Wyszłam dosłownie chwilę po Teganie, ale go już nie zobaczyłam na korytarzu.
Ruszyłam do gabinetu Szelmy, ona będzie wiedzieć, gdzie znajdę teraz dziewczyny.
Zapukałam do drzwi staruszki, a po chwili usłyszałam, że mogę wejść.
Za mną do pokoju wszedł Kade. Pokój wyglądał tak samo, jak go zapamiętałam z tą różnicą, że papiery oprócz biurka leżały też na stosie obok.-Witaj kopciuszku.- kobieta mnie uściskała.- Nie musisz nic mówić, ja już wszystko wiem.
Była taką dobrą babcią dla wszystkich dziewczyn. Zawsze mogłyśmy liczyć na jej wsparcie. Mogłyśmy przyjść do niej z każdym problemem, zawsze starała się naleźć rozwiązanie.
-Wiesz może, gdzie znajdę moją grupę?
Kobieta spojrzała na stos kartek na biurku, wybrała jedną i odpowiedziała.
-Pralnia, a potem kuchnia.
-Dziękuję.
Znalazłam dziewczyny w pralni. Na mój widok się ucieszyły, ale po chwili się zasmuciły. Popatrzyły na mnie, na Kade'a, ale nic nie powiedziały. Kade postał chwilę, po czym wyszedł z pomieszczenia. Wiedział, że dziewczyny nic przy nim nie będą mówić. Muszę zapamiętać, aby mu podziękować.
Zaraz po wyjściu ochroniarza, dziewczyny zostawiły, to czym się zajmowały i podbiegły do mnie.-Matko, co on Ci zrobił?
-Sadysta jeden.
-Zoey wcale nie żartowała.
Czekałam cierpliwie, aż skończą swoją litanię i będę mogła coś powiedzieć na ten temat.
-Czy mogę coś powiedzieć?- wykorzystałam chwilową ciszę.- Alfa nic mi nie zrobił, ja sama sobie to zrobiłam, zwykły wypadek.
-Wiem, że chcesz być dla każdego miła, ale nie broń kogoś, kto Cię krzywdzi Elli.- powiedziała smutno Meg.
-Ile razy mam mówić, że to był wypadek, rękę poparzyłam sobie o pogrzebacz od kominka, a czoło rozcięłam sobie przez drzwi.-mówiłam szybko i gestykulowałam.
-Powiedzmy, że Ci uwierzyłyśmy.- powiedziała z przekąsem Justa.
-Ehh...- westchnęłam tylko, one są niemożliwe, podjęłam próbę zmiany tematu.- Wiecie, co się stało z Davorem?
-Nie widziałyśmy go od wczoraj.- oznajmiła Dara.
-Szybko go nie zobaczycie, dostał takie baty, że długo się nie pozbiera.- poinformowałam je, jedne uśmiechnęły się zadowalająco, inne były w lekkim szoku.
-Za to wczorajsze?-upewniała się Justa.
-Tak, musiał tym nieźle wkurzyć Tegana.
-Nie chce wan przeszkadzać, ale za niedługo powinnyśmy być w kuchni.- powiedziała Meg.
-Pomogę Wam.
-Nie powinnaś, skoro będziesz przyszłą główną luną.- powiedziała Justa z uśmiechem.
-I tak nikt nie widzi, a ja nie mam co robić.- powiedziałam błagalnym tonem.
-Możesz nam opowiedzieć, jak wygląda miejsce, w którym teraz mieszkasz, bo ostatnio nie dokończyłaś.-powiedziała Meg.
-Mogę opowiadać i jednocześnie Wam pomagać.- uparcie stałam przy swoim.
W końcu dziewczyny dały za wygraną i z pralnią uwinęłyśmy się dość szybko.
Po rozwieszeniu ostatniej, wypranej partii ubrań, udałyśmy się do kuchni.
Gdy szłyśmy korytarzem, nagle odezwała się Meg.-Jezu, nie podziękowałyśmy Ci.
-Za co?- spytałam zdziwiona.
-Że się wstawiłaś za nami.- odezwała się Justa
-I dostałyśmy normalną kolację.- dodała Dara.
-A nie jakieś resztki lub co gorsza nic.- dokończyła Lana.
-Ja kompletnie nie wiem, o czym mówicie.- powiedziałam zdezorientowana.
-Ty o niczym nie wiesz?- teraz to dziewczyny był tak samo zdezorientowane, jak ja.
-Z tego, co wiem, to alfa rozmawiał z Gustawem i mu nakazał, aby służba dostawała normalne posiłki.- odezwał się Kade tuż za naszymi plecami.
Serce mocno mi biło z zaskoczenia. Znowu zapomniałam, że za nami idzie.
-Tegan mu nakazał?- upewniałam się.
-Tak.- odpowiedział krótko.
Zaskoczył mnie tym. Nie spodziewałam się, po nim takiego gestu w kierunku dziewczyn.
To, że dla mnie jest miły, stało się już czymś normalnym, ale taki gest wobec obcych osób. Zauważyłam dziwienie w samochodzie, gdy mówiłam mu, w jakich warunkach byłam. Sama powinnam pomyśleć o polepszeniu życia moim przyjaciółkom.W kuchni pomimo ich sprzeciwów pomagałam im przygotować obiad. Gotowanie to coś, co lubię robić najbardziej. Nie pilnował nas już żaden wilkołak, a Kade jak zawsze czekał pod drzwiami. Dziwię się, że mu się tak chce pod nimi stać. Proponowałam mu, że może sobie gdzieś pójść, ale odmawiał. Mówił, że to rozkaz Tegana i nie ma dyskusji na ten temat.
Z tacą wypełnioną jedzeniem poszłyśmy do pokoju dziewczyn. Wolałam zjeść w ich towarzystwie niż na sali pełnej wilkołaków. Kade swój posiłek zjadł już w kuchni, dostał nawet specjalną dokładkę.
Gdy wszystkie wchodziłyśmy przez drzwi, zauważyłam Jeffa, który schodził po schodach na dół.
Zamknęłam drzwi. Wszystkie wzięłyśmy po talerzu z obiadem. Pomimo iż jadłyśmy, nie robiłyśmy tego w ciszy.Usłyszałyśmy otwierane drzwi. Spojrzałam na nie, ale były zamknięte. Odwróciłam więc głowę w kierunku drzwi od łazienki, która łączyła ten pokój oraz drugi pokój dziewczyn z innych grup.
W progu stał Jeff. Uśmiechnął się do nas.
-Cześć- powiedziałyśmy jednocześnie.
-Już myślałem, że nie będę miał okazji z Tobą porozmawiać.- powiedział z lekką nutą smutku.
-Jednak znalazłeś sposób.
Podszedł bliżej nas i uważnie mi się przyjrzał. Patrzył na moją twarz, po czym jego wzrok zsunął się na moje dłonie. Już wiedziałam, co sobie pomyślał.
-Mówiłem, że to skurwysyn.- zacisnął mocno dłonie, aż pobielały mu kłykcie.
-Powiem Cito samo co innym. To nie on tylko ja.-byłam już znudzona ciągłymi wyjaśnieniami i zirytowana ciągłym postrzeganiem Tegana jako tego złego.
-Możesz mówić to każdemu, ja wiem swoje. Widziałem, jaką miał minę, gdy wymierzali karę Davorowi za to, że znieważył jego zapchloną lunę.
Wszystkie dziewczyny się zaśmiały, a Jeff wyglądał na mocno zdezorientowanego.
-Co jak co, ale Elli na pewno nie ma pcheł.- powiedziała, powstrzymując śmiech Meg.
-Co?- Jeff miał teraz kompletnie zagubioną minę.
-To nasza Eliza jest tą "zapchloną luną".- powiedziała, naśladując jego ton głosu i robiąc w powietrzu cudzysłów.
Jeff podszedł do mnie bliżej, a to co potem zrobił, zupełnie mnie zaskoczyło.
Oj ja wredna 😁 w takim momencie kończę rozdział... uwielbiam Wam to robić 😎
CZYTASZ
Płomień Luny
WerewolfPrawie 150 lat temu Wielka Wojna podzieliła wszystkie istoty na ziemi. Część ziem zamieszkują wilki, a część wampiry. Są jeszcze żywiołaki, ale było ich niewielu. Każdy z nich opowiedział się za jedną ze stron. Ludzie zostali zdegradowani do najni...