34#

41.1K 2.3K 237
                                    

Elizabeth

Noc może nie należała do spokojnych, ale była tego warta. Może byłam lekko
obolała, ale pomimo to czułam się doskonale. Promienie słońca wpadały przez niezasłonięte okno, wprost na moją poduszkę. Spojrzałam na miejsce Tegana, było puste.

Wstałam i ospałym krokiem udałam się do łazienki. Otwierając drzwi, dopiero zorientowałam się, że Tegan jest pod prysznicem. Zaskoczona chciałam szybko zamknąć drzwi. Moje ręce były szybsze niż reszta ciała. Pech ciał, że przyłożyłam sobie z nich w głowę.
Zdezorientowana zrobiłam krok w tył i dotknęłam bolącego miejsca. Pomiędzy palcami przelatywała mi krew, by skapnąć w dół na dywan.
Może nie był to dobry pomysł, ale przeszłam kilka kroków w stronę łóżka. Sięgnęłam, po moją koszulkę leżą na podłodze przy łóżku.
Przyłożyłam ją do głowy i usiadłam na dywanie, opierając się plecami o łóżko. Odchyliłam na chwilę koszulkę i spojrzałam na nią. Na materiale była całkiem spora plama krwi. Podniosłam z powrotem materiał do rany, a gdy się z nim dotknęła, zabolało. Ja to jestem życiową kaleką.

-Co się stało?- spytał Tegan, wychodząc przez otwarte drzwi łazienki.

Był owinięty tylko ręcznikiem wokół bioder. Doskoczył szybko do mnie i klęknął na dywanie. Chwycił delikatnie moją dłoń, abym zabrała bluzkę od rany.
Chciał coś powiedzieć, ale byłam szybsza.

-Walnęłam się drzwiami.

-Siedź tutaj.- powiedział i poszedł do łazienki.

Słyszałam, jak szperał w szafce, a potem lecąca wodę z kranu. Wrócił po jakiś dwóch minutach. W jednej dłoni miał ręcznik, a w drugiej apteczkę.
Położyłam bluzkę na podłodze, krwawa plama nieznacznie się powiększyła.

Tegan przyłożył delikatnie koniec ręcznika do mojego czoła. Był zimny i mokry, ale najbardziej mnie zdziwiło to, że mnie nie zabolało. Alfa przetarł mi twarz z krwi.

-Masz rozcięcie na czole, mimo iż już tak nie krwawi i tak trzeba założyć opatrunek.- powiedział, a jego wzrok był skupiony na mojej górnej części twarzy.

Wyciągnął z apteczki potrzebne przedmioty. Sprawnie wyciął potrzebny kawałek przylepca i gazika.  Po czym z ostrożnością i delikatnością umieścił go na moim czole. Pocałował mnie jeszcze z drugiej strony i wstał, a ja zaraz po nim.

Udałam się do łazienki, zostawiając Tegana w pokoju. Zgarnęłam jeszcze koszulkę i wyrzuciłam ją do kosza. Nie nadawałaby się już do niczego. Kiedyś może próbowałabym ją wyprać, ale teraz miałam dużo ubrań.
Prysznic nie wchodził w grę, więc nawalam wody do wanny. Starałam nie zamoczyć się bandaża na ręce. Chociaż ciężko było mi się umyć jedną dłonią, jakoś dałam radę. Poleżałam jeszcze trochę w ciepłej wodzie, bawiąc się pianą. Ktoś zapukał, drzwi się uchyliły.

-Za godzinę musimy pójść w jedno miejsce. Poprosiłem, aby śniadanie przynieśli nam do pokoju.

-Dobrze, zaraz wychodzę.

Spuściłam wodę i spłukałam z siebie resztki piany. Okryłam się ręcznikiem, zapomniałam zabrać ubrań z pokoju.
Wyszłam z łazienki opatulona puchowym ręcznikiem. Czułam na sobie wzrok Tegana, gdy sięgałam potrzebne rzeczy z mojej torby.
Odwróciłam się, stając na wprost jego torsu. Położył dłonie po obu stronach mojej żuchwy i szyi. Usta przybliżył do moich i złączył w gorącym pocałunku. Instynktownie rozchyliłam lekko usta i to mnie pogrążyło. Jego pocałunek stał się bardziej natarczywy. Mój ręcznik obluzował się i zsunął po ciele, opadając bezszelestnie na dywan.

-Tak wyglądasz o niebo lepiej.- mruknął, powodując przyjemne dreszcze na moim ciele.

Zaśmiałam się.

-Zostało nam  mniej czasu niż godzina. Znając już Ciebie z tej strony, wiem, że na godzinie się nie skończy.

-Mogą zaczekać.- Jego głos wydawał mi się teraz taki zmysłowy.

Z trudem zignorowałam jego słowa i udałam się do łazienki, zabierając ubrania i ręcznik z podłogi. Poczułam jeszcze lekkie klepnięcie w tyłek. Odwróciłam się do niego, starając się zrobić groźną minę, na którą to on się zaśmiał.

W łazience szybko się ubrałam w spodenki przed kolana i koszulkę z krótkim rękawem. Przeczesałam kręcone włosy, jednocześnie patrząc w lustro. W moim odbiciu po lewej stronie nad brwią był przyklejony opatrunek. Na twarzy nie zauważyłam żadnej zaschniętej krwi.

Weszłam do pokoju, a na biurku Tegan miał już przygotowane przedmioty do zmiany opatrunku. Usiadłam na krześle i wyciągnęłam dłoń, sama odwinęłam bandaż. Tegan znowu sprawnie założył nowy opatrunek i poszedł odnieść apteczkę do szafki w łazience.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, więc podeszłam do nich. Uchyliłam je lekko, a drzwiami stała Zoey z wózkiem, na którym były talerze z jedzeniem.

-Przywiozłam śniadanie, alfo.- mówiła ze spuszczoną głową, więc nie zauważyła mnie.

-Cześć.- na mój głos uniosła spojrzenie.

-Co on Ci zrobił?- wyszeptała.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo Tegan otworzył szerzej drzwi. Zoey przestraszona spojrzała w dół i wypowiedziała tę samą formułkę.

-Przywiozłam śniadanie, alfo.- tym razem jej głos drżał.

-Wprowadź wózek i możesz iść.- odezwał się normalnym głosem i ustąpił miejsce w drzwiach, ja także się odsunęłam na bok.

Zoey szybko wprowadziła wózek do pomieszczenia, a jeszcze szybciej wyszła. Spojrzała tylko na mnie litościwie i już jej nie było.

To teraz pójdą plotki, że alfa mnie bije, pomyślałam. Tak dziewczyny bardzo lubią plotkować, szczególnie gdy to ja jestem teraz głównym tematem ich rozmów.

Wzięłam talerz z kanapkami z wózka i usiadłam po turecku na łóżku. Zjadłam dwie z trzech kanapek, które miałam na talerzu. Tegan też nie zjadł wszystkiego. 

-Jeżeli już się najadłaś, to możemy iść.

-Gdzie?- ciekawa byłam już wcześniej.

-Zobaczysz, jak dojedziemy.- powiedział tajemniczo.

Przeszliśmy cały budynek i zeszliśmy na parter. Spotykaliśmy wilkołaki, które pochylały głowy w wyrazie szacunku do alfy. Wychodząc na zewnątrz, zastanawiałam się, gdzie my do cholery idziemy. Zauważyłam, że większość osób idzie w tym samym kierunku co my. Tegan chciał mnie zabrać na plac wilkołaków, teraz to sobie uświadomiłam. Zatrzymałam się gwałtownie, czym pociągnęłam jego rękę mocno do tyłu.

-Co jest?- spytał się lekko zmartwiony, widząc moją minę.

-Nie wolno nam tam wchodzić.- mówiąc "nam" mam na myśli siebie i inne dziewczyny.

Plac wilkołaków jest miejscem, do którego wolno wejść tylko wilkom. To tam oni ćwiczą, trenują  i to tędy prowadzi droga do więzienia. Nie wiem, jak tam wygląda. Cały teren jest odgrodzony wysokim murem, a z budynku na tę stronę nie wychodzą żadne okna. Żadna z nas nigdy tam nie była, nawet Szelma tam nie chodzi.

-Teraz Ci wolno, jesteś moją mate. Kiedyś zostaniesz przyszłą luną, nie obowiązują Cię żadne zakazy.- powiedział twardo, aby to do mnie dotarło.

Przez bramę przeszło już kilka osób, ruszyliśmy za nimi.

Jednak to w następnym będzie się więcej działo ;) a kiedy będzie ? Jeszcze nie wiem ... pewnie niedługo.

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz