#46

37.4K 2.3K 347
                                    

Elizabeth

Większość osób mówiła, że po śmierci idzie się do innego dobrego miejsca. Podobno wszyscy są tam szczęśliwi i nikt stamtąd nie wracał.
Nim się tam dostanie, pojawia się światło i biały tunel, skąpany w tym świetle.

Ja chyba nie trafię do tego miejsca. Otaczała mnie głęboka czerń i nie słyszałam żadnych dźwięków.

Nie wiem, ile czasu spędziłam w takim stanie. Po chwili doszedł do mnie rytmiczny dźwięk pikania. Zaraz po tym, zaczęłam czuć moje ciało. Zdawało mi się, że gdzieś leżę. Powieki były bardzo ciężkie i nie mogłam ich otworzyć, tak samo miałam z moimi kończynami. Czułam je, nie potrafiłam jednak poruszyć nawet najmniejszym palcem.

Po chwili poczułam lekki ból po całej lewej stronie. Lewa ręka była odrętwiała. Wraz z bólem, ponowiłam próbę otwarcia oczy. Udało mi się to długim czasie, mój wzrok był zaspany. Dopiero po chwili obraz stał się bardziej wyraźny, oświetlany przez małą lampkę. Po mojej prawej stronie zauważyłam kogoś, spał oparty na łóżku i trzymał moją dłoń.
Kim on jest?

Chciałam ją wyciągnąć z uścisku. Niezdarnie wysunęłam rękę. Mężczyzna się poruszył, po czym podniósł na mnie swoje ciemnobrązowe spojrzenie. Pod oczami miał mocno widoczne sińce, cerę miał bardzo bladą, włosy rozczochrane w nieładzie i bardzo widoczny zarost.

Tegan.

Poznałam go, dopiero gdy spojrzałam ponownie w jego oczy.

-Obudziłaś się.- jego głos był napełniony ulgą.-Przepraszam Cię, tak bardzo przepraszam...

Nachylił się bardziej w moją stronę i przejechał dłonią po moim policzku. Ja żyłam, nie umarłam tam w płomieniach. Mogłam zostać tutaj z Teganem. Oczy mi się załzawiły, a po chwili wypłynęły z nich łzy wzruszenia.
Tegan zabrał gwałtownie swoją dłoń. Chciałam powiedzieć mu, że nie musi mnie przepraszać, nie chowam do niego urazy. Zamiast tego z mojego gardła wydobyło się charczenie, miałam wysuszone gardło. Nie mogłam powiedzieć nic zrozumiałego.

-Przepraszam, wybacz mi...

Pokręciłam głową, aby przestał mnie przepraszać, ja nie byłam zła na niego. Zamarł, po chwili wstał i wyszedł z sali. Co ja takiego zrobiłam, że mnie zostawił. Czy już mu na mnie nie zależy? Zrobiło mi się smutno. Tak bardzo chciałam, aby ktoś mnie przytulił. Nie ktoś, a Tegan, żeby był przy mnie. Jego obecność mnie uspokajała.

Do sali weszła Tess, ubrana była w biały fartuch. Na jej twarzy było widać radość.

-Jak dobrze, że w końcu się obudziłaś. Przez dwa dni Tegan nie opuszczał tej sali, miałam wrażenie, że zapuści tutaj korzenie.- zaśmiała się na koniec.

Chciałam znowu coś powiedzieć, lecz z mych ust wyszedł znowu charkot. Zaniosłam się kaszlem i strasznie zaczął mnie boleć lewy bok. Jęknęłam na ten niespodziewany ostry ból.

-Zaraz Ci podam dodatkową porcję morfiny i zmienię kroplówkę.- powiedziała i wyszła z sali.

Wróciła z tacą, na której było jedzenie i leki, które podała mi przez kroplówkę. Na tacy był też ziołowy napój, chwyciłam go jako pierwszego. Dopiero po kilku mniejszych łykach poczułam, że moje gardło jest w lepszym stanie.

-Co... się... dokładnie... stało?- mój głos nadal nie brzmiał najlepiej, ale dało się mnie zrozumieć.

-Nie pamiętasz nic?- spytała, siadając na krześle przy łóżku.

-Pamiętam, że... Tegan zamknął mnie w garderobie, a potem... pożar.- zakaszlałam, ale żebra już nie bolały tak mocno.- nie mogłam wyjść. Kto mnie wyciągnął z domu?

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz