31#

43.1K 2.4K 219
                                    

Całą noc nie mogłam spać, więc rano byłam nieprzytomna. Na szczęście Tegan przyniósł mi śniadanie do łóżka, czym bardzo mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się po nim takich gestów czułości. Niestety potem mnie opuścił, bo musiał załatwić kilka ważnych spraw przed wyjazdem.
Dzisiaj ubrałam te same spodnie co wczoraj i zieloną bluzę, bo dzisiaj było chłodno. Posiedziałam trochę na balkonie, poprzeglądałam jakąś książkę z obrazkami, ogólnie próbowałam robić cokolwiek, aby czas szybciej mijał.
Poprzeglądałam ubrania w garderobie, teraz miałam ich naprawdę sporo. Znalazłam niewielką torbę w garderobie i spakowałam rzeczy na zmianę. Wyszłam już po raz szósty na balkon i zauważyłam większy ruch żołnierzy, którzy zostali po wyjeździe głównego alfy. Co najmniej setka mundurowych kręciła się po całym placu przed domem, gdzie stały zaparkowane samochody i ciężarówki.

Zeszłam do kuchni, aby zrobić sobie jakąś kanapkę na drogę. Nie pamiętam, ile ostatnio jechaliśmy, w każdym razie na pewno długo.
Akurat byłam w połowie robienia kanapki, a do kuchni weszła Tess i Eva.

-Dzisiaj obiad będzie szybciej, żebyście zjedli przed wyjazdem.-oznajmiła blondynka.

-W czym mogę Wam pomóc?-akurat pakowałam kanapkę do woreczka.

-Możesz pokroić warzywa, Eva zajmie się mięsem ja całą resztą.

Pokrojenie przygotowanych warzyw zeszło mi bardzo szybko, więc pomogłam nakryć stół, a potem ponakładać jedzenie do półmisków.

Ułożyłyśmy już ciepłe jedzenie na stole, ale nikogo oprócz nas nie było.

-Nie czekamy na nich.- oznajmiła Tess.- gdybyśmy za każdym razem czekały, aż przyjdą, to jadłybyśmy zimne posiłki. Wiedzieli o której będzie obiad, ich strata.

Nałożyłam sobie ziemniaków, mięsa i surówki oraz małą porcję buraczków.
Dziewczyny skusiły się na zupę warzywną. Już zdążyłyśmy zjeść obiad w połowie, a do domu weszły brakujące osoby.
Zasiedli do stołu i szybko opróżnili naczynia z jedzenia. Prawie nic nie zostało. Tak samo znikało jedzenie z talerzy, nim sama skończyłam jeść, to oni nic już nie mieli przed sobą.

Mężczyźni wstali od stołu, a ja szybko pomogłam dziewczynom poznosić puste naczynia.

-Leć już, bo jeszcze pojadą bez Ciebie.-pogoniła mnie z kuchni Tess.

-Dzięki, do zobaczenia.-powiedziałam, przytulając każdą z osobna.

Schody pokonałam w ekspresowym tempie, pokonywałam po dwa stopnie naraz. Wpadłam do pokoju w momencie, gdy Tegan zapinał swoją torbę. Postawił ją obok mojej, która leżała na podłodze przy łóżku.

-Gotowa?- spytał, podchodząc do mnie.

-Od samego rana.- powiedziałam, posyłając mu szeroki uśmiech.

On również odpowiedział mi uśmiechem i pochylił się, by złożyć delikatny, lecz namiętny pocałunek. Trwałby on dłużej, ale ktoś zapukał do drzwi. Przewrócił oczami, robiąc niezadowoloną minę i poszedł otworzyć.

-Wszystko gotowe do wyjazdu.- usłyszałam Dantego za drzwiami.

-Idziemy.

Tegan podszedł to łóżka i w jedną rękę wziął nasze dwie torby. Drugą wyciągnął do mnie i zaplótł nasze palce w mocnym uścisku.

Zaraz pod domem stał samochód, nie wiem jaki, nie znam się na tym. Po prostu dzielę samochody na zwykłe i ciężarówki. Ta informacja nie jest mi niezbędna do życia.
Tegan wrzuca torby do bagażnika i otwiera tylne drzwi od strony kierowcy.

-Wsiadaj.

Zamyka za mną z trzaskiem drzwi. Sam obchodzi samochód dookoła i siada z drugiej strony.
Za kierownicą siedzi już Dante, a na miejscu pasażera siada właśnie Kade.
Ruszyliśmy jako pierwsi, a za nami cała reszta samochodów z ciężarówkami.
Przejechaliśmy przez bramę, za szybą ukazał mi się las. Wyglądał zupełnie inaczej z tej perspektywy. Już zdążyłam zapomnieć, jak to jest przebywać pod takimi drzewami. Las ciągnął się długi, długi czas. Dla mnie był to fascynujący widok. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam długi sznur samochodów. Wszyscy jechali w równym tempie, jakie nadawał nasz samochód.
Po jakimś czasie widok za oknem zmienił się. Teraz zamiast drzew była wysoka trawa. Wypatrzyłam kilka krów oraz konia. W oddali stał niewielki budynek mieszkalny i stodoła. Im bardziej oddalaliśmy się od tego miejsca, tym bliżej byliśmy jakiegoś miasta. Dla lepszego widoku usiadłam na środkowym siedzeniu. Obserwowałam budynki, które stawały się coraz większe.

-Będziemy przejeżdżać przez to miasto?- ciekawość mnie zjadała od środka.

-Tak i przez kilka innych też.- powiedział Dante, patrząc uważnie na drogę.

-To fajnie.- powiedziałam zadowolona.

-No raczej nie, droga przez miasta opóźnia nas. Gdy dało się je ominąć zyskalibyśmy z godzinkę jak nic.- odezwał się Dante, zerkając na mnie przez lusterko.

-Dla kogoś, kto nie był w mieście ponad szesnaście lat to będzie fajna odmiana.

Widziałam, jak wymienili zdziwione spojrzenia. Nikt nic nie powiedział, Tegan jakby po chwili zastanowienia zadał mi pytanie.

-Gustaw nie wypuszczał was za mury?

-Nie, tylko Szelma nasza opiekunka mogła wychodzić, kiedy była taka potrzeba. My zawsze miałyśmy pełno obowiązków do zrobienia.

-To u Ciebie Tegan nie jest tak źle, skoro służące jadą do miasta na zakupy.- po chwili przerwy dodał.- oczywiście z kimś.

-Tak i nie głodzimy ich jednym posiłkiem dziennie, mogą jeść to co zostaje ze śniadań, obiadów czy kolacji.- powiedział Tegan, patrząc znacząco na mnie.

Po tej krótkiej rozmowie zapanowała lekko ciążąca cisza. Powróciłam wzrokiem za szybę, bo powoli wjeżdżaliśmy na teren zabudowany. Coraz częściej widziałam budynki mieszkalne czy stodoły. Niektóre budynki miały poniszczone dachy i inne były już tylko ledwie stojącą ruiną.
W mieście budynki wyglądały nieco lepiej, nie były jakoś szczególne. W niektórych farba odpadała miejscami, okna były pozasłaniane dziurawymi materiałami. W tych bardziej zadbanych można było zobaczyć nawet jakieś rośliny. Miasta było niewielkie i w ciągu paru chwil je opuściliśmy. Widoki za oknem znowu zmieniły się na pola, by chwilę potem zajęły je lasy.
Kolejne miasteczko wyglądało podobnie, z tą różnicą, że było większe i na ulicach było więcej ludzi. Przystawali oni na chodnikach i obserwowali przejeżdżającą kolumnę samochodów.
Kade włączył radio w samochodzie co przerwało ciszę.

Słońce było już poniżej linii drzew, gdy dojechaliśmy do bram tak znanej mi warowni. Nie myślałam, że kiedyś zobaczę ją od drugiej strony.
Dante zatrzymał samochód zaraz obok wejścia do głównego budynku. Przez szybę zobaczyłam dębowego wilka, który stał w progu. Dante i Kade wysiedli pierwsi, otwierając mi i Teganowi drzwi. Niepewnie wysiadłam, nie miałam odwagi by spojrzeć na Gustawa. Poczułam jak Tegan łapie mnie za rękę i spojrzałam na jego postać.

-Witaj alfo.- Gustaw się pokłonił.

-Witaj.- powiedział normalnie Tegan.

-Widzę, że przywiozłeś dziewczynę z powrotem.-był wyraźnie zaskoczony moją obecnością.-Straże zająć się nią.

-Nie.-powiedział groźnie Tegan, aż sama zadrżałam pod wpływem jego głosu.- Ona jest dla Was nietykalna. To moja mate. Jeżeli ktoś ją tknie, niech lepiej sam się zabije, nim zrobię to ja.

Mina Gustawa wyrażała wielkie zdziwienie i strach, spojrzał na mnie to na Tegana, jakby chciał się upewnić. Spojrzałam na Tegana, miał zaciśniętą mocno szczękę. Obejrzałam się do tylu i zobaczyłam, jak ostatnie ciężarówki zajmują ostatnie wolne miejsce na placu.

-Chodźmy omówić sprawy wojskowe.- odezwał się Tegan.

-Czy mogę się zobaczyć z przyjaciółkami?-pociągnęłam go lekko za rękę i spytałam cicho z nutą niepewności.

-Tak, a my chodźmy do gabinetu.-pocałował mnie jeszcze w usta i ruszył do budynku.

Zastanawiałam się, jaki dzisiaj jest dzień tygodnia. U Tegana kompletnie straciłam poczucie czasu.

-Jaki dzisiaj jest dzień tygodnia?- skierowałam moje pytanie do Kade'a, stojącego dwa kroki za mną.

-Wtorek.

To już wiedziałam, gdzie mam szukać mojej byłej już grupy.

Czas na ogłoszenia.

Jak wam się podoba okładka autorstwa ZuzannaKania ?

Dziękuje Wam za głosy, bez których nie osiągnęłabym pierwszego zaszczytnego miejsca w kategorii o wilkołakach. Nie myślałam, że aż tak Wam się spodoba moja książka :)

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz