Wchodzę do holu z wysokim sufitem i schodami prowadzącymi na piętro. Na wejściu stoi duży wazon z liliami są to ulubione kwiaty mamy.
Domyślam się, że ojciec siedzi u siebie w gabinecie. Kieruję się na koniec korytarza i staję przed ciężkimi, ciemnymi drzwiami. Pukam dość głośno i czekam. Nie wchodzę do gabinetu ojca bez pozwolenia. Nauczyłem się tego, gdy byłem dzieckiem. Chciałem koniecznie zapytać o coś ojca, więc zapukałem i od razu wszedłem, za co ojciec rzucił we mnie książką. Miałem guza na czole przez dwie godziny. Wszystko dlatego, że miał gościa z którym rozmawiał. Od tamtej pory już nigdy nie wszedłem bez jego zaproszenia.Usłyszałem głos ojca za drzwiami, że mogę wejść. Za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku, a w ręce trzymał szklankę z jakimś alkoholem.
Na mój widok ostawił szklankę i okrążając biurko, podszedł do mnie.-Witaj w domu synu.-powiedział, kładąc mi dłoń na ramieniu.
-Witaj ojcze.- patrzyłem mu w oczy, nie spuszczałem wzroku jak inni.
-Myślałem, że będziesz dopiero na kolację.
-Tak wyszło, że jestem szybciej.
-Chodź, poszukamy matki, zapewne jest w ogrodzie i próbuje się dodzwonić do Twojej siostry.
-Znowu się nie odzywała?- nie byłem tym zaskoczony.
Moja siostra Stella była małą buntowniczką. Od dziecka robiła wszystko i wszystkim na przekór. Często uciekała z domu. Teraz także to robi, ale tym razem potrafi jej nie być nawet kilkanaście dni. Jej charakter jest iście diabelski. Nie raz można było oberwać jakimś przedmiotem, wszystkim co aktualnie miała pod ręka, gdy nieproszonym weszło się do jej pokoju. Chyba odziedziczyła to po ojcu.
-Nawet, żadnej wiadomości nie wysłała. Matka odchodzi od zmysłów, ale ona nie jest już dzieckiem. Nie można jej wiecznie niańczyć.-powiedział chyba już zirytowany zachowaniem matki.
Udaliśmy się korytarzem do drzwi prowadzących do ogródka. Ojciec pierwszy chwycił za klamkę i otworzył przeszklone drzwi. Matka siedziała do nas bokiem na ławce. Jej lekkie brązowe loki powiewały delikatnie na wietrze. Przy uchu musiała trzymać telefon, gdy usłyszała otwierane drzwi, to odwróciła głowę w naszą stronę. Widziałem na jej twarzy radość, ale nagle jej wyraz twarzy się zmienił. Zastąpił go gniew, zaciekłość, a jej usta zaczęły wyrzucać słowa z prędkością karabinu. Mówiła tak szybko, że ledwie rozumiałem słowa.
-Wreszcie panna raczyła odebrać.... Teraz... Zawsze.... Nie.... Teraz.... Ani mi się waż.... Słyszałaś.... Zabraniam....
Mama wstała i zaczęła krążyć, ojciec chciał coś powiedzieć, ale został uciszony stanowczym ruchem ręki.
Mówiła jeszcze do telefonu, a w pewnym momencie odsunęła go od ucha i spojrzała na ekran.-Rozłączyła się.- była zaskoczona- tak po prostu zakończyła rozmowę, ja przez nią szybko osiwieję.
-Nie martw się Lusindo, niedługo wróci do domu.
-Nie martwiłabym się tak, gdyby chociaż sama z siebie dzwoniła do nas. A właśnie, jeżeli chodzi o dzwonienie do swoich rodziców- swój wzrok przeniosła na mnie- Ty też mógłbyś do nas dzwonić.
-Wiem mamo, zajęty ostatnio jestem, ale opowiem wam wszystko przy obiedzie.
-Niedługo powinien być obiad-mówi ojciec zerkając na zegarek. -Czy Markus mówił Ci, że ma nas jutro odwiedzić?
-Nie, ostatni raz rozmawiałem z nim dwa tygodnie temu. To chyba zostanę parę dni dłużej.
Widziałem radość w oczach matki, lubiła mieć rodzinę blisko siebie. Dlatego tak zamartwiała się o najmłodszą córkę.
Przeprosiłem na chwilę rodziców i poszedłem poszukać chłopaków. Znalazłem ich w budynku dla gości, siedzieli w salonie oglądając telewizję. Poinformowałem ich o przedłużonym pobycie tutaj, Dante nie był zadowolony. Nie dziwię się mu, jego więź z Tess jest pełna, a moja nie i nie odczuwam jeszcze tak bardzo braku mojej drugiej połowy. Ale chciałem się już zobaczyć z Elizą i poprawić nasze relacje.
Opuszczam już dom gościnny i udaję się na obiad do rodziców. Chłopaki zjedzą posiłek razem z innymi na stołówce.
Wchodząc do domu czuję zapach pysznego obiadu. Wchodzę do jadalni, nie jest ona za duża. Jest taka, aby pomieścić rodzinę alfy, ewentualnie jakiś bardzo ważnych gości. Jeżeli jest ich bardzo dużo, wtedy posiłek spożywa się w stołówce specjalnie przygotowanej na taką okazję.
Siadam do stołu naprzeciwko rodziców. Jest nas tylko trójka i dwie wilcze służące, które rozkładają naczynia z jedzeniem. Każdy z nas nakłada sobie posiłek i w ciszy konsumujemy. Pomimo iż jedzenie jest pyszne to i tak nie dorówna ono posiłkom przygotowywanym przez Tess i Evę. To przez ich posiłki zrezygnowałem z jedzenia na stołówce i z wygody. Mogę zjeść na spokojnie obiad i nikt mi nie zawraca dupy.
Po skończonym posiłku nadal siedzieliśmy przy stole i prowadziliśmy luźną rozmowę.
-Jak tam twoje stado?-odezwał się ojciec.
-Całkiem dobrze.- to chyba jest najlepszy moment, aby im powiedzieć o Elizabeth.
Kurde jestem już dorosły, a się lekko denerwuje jak im to przekazać. Jak powiedzieć im, że moja mate jest małym słabym człowiekiem.
-Chciałbym wam coś oznajmić.-rodzice spojrzeli na mnie- Znalazłem swoją mate.
Pierwsze co można by zobaczyć na ich twarzach to zaskoczenie, potem radość.
Matka zerwała się z krzesła i mnie przytuliła, choć ja nadal siedziałem na krześle.-Tak się cieszymy synu-powiedziała, odsuwając się ode mnie i zajmując z powrotem swoje miejsce.
-W końcu twoje stado zacznie rosnąc w siłę jak należy.
-Obawiam się ojcze, że jego siła pozostanie bez zmian.
-Dlaczego?- chociaż tylko ojciec się odezwał, obydwoje mieli zdezorientowane miny.
-Eliza jest człowiekiem.-powiedziałem, patrząc im w oczy.
Wyczekiwany rozdział przez niektórych, a może przez wszystkich. Rodzinne pogaduszki.
CZYTASZ
Płomień Luny
Lupi mannariPrawie 150 lat temu Wielka Wojna podzieliła wszystkie istoty na ziemi. Część ziem zamieszkują wilki, a część wampiry. Są jeszcze żywiołaki, ale było ich niewielu. Każdy z nich opowiedział się za jedną ze stron. Ludzie zostali zdegradowani do najni...