25#

46.6K 2.4K 449
                                    


Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem. Wyszedł i zostawił mnie samą. Nadal czułam jego usta na swoich. Wolno podniosłam dłoń do twarzy i palcami dotknęłam swoich ust. To jest nierealne. Zaraz się obudzę i będę w starym poniszczonym pokoju z dziewczynami. Pokręciłam głową, to się dzieje naprawdę.

Wyszłam na balon i zobaczyłam go, jak szedł do niewielkiego budynku. Wszyscy schodzili mu z drogi. Ktoś otworzył mu drzwi, a on wszedł do środka i zniknął w budynku. Po chwili widziałam jak Dante, także wchodzi do tego samego budynku.

Może Jeff się mylił i to były tylko plotki. Może z Teganem będę mięć normalne, lepsze życie. Takie jakbym miała, gdyby rodzice nie zginęli.

Usiadłam na podłodze koło balustrady, bo tylko tam było słońce. Zamknęłam oczy i uniosłam twarz do słońca.

Tegan

Wszedłem do budynku więziennego. Skierowałem się na pierwszy podziemny poziom. Przy schodach jak zwykle stał strażnik.

-Która sala?-przystanąłem.

-Wampir do przesłuchania?-kiwnąłem głową- sala trzecia.

Drzwi się otworzy i po schodach zszedł cały ubrany na czarno Dante.

-Chciałeś zacząć beze mnie?- uśmiechnął się przebiegle.

-Myślałem, że już jesteś.-odpowiedziałem, kierując się do konkretnych drzwi.

-Musiałem się nacieszyć swoją kobietą.- odpowiada cwaniacko.

-Nie było nas ledwie dwa dni.-mówię mu.

-To wystarczy, aby czuć tęsknotę. Też tak będziesz miał niedługo.- odpowiada, mówiąc ze śmiechem ostatnie zdanie.

Nie chcę teraz myśleć o tych sprawach, mam zadanie do wykonania. Muszę się jak najwięcej dowiedzieć od tego wampira.

Podchodzimy do sali numer trzy. Jest ona specjalna, są tu dwie pary drzwi prowadzących do środka. Otwieram pierwsze drzwi, wpisując kod znany tylko upoważnionym osobom, a Dante wchodzi zaraz za mną, zamykając drzwi. Wtedy ja wpisuje inny kod otwierający następne drzwi. Moim oczom ukazuje się wampir przytwierdzony do krzesła, za pomocą metalowych obręczy wokół nóg, nadgarstków i szyi.

Ogarnia mnie wściekłość, ale jeszcze się hamuje. Najpierw informacje, potem trup. Nigdy na odwrót.

Dante staje koło drzwi, wampir jest zwrócony do nas tyłem. Obchodzę go i staje naprzeciw niego. Jego oczy świdrują moje ruchy. Nienawidzę tych istot, zawsze są aroganckie.

-Mówisz, to co wiesz i co my chcemy wiedzieć po dobroci czy mamy to z ciebie wyciągnąć?- pytam grobowym tonem.

-Nic nie wiem, nic nie powiem.-odpowiedział luzacko.

-Ja sądzę, że jest inaczej.- powiedziałem, zbliżając się do stołu z narzędziami.

Wybrałem palnik i powoli go odpaliłem. Jest to najlepsze narzędzie do torturowania wampirów. Ustawiłem niewielki płomień i skierowałem go na palce wampira. Jego oczy zrobiły się czarne, kły wysunęły się na całą długość, a po pomieszczeniu uniósł się zapach palonego ciała. Dante zmarszczył nos, jest to nieprzyjemny zapach, tym bardziej że wymieszany z wampirzą wonią. Wampir nie wydał żadnego dźwięku. Przeniosłem płomień na drugą rękę, ale tym razem przesuwałem płomień po całej dłoni. Z jego ust wyrwał się złowrogi syk i zaczął się wiercić, jakby mógł poluzować metalowe kajdany przymocowane do krzesła.

Po półgodzinie większą część kończyn miał pokrytą zwęgloną skórą. Nie ruszał mnie ten widok. Od  dziewięciu lat dowodzę moją watahą, przesłuchuje świadków, wykonuje egzekucje.

-Powiesz w końcu co wiesz?-zapytałem o dziwo spokojnym i opanowanym głosem, ale cierpliwość  straciłem, wchodząc do tego pomieszczenia.

-A goń się kundlu!- wydarł się na mnie.

Podgrzałem palnikiem do czerwoności dwa metalowe pręty, po czym bez mrugnięcia okiem wbiłem po jednym w każdą dłoń.

Zawył z bólu, próbując się wyrwać z fotela. Na jego nieszczęście było ono specjalnie przygotowane na wampiry.

-Jeżeli nic nie powiesz, takie pieszczoty będziesz mieć codziennie.

Nic nie powiedział, obnażając kły zasyczał na mnie. Zdzieliłem go pięścią w szczękę, aby zamknął tę mordę. Poskutkowało. Gdyby wzrok mógł zabijać, pewnie już byłbym martwy.Nie martwiłem się tym, że jeszcze nic nie powiedział. W końcu wymięknie, każdy wymięka po kilku dniach.

Opuściłem budynek więzienia wraz z Dante. Mogliśmy w końcu odetchnąć czystym powietrzem, chociaż nadal czułem zapach spalenizny w nosie. Udałem się do swojego gabinetu, by wypełnić papiery związane z wysłaniem dodatkowych jednostek na granice. Wysłałem także papiery dla ojca. Wyszedłem z gabinetu było coś koło południa. Udałem się w stronę schodów, by przyprowadzić Elizę na obiad. Lecz ona już była w jadalni i nakrywała stół, śmiejąc się razem z Evą.

Elizabeth

Razem  Evą nakrywałyśmy stół i opowiadałyśmy nawzajem śmieszne historie, które nam się przydarzyły. Niestety to ona głównie opowiadała, w moim życiu było więcej łez niż śmiechu.

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na Tegana, stał na korytarzu i miał minę, z której ciężko było odczytać jego nastrój. Opuściłam wzrok i zajęłam się dalszym rozkładaniem talerzy. Eva niepostrzeżenie wymknęła się do kuchni, gdzie była Tess.

Kładłam kolejny talerz, gdy ktoś położył mi dłoń na moją. Spojrzałam na tę osobę, ale już wcześniej wiedziałam kto to jest. Tegan patrzył się na mnie dziwnie. Serce mi przyspieszyło.

-Nie powinnaś tego robić, to nie zajęcie dla przyszłej luny.- jego głos brzmiał poważnie.

-Niema tu dla mnie innego zajęcia, co bym mogła robić, żeby się nie nudzić.- chyba pierwszy raz się buntuje.-Zwariuję, jeżeli będę siedzieć całe dnie w pokoju. Nie opuszczam domu bez Twojego pozwolenia, więc nie powinieneś mieć do mnie pretensji. Pomagam w domu, wtedy czuję się potrzebna.

Nie wiem, czy to ze strachu czy z innego powodu, ale czułam jak oczy zachodzą mi łzami. Odstawiłam talerze, które trzymałam i biegiem pognałam do góry do pokoju.

Zamykam za sobą drzwi, ale słyszę jego głośne kroki po schodach.
Ta cała sytuacja z pobytem tutaj mnie przerasta. Niby jest miło, ale nie czuję się tu dobrze. Nie w jego obecności, gdy wyjechał było mi łatwiej.

Opieram się o ścianę, boję się jego gniewu. Nie powinno się tak odpowiadać wilkołakowi, na pewno nie tak wysoko postawionemu.

Otwiera drzwi i szuka mnie wzrokiem po pomieszczeniu. Stoję za drzwiami i dopiero po zlustrowaniu całego pokoju mnie znajduje. Podchodzi i łapie mnie za rękę. Serce podchodzi mi do gardła, przez własną głupotę. Nie powinnam tak się odzywać do alfy.

-Idziemy na dół, zjeść obiad. Nie rób scen.-powiedział i pociągnął mnie do wyjścia.

-Przepraszam.-mówię bardzo cicho, ale on i tak to usłyszy.

Jestem dobrej myśli, że do weekendu pojawią się jeszcze dwa rozdziały.

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz