5#

51.9K 2.7K 176
                                    


Budzę się w środku nocy. Przecieram dłońmi twarz. Znowu te sny. Koszmar dzieciństwa, które bardzo szybko się skończyło. Nie było lekko, gdy tu przyjechałam. Teraz takie sny są rzadko. Gdy byłam dzieckiem, miałam je codziennie. Codziennie widziałam rodziców po raz ostatni. Przekręcam się na drugi bok i próbuje zasnąć, ale udaje mi się dopiero po kilku bardzo długich chwilach.

Dzisiaj znowu jesteśmy na kuchni i przygotowujemy śniadanie. Idąc korytarzem do kuchni, widzimy, a raczej nie widzimy żadnego wilkołaka.

-Cześć dziewczyny.-odzywa się za naszymi plecami Jeff.

Wszystkie podskakujemy wystraszone. Nie spodziewałyśmy się nikogo za nami. Wilki tak samo, jak wampiry poruszają się bardzo cicho.

-Jeff kretynie nie strasz nas.-mówię, bijąc go dłonią w tors.

Jedyny wilkołak, z którym mamy przyjacielskie stosunki. Reszta wilków o tym nie wie, oberwałoby się jemu i nam.

-Kiedy wróciłeś? -pytam.

-Dzisiaj w nocy i nic nie jadłem, więc jestem głodny jak wilk.-mówiąc to, puszcza do nas oczko.

-Ta wy zawsze jesteście głodni.-mówi Justa.

Wchodzimy do kuchni, każda z nas zajmuje swoje miejsce. Tym razem jednak każda z nas podjada trochę składników na śniadanie. Jeff zawsze nam na to pozwala i zachęca, mówiąc, że i tak nikt przecież nie widzi i teatralnie  zasłania dłonią oczy.
Teraz pochłania wielki talerz jajecznicy i kanapki.
Cudownie jest mieć w ustach owoce lub warzywa, które nie są popsute.

-Coś ciekawego się działo, jak mnie nie było?- pyta Jeff z pełnymi ustami.

-Raczej nie, chyba że interesuje Cię kolejna bójka na dziedzińcu.-mówi Dara.

-Albo nowe romanse.-mówi, przeciągając ostatnie sylaby Meg.

Wszystkie patrzymy na nią dziwnie, a Jeff rozsiada się na krześle.

-Słucham.

-Ja też.-mówię jednocześnie z Justą.

-No Zoey wpadła w oko jednemu z wilków. Zostaje dłużej u niego w pokoju lub nie wraca na noc. Żadna z was nie zauważyła ?-pyta zdziwiona.

Kręcimy przecząco głowami. To ci nowina.
Nie zdarzyło się jeszcze, żeby jakiś wilkołak upodobał sobie jakąś z dziewczyn w ten sposób. Jeff lubił nas na swój sposób. Wychowywali go ludzie dopóki nie odkrył, że jest wilkołakiem, ale wiem, że czasem odwiedza swoich przyszywanych rodziców.

Kończymy prace w kuchni w momencie, jak wchodzą dziewczyny wydające posiłki. Tym razem wychodzimy najedzone i w dobrych humorach. Nie musimy pokazywać kieszeni, skoro jesteśmy najedzone. Pierwszy wychodzi Jeff i zatrzymuje się w progu, po czym odwraca się w naszą stronę.

-Pokazać kieszenie.-mówi ostrym głosem.

Lekko zdziwione pokazujemy po kolei kieszenie. Gdy przechodzę przez próg, dostrzegam Davora idącego w naszą stronę.

-Jeff, gdzie jest Twój raport?- mówi, nawet nie patrząc, jak wychodzimy.

-U mnie na biurku miałem go zanieść, jak skończę tutaj. Chodźmy.

Ja z dziewczynami jak zawsze kieruję się na drugie piętro do Szelmy.
Tym razem kobieta daje listę Meg i macha ręką, abyśmy poszły. Poprawia okulary i wraca do stosu papierów zajmujących jej biurko.

-Co dzisiaj mamy ?-Justa pochyla się nad ramieniem Meg i próbuje czytać.

-Nic nowego ogród, sprzątanie kuchni po obiedzie, pralnia.... po kolacji zbiórka u Szelmy.

-Zbiórka ciekawe po co ?-mówię.

-Pochwały, nagany itp. -mówi znudzona Dara.

-To raczej robi na bieżąco, a nie czeka na zbiórkę.-mówi Meg, chowając kartkę do kieszeni fartucha.-Lepiej chodźmy, bo idą wilki.

Dzisiaj znowu pielimy w ogrodzie i zrywamy dojrzałe warzywa oraz owoce. Później karmimy zwierzęta i sprzątamy im pomieszczenia. Po obiedzie myjemy wszystkie naczynia. Kierujemy się do pralni. Pomieszczenie jest większe, niż nasze pokoje. Znajduje się tutaj dwanaście pralek, pranie wieszamy na podwórku. Wchodząc, widzimy pełny kontener prania. Dziewczyny z ekipy sprzątającej zrzucają pranie do zsypu, który znajduje się na każdym piętrze. Segregujemy pranie, a Meg nastawia w tym czasie pralki. W czasie, gdy robi się pierwsze pranie, segregujemy dalszą część ubrań.
Potem idziemy je rozwiesić na podwórzu, akurat dzisiaj też jest ładna pogoda, inaczej pranie wisiałoby w suszarni.
Gdy kończymy wieszać ostatnią turę ubrań i składać suche zbliża się pora zebrania u Szelmy.
Idziemy szybkim krokiem przez korytarze i schody. Mijamy Jeffa.

-Elli możesz na chwilę? -pyta, zatrzymując mnie ręką.

-Tylko szybko spieszymy się na zebranie u Szelmy.-mówię patrząc, jak dziewczyny idą dalej.

-Przyjdź do mnie wieczorem.-mówi to tak cicho, żebym tylko ja to słyszała.

-okej.-mówię z uśmiechem.

Lubię spędzać wieczory, a w sumie całe noce u Jeffa. Wtedy wszystko jest takie inne.
Doganiam dziewczyny dopiero, jak dochodzą do drzwi Szelmy.
Justa stojąca najbliżej drzwi puka.

-Wejść.-krzyczy staruszka.

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz