52#

31.2K 1.9K 235
                                    


Tegan

Wszedłem z powrotem do budynku i kierowałem się na taras. Po drodze mijałem kilka wampirów i wilkołaków, które także w pośpiechu opuszczały teren posiadłości, na której odbywał się bal.

Ochrona ojca zabierała, gdzieś moją matkę, a zaraz za nimi Markus niósł Camilę, która z wielkim szlochem szarpała się w jego ramionach. Oczy mojego brata były przepełnione cierpieniem i bólem po stracie pierworodnego. Wiedziałem, że nie odpuści wampirom te czynu. Mimo że teraz starał się być opanowany i wspierać swoją mate, to w jego żyłach na pewno płynęła czysta nienawiść. Myślę, że ja na jego miejscu rozszarpałbym pierwsze osoby, które stanęłyby na mojej drodze.

Wszedłem na taras momencie, w którym ojciec stał i unosił się głosem na Markusa. Wampir stał ze skrzyżowanymi ramionami i cierpliwie wysłuchiwał wyzwisk ze strony głównego alfy.

Ktoś przykrył ciało Andrew, białym obrusem, na którym zrobiły się szkarłatne plamy. Zobaczyłem, jak wilkołaki wracają z ciemniejszej strony ogrodu. Jeden z nich niósł bezwładne ciało, które rzucił na tarasowe płytki. Tym kimś był wampir.

-Samobójca.- skomentował mężczyzna, który niósł ciało.

Wampir miał wykrzywioną twarz z bólu. Musiał, wypić wilkołacką krew, która zabijała go od środka. Proces ten jest dość szybki, jeżeli wypije się odpowiednią ilość krwi, zbyt mała dawka potrafi zabijać przez kilka godzin.

-Ja nie miałem z tym nic wspólnego Samuelu. Myślisz, że jestem aż tak głupi, by robić takie akcje na moim balu.- zaczynał unosić głos.- Nie jestem głupcem! Gdybym chciał z Wami prowadzić wojnę, to sto pięćdziesiąt lat temu nie zawierałbym z Twoim dziadkiem pokoju. Szanowaliśmy swoje istnienie przez te wszystkie minione lata. Na pewno ten incydent... ta tragedia.- szybko się poprawił, widząc ciemniejące oczy mojego ojca.- nie pozostanie zostawione przez nas zignorowane.

-Zabierzcie mojego wnuka.- warknął ojciec w stronę ochroniarzy.- Chcę znać tożsamość tego ścierwa...mordercy i to dla kogo pracował. Natychmiast !

Na taras wbiegł, mając w oczach czyste szaleństwo mój starszy brat. Patrzył tylko na jedną osobę- Mefista.

-Zabiję skurwysyna.- rzucił się w jego stronę.

Ledwie musnął skórę wampira swoimi pazurami, ponieważ został złapany przeze mnie i jakiegoś innego wilkołaka. Po jego posturze i sile obstawiam, że też jest alfą.
Przez to, że ja złapałem go w pasie, a drugi alfa trzymał go za jedną rękę, obrócił się, robiąc wolną ręką zamach w moją stronę. Nie miałem się jak osłonić przed jego ciosem i oberwałem z całej siły, jaką posiadał w twarz. 

Czułem, jak szumi mi w uszach, a skóra w miejscu przyłożenia piecze. Nie poluźniłem swojego uścisku, wręcz przeciwnie zacieśniłem jeszcze bardziej uścisk. Z trudem łapał oddech, przez co zaczynał opadać z sił i się uspokajać, mimo to nie poluzowałem uścisku. Przypuszczam, że zaraz by się zerwał i  z powrotem rzucił na wampira.

-Wysłuchaj mnie Markus. Myślisz, że wampiry z premedytacją atakowałyby kogoś z głównej rodziny i to jeszcze na balu, gdzie to nasza liczba jest większa?- mówiłem do niego, a jego oczy wydawały się  coraz bardziej skupione z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem.- To musi być ktoś, komu zależy na skłóceniu naszych dwóch ras.

I wtedy sam sobie uświadomiłem, co powiedziałem.

-Ktoś specjalnie zabijał wilkołaki za pomocą wampirów i wampiry za pomocą wilkołaków. Wszystko to miało na celu skłócenie naszych dwóch ras, tylko w jakim celu? Co komu ta takie posunięcie?- myślałem na głos, ale wszyscy spojrzeli na mnie, jakbym wygłaszał jakaś ważną przemowę.

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz