13#

50.8K 2.7K 310
                                    

Gdyby ktoś na mnie spojrzał w tym momencie. Zobaczyłby, że moje oczy robią się wielkie jak księżyc w pełni.

-To niemożliwe, wilki nie mają ludzkich mate.-mówię o dziwo spokojnym, lecz ściszonym głosem nadal będąc w szoku po tym co usłyszałam.

-Owszem mają. Kiedyś zdarzało się to częściej bo było więcej ludzi niż wilków, a teraz ten stan wygląda zupełnie inaczej. Dorównujemy wam liczebnością i łatwiej jest nam znaleźć mate wśród naszego gatunku.-mówił to spokojnym głosem nadal patrząc mi w oczy.- Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby alfa był powiązany z człowiekiem.

Ostatnie zdanie powiedział jakby z żalem.

-Jestem rozczarowaniem dla Ciebie?-spytałam i gdy sama wypowiedziałam te słowa poczułam ukłucie żalu.

-Nie ma co ukrywać, że jesteś słabsza od wilkołaków pod każdym względem, a stado potrzebuje silnej luny. Jeżeli byłabyś zaatakowana nawet przez człowieka sama się nie obronisz. Wymagasz ciągłej ochrony.-jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.

Stałam tak jak słup soli nie bardzo wiedząc co mam zrobić czy powiedzieć.

-Ale cieszę się, że w końcu Cię znalazłem. I przepraszam, że przeze mnie musiałaś cierpieć.-mówi to widząc moja zagubioną mnie.-obiecuję, że nic złego już Cie nie spotka.

Podchodzi bliżej i mnie przytula. Czuję się taka mała w jego wielkich ramionach. W głowie nadal mam wielki mętlik, który z każdą usłyszaną informacją staje się coraz bardziej dziwny.
Nie oczekując już dłużej na jakikolwiek gest z mojej strony alfa mnie puszcza, ale nie cofa się. Robię to ja wykonując krok w tył. Ta bliskość jest za bardzo krępująca dla mnie. Czyli teraz spędzę z nim resztę życia, a kompletnie nic o nim nie wiem tylko tyle, że jest alfą.

-Jak masz na imię?- pytam krzyżując lekko ramiona.

-Tegan, a ty jesteś Elizabeth.-mówi stwierdzając fakt.

-Tak, ale większość osób mówi na mnie Eliza, czasem Elli.

-Dobrze więc, rozgość się Elizo i czuj się jak u siebie. Ubrania masz w garderobie, Tess Ci je przyniosła. Jeżeli będziesz czegoś jeszcze potrzebować wystarczy, że mi powiesz. Muszę teraz iść załatwić kilka spraw i proszę, abyś nie opuszczała tego pokoju. Przyjdę po Ciebie za jakiś czas.

Idzie do drzwi otwiera, zamyka i już go niema. Pomyśleć, że wczoraj cała dygotałam ze strachu na jego widok, a teraz prowadziłam normalną rozmowę. Prawie normalną, ja jego mate ?! To się nadal wydaje dla mnie nie realne. To musi być sen. Moje życie nie mogło się tak zmienić w kilka dni.
Chociaż kiedyś wystarczył jeden wieczór i się zmieniło.

Nie chcąc powracać do tamtych wspomnień rozglądam się po pokoju, aby się czymś zająć. Mój wzrok pada na regał z książkami. Podchodzę do niego i powoli odczytuje litery, które układają się w tytuły. Sama nawet nie wiem po jaki sięgnąć i przypominam sobie o balkonie.

Wychodzę na balkon, a raczej taras bo nie spodziewałam się, że będzie tak duży.
Jest tutaj ławka, stolik i dwa krzesła.
Zajmuję miejsce na ławce, nogi podkurczam i opieram brodę o kolana. Mam stąd niezły widok na większość budynków i las za murem.
Nawet z tej odległości widzę, że mur jest bardzo wysoki. Jest tak skonstruowany, że po schodach znajdujących się przy bramie można na niego wejść i obejść dookoła posiadłość.

Siedzę tak długi czas oglądając widoki i grzejąc się w promieniach słońca, które oświetla teraz cały taras.

Kątem oka zauważam ruch po mojej prawej stronie i podskakuję jak poparzona. Dopiero, gdy stałam już na nogach zauważyłam, że to Tegan.
Serce nadal bije mi jak oszalałe.

-Nie chciałem Cię wystraszyć.-mówi to i się uśmiecha.-musisz być głodna, chodź pójdziemy na dół za chwile dziewczyny podadzą obiad.

Gdy wychodzimy z pokoju niespodziewanie chwyta moją dłoń. Moja drobna dłoń znika w jego ciepłym uścisku. Chociaż ten gest był dla mnie niespodziewany, nie zabieram ręki. W ciszy pokonujemy kolejne stopnie kierując się na dół.

Może w tym tygodniu pojawi się jeszcze jeden rozdział, nic nie obiecuję.

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz