Epilog

35.6K 2.1K 354
                                    

Dzisiaj nadszedł ten dzień, gdy na świat przyjdą moi synowie. Eliza nie najlepiej znosiła całą ciążę, często wymiotowała i była osłabiona. Lekarz zalecił jej, aby większość czasu leżała. Starałem się cały czas być przy niej i czuwać nad nią.

Ostatni tydzień spędziła w szpitalu, dla bezpieczeństwa. Wolałem nie ryzykować, gdyby coś się jednak zaczęło dziać szybciej, to chciałem, aby miała najlepszą opiekę. Pomimo że był to ósmy miesiąc, to bliźniaki często rodzą się szybciej.

Szedłem właśnie w stronę szpitala, bo wcześniej musiałem podpisać i wysłać parę ważniejszych dokumentów.
Ze szpitala szybkim krokiem szła Aleksa.

-Dobrze, że idziesz alfo.- pochyliła głowę- Eliza zaczęła rodzić, już zabrali ją na salę.

Ruszyłem biegiem, Eliza miała mieć cesarkę dopiero po południu, czyli zaczęła rodzić szybciej. Dobiegłem pod salę operacyjną, tam czekała już na mnie Tess.

-Tegan nie możesz tam wejść.- powiedziała, stając mi na drodze do drzwi- oni muszą się skupić, a nie martwić stojącym nad nimi zdenerwowanym alfą.

Miała rację, popatrzyłem zrezygnowany w stronę drzwi i zająłem miejsce na krześle. Po chwili przyszedł Dante, niosąc na rękach swojego dwu miesięcznego syna. Tess zabrała dziecko od swojego partnera i kołysała je w ramionach.

Czekaliśmy pod salą już godzinę. Zaczynałem się denerwować. Cesarka miała trwać maksymalnie czterdzieści minut. Zauważyłem dwie pielęgniarki idące korytarzem, które weszły na salę, w której przybywała Eliza. Po dwudziestu długich minutach drzwi się otworzyły i wyszedł lekarz.

-Alfo.- pochylił głowę.

-Mówże wreszcie, co się dzieje?

-Z luną wszystko w porządku tak samo z chłopcami, ale trzecie dziecko...

-Trzecie?

-Tak, luna była w ciąży z trojaczkami, niestety dziewczynka, pomimo naszych starań jest zbyt słaba i nie przeżyje najbliżej nocy.

Musiałem usiąść. Nie byłem w stanie ustać na nogach. Zostałem właśnie ojcem, niestety nie cieszyłem się tak, jak myślałem, że będę.

-Tegan.- odezwał się do mnie Dante, kładąc dłoń na ramieniu.

Podniosłem głowę, by zobaczyć, że wywożą nieprzytomną Elizę oraz dzieci. Ruszyłem tuż za nimi i nie wiedziałem za kim mam iść, gdy zabierali ich na inne sale. Zdecydowałem, że najpierw pójdę do dzieci.

Byli w sali razem z innymi noworodkami. Wszedłem do sali, pielęgniarki nawet na mnie nie spojrzały, tylko skrupulatnie wykonywały swoje zadnia. Moi synowie Hunter i Hector leżeli tuż obok siebie. Wyglądali na zdrowe i silne noworodki.

-Gdzie moja córka?

-Tutaj alfo.- odpowiedziała niepewnym głosem kobieta.

Spojrzałem w tym kierunku. Znajdowała się w inkubatorze, była niewiele większe niż moja dłoń. Jej malutkie ciało było podłączone do niezliczonej ilości rurek. Oddychała za nią maszyna. Ścisnęło mi gardło na ten widok. Widok własnego dziecka powinien rozczulać i cieszyć, a nie smucić i załamywać.
Ta mała istot niczemu nie zawiniła, a jaki czeka ją los?
Czułem, że ze złości i żalu zaczynają mi drżeć dłonie. Wyszedłem jak najszybciej stamtąd. Walnąłem pięścią w ścianę, aby powstrzymać łzy. Kompletnie traciłem nad sobą panowanie.

-Tegan...

Pokazałem ręką w kierunku Dantego, aby nic nie mówił, nie miałem ochoty na rozmowy. Udałem się piętro niżej do Elizy. Była jeszcze pod wpływem narkozy. Patrząc na nią, zastanawiałem się jak mam jej powiedzieć, że jest jeszcze jedno dziecko, którego z nami jednak nie będzie.
Po dłuższym namyśle postanowiłem, że nigdy się o tym nie dowie. Nie chcę przysparzać jej tym cierpienia, ona jest za delikatna na takie informacje. Wstałem i wyszedłem z sali, by wszystkim zabronić mówienia o tym, że Eliza urodziła jeszcze córkę.

Po czterech dniach Eliza wraz z moimi synami opuściła szpital. Ciężko było mi na sercu, że nie powiedziałem jej prawdy, ale tak jest lepiej.
W tym utwierdzał mnie jej uśmiech, gdy usypiała na rękach Hectora. Była taka szczęśliwa pomimo zmęczenia widocznego na jej twarzy. Odłożyłem śpiącego już Huntera do łóżeczka, które dzielił razem z bratem. Podszedłem do mojej ukochanej i pocałowałem ją w czoło, a ona zapatrzyła się w zasypiającego synka w jej ramionach.

Uhu... to już koniec tej książki 😢😢😢 Tak bardzo wam dziękuje, że byliście ze mną przez całą książkę. Nie myślałam, że pisanie aż tak mnie wciągnie.
Dziękuje, że tak doceniliście moją pierwszą książkę, której udało się zająć #1 miejsce i tak długo się na nim utrzymała.

Dziękuje Wam ❤❤❤

❤💙💚💛💜
Next rozdział ⬇️⬇️⬇️

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz