#59

30.3K 1.8K 248
                                    

Elizabeth

Leżeliśmy w łóżku, a Tegan obejmował mnie ramieniem. Prawą dłonią głaskałam mój już sporych rozmiarów brzuch. Do normalnego terminu porodu zostałoby mi jakieś trzy miesiące, ale lekarz doradził, że najlepsza będzie cesarka. Jest wtedy mniejsza szansa, że wydarzy się coś nieplanowanego. Dlatego, ustaliliśmy, że będę mieć ten zabieg w ósmym miesiącu ciąży.

Dzisiaj był jeden z tych dni, gdy nie miałam mdłości. Zatrzymałam swoją dłoń, gdy poczułam ruch w brzuchu. Któryś z braci zaczął się poruszać, zdarzało się to coraz częściej i było coraz bardziej wyczuwalne.

-Twoi synowie już się rozpychają.- powiedziałam, zerkając na ich ojca.

-Kopią?- spytał, przykładając swoją dłoń do brzucha.

Wtedy jak na zawołanie, któryś z chłopców ruszył się dość mocno. Było to dziwne uczucie, gdy coś w środku mnie się porusza. Na twarzy Tegana zagościł, ogromny uśmiech. Większy niż wtedy, gdy dowiedział się, że będzie miał synów.

-Będą silni po tatusiu, skoro już teraz pokazują, na co ich stać.

-I uroczy po mamusi.- powiedział, dając mi całusa w nos.

-Już niedługo zobaczycie tatusia.- powiedział Tegan do mojego brzucha.

-Myślisz, że Cię słyszą?- powróciłam do gładzenia brzucha, by uspokoić chłopców.

-Na pewno reagują na mój i Twój głos.- powiedział, szczerząc się do mnie.- Zaraz przyniosę Ci śniadanie.

-Mogę sama zejść do kuchni i tam zjeść.

Tegan jednak był już za drzwiami, gdy skończyłam mówić. Wstałam i ubrałam się, niewiele już miałam ubrań, które by na mnie pasowały.

Zeszłam na dół akurat, gdy Tegan nakładał kanapki na talerze.

-Mówiłem, że przyniosę do pokoju.

-Muszę trochę pochodzić.

Usiadłam przy stole i wgryzłam się w kanapkę z szynką, serem i ogórkiem. Popijałam sokiem pomarańczowym, gdy do kuchni weszła Eva i Rico.

-Tess urodziła dzisiaj w nocy.- powiedziała radośnie dziewczyna.- Właśnie od niej wracamy.

-Najpierw zjedz śniadanie.- powiedział władczo Tegan, gdy już chciałam wstawać.

Para Hiszpanów zabrała swoje śniadanie i udała się do swojego pokoju. Powróciłam do dokończenia posiłku i wypicia ciepłej herbaty, którą zrobił mi dodatkowo Tegan. Teraz nie ma mowy, o tym bym nie zjadła śniadania.

Po skończonym śniadaniu udaliśmy się do drzwi. Założyłam ciepłą kurtkę, bo dni zrobiły się chłodne, a mi było zimno. Nim wyszliśmy na zewnątrz, Tegan założył mi jeszcze czapkę i owinął moją szyję szalem. Spojrzałam na niego takim wzrokiem, aby choć trochę się zlitował, niestety nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.

Poszliśmy wolnym krokiem w stronę szpitala, bo chodziło mi się już coraz ciężej i męczyłam się z każdym krokiem. Drzewa pogubiły już liście, a słońce nie grzało już jak kiedyś. Teraz większość dni była szara i ponura.

W holu powitała nas Aleksa, która wzięła od nas kurtki i wskazała salę, w której była Tess i Dante.

Tegan zapukał cicho w drzwi i wszedł do środka, a ja zaraz za nim. Dante stał koło Tess, która leżała w łóżku. Blondynka trzymała w ramionach male zawiniątko i delikatnie je kołysała.

Pomimo zmęczenia widocznego na jej twarzy, uśmiechała się czule do synka. 

-Gratulacje stary.- powiedział Tegan do Dante, klepiąc go w ramię.

-Chcesz go potrzymać?-spytała się Tess.

-Z wielką chęcią.- powiedziałam, wyciągając ręce, delikatnie ułożyłam chłopczyka w ramionach.

-Jakie imię mu nadaliście?

Tess spojrzała litościwie na Dantego, który szczerzył się bardziej niż Tegan rano. Nie wiem, co on zrobił, ani co obiecał Tess, że to właśnie on wygrał.

-Witaj wśród nas mały Hadesie.- wyszeptałam, kołysząc malutkiego chłopczyka.

-A wy już macie wybrane imiona?- spytała Tess.

-Tak, będzie Hector i Hunter. - odpowiedział dumny z imion dla synów Tegan.

-A myślałem, że będzie Tegan Junior.- odparł, śmiejąc się Dante.

-Ta, że ty nie wpadłeś na taki genialny pomysł dla swojego.

Tess pokręciła tylko głową, delikatnie odłożyłam w jej ramiona śpiącego nadal malca.

-Już pora na twoją kroplówkę.- powiedział Tegan, patrząc znacząco na drzwi.

-Do zobaczenia.- pomachałam do Tess.

Następną godzinę spędziłam z Teganem w jednym pokoju, czekając, aż zleci cała kroplówka. Dzieci dzisiaj wyjątkowo się wierciły, chyba jest im tam zdecydowanie za ciasno w dwójkę. Za każdym kopnięciem, Tegan uśmiechał się i czule głaskał mnie po brzuchu.

Wiem, że będzie wspaniałym ojcem i razem damy sobie radę. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, Tegan pochylił się, by mnie delikatnie pocałować.

Za dużo tej miłości😜 Jutro (środa) o 12 będzie epilog

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz