego złości czy gniewu, skąd mógł wiedzieć, jak się to skończy. Nikt nie zna przyszłości.

Dym zaczynał mnie szczypać w oczy. Znowu zaczęłam walić w drzwi, w głębi wiedząc, że to i tak nic nie da. Opadłam z bezsilności na podłogę. Powoli traciłam kontakt z otoczeniem, robiłam się senna, powieki mi ciążyły, resztkami sił wyszeptałam ostatnie wołanie o pomoc.

Usłyszałam, gdzieś w pobliżu huk, a potem była już tylko ciemność.

Tegan

Przez przednią szybę widziałem płonące budynki, ale skupiłem się na jednym. Dom główny był cały w płomieniach. Dante zatrzymał samochód i sam biegiem ruszył w stronę tłumu, wołając cały czas  Tess. Biegłem równo z nim, cały czas się rozglądając i wołając Elizę. Nigdzie nie widziałem mojej ukochanej. W niewielkim tłumie dojrzałem Evę stała z jakąś wilczycą. Dante dalej nawoływał swoją mate.

-Gdzie jest Eliza?- spytałem, nerwowo patrząc na płonący dom.

Dookoła ludzie próbowali gasić inne płonące budynki. Cześć pożarów była opanowana. Wszędzie biegali ludzie.

-Jechała przecież z Tobą na spotkanie.- powiedziała drżącym głosem Eva.

-Kurwa!- krzyknąłem i rzuciłem się biegiem w stronę domu.

Wydawało mi się, jakbym biegł w miejscu. Byłem już blisko, gdy budynek zaskrzypiał i się zawalił. Kolejne elementy się zapadały, tworząc jeden płonący stos. Gorący podmuch ciepła sparzył mi twarz, zasłoniłem się ramieniem.
Czułem, że czymś dostałem w bark, ale ten ból był niczym w porównaniu z bólem psychicznym.
Zabiłem swoją mate. Zdawałem sobie sprawę z tego wyjącego bólu, który rozbrzmiewał głośno w mojej głowie. Upadłem na kolana, wydobywając przerażający ryk cierpienia. Nie słyszałem niczego oprócz płynącej krwi w moim organizmie.

Straciłem kontakt z rzeczywistością i panowanie nad sobą. Dreszcze i drżenie przechodziło po całym moim ciele. Co chwilę się przemieniałem, nie mogłem zapanować nad swoją formą. Powodowało to ogromny ból, ale zasłużyłem na niego. Jestem wielkim kretynem, nie myślałem o bezpieczeństwie mojej drugiej połówki. Obiecałem. Kurwa. Obiecałem, że nic złego jej już nie spotka, a to ja sam ją skrzywdziłem.

Przestałem zauważać, w jakiej formie jestem. Całą uwagę skupiał ból zarówno fizyczny i mocniejszy psychiczny. Krzyk wydobył się z mojego gardła, po chwili dotarł do mnie jeden dźwięk. Było to smutne wycie mojego stada. Mój wzrok na chwilę skupił się na widoku przede mną, płonące pozostałości domu rozświetlały okolicę. Ktoś dotknął mojego ramienia, strzepnąłem tą dłoń nawet nie patrząc kto to. W tym płonącym stosie straciłem najważniejszą dla mnie osobę, którą w tak krótkim czasie pokochałem z całego serca. Serce, które teraz było rozrywane na pół.

-Przepraszam Elizo....- cichy szept opuścił moje usta.

Emocje i poczucie winy, które znowu zawładnęły moim ciałem, spowodowały ponowny brak kontroli nad moim ciałem. Wyłem z bólu. Ktoś przycisnął moje ciało do ziemi, nie panując zupełnie nad sobą, odrzuciłem tę osobę. Czułem, jakbym się rozpadał na kawałki. Wycieńczony z dźwiękiem agonii zapadłem się w ciemność.

Czyżby to był koniec ich obojga i już następny miałby być epilog? Czy każde opowiadanie musi mieć szczęśliwe zakończenie...

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz