44#

35.9K 2.3K 460
                                    

Dante

Zapukałem i wszedłem do pokoju, w którym przebywała moja mate z Evą.
Dziewczyny siedziały na kanapie i piły jakieś ziołowe herbatki.

-Czemu mi nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży?- niestety moja wypowiedź zabrzmiała jak oskarżenie niż pytanie.

-Chciałam to zrobić wczoraj wieczorem, jak wrócicie ze spotkania, ale przez tę całą sytuację, chciałam to zrobić później.

Zrobiłem kilka kroków i usiadłem obok niej, zabierając ją sobie na kolana i całując. Wkładałem w ten pocałunek całą moją miłość, jaką do niej czułem, a potem ją przytuliłem.
Nie może się teraz martwić, najlepiej będzie, jak przeczeka jakiś czas w spokojnym miejscu. Odesłałbym ją do jej rodziców, ale za bardzo bym się zamartwiał czy wszystko jest dobrze.

Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie, jego wskazówki wskazywały, że za chwilę będzie godzina czternasta.

Powinienem sprawdzić listę obecności mieszkańców, która miał się zająć Kade. Nie chcę jednak wypuszczać z rąk, matki mojego dziecka. Zaciągam się jej zapachem, całuję w czoło i odstawiam delikatnie na kanapę.

-Muszę się zająć kilkoma sprawami. Eva mogę z Tobą chwilę porozmawiać? - powiedziałem, kierując się do wyjścia.

Dziewczyna wyszła ze mną na korytarz, zamykając drzwi od pokoju.

-Czy ona wie, co się stało z Kadem?

-Nie mówiłam jej, ledwie odciągnęłam ją od pomagania przy sprzątaniu. Postaram się ją zatrzymać w pokoju jak najdłużej, żeby się nie denerwowała.

-Dzięki Eva, za wszystko.

Posłała mi uśmiech i wróciła do pokoju. Udałem się po listę, z którą szedłem właśnie do kostnicy znajdującej się w szpitalu. Patrzyłem na listę. Brakowało podpisu ośmiu osób. W spojrzałem na brakujące nazwiska. Niektóre osoby znałem dość dobrze.

W szpitalu jedna z dyżurujących osób poszła ze mną i otworzyła pomieszczenie kostnicy. Na podłodze w rzędach były ustawione czarne worki ze zwłokami. Naliczyłem pięć, czyli jeszcze trzech ciał brakuje.

-Czy już ktoś identyfikował ofiary?

-Na razie mamy tylko dwie znane tożsamości. Luna i Stave Benet, żona rozpoznała go po łańcuszku.

Zostawiłem listę osobie, z którą przyszedłem i udałem się na pierwsze piętro. Na korytarzu dostrzegłem siedzącego Rico i chodzącego nerwowo w  kółko Nico.

-Coś wiadomo?

-Nie wiemy, co się dzieje, przed chwilą wbiegł kolejny lekarz i pielęgniarka.

-Kurde Kade nie rób nam tego.- skierowałem te słowa w stronę sali operacyjnej.

-Jest silny, powinien dać radę.- odezwał się Rico.

-To był srebrny pocisk z rtęcią, a one są zrobione, by zabić, a nie uszkodzić.- powiedział szorstko Nico, uświadamiając nam, jak kiepsko to rzeczywiście wygląda.

-Nie zniosę tego czekania.- powiedziałem, odchodząc szybkim krokiem.

Przechodząc przez drzwi wyjściowe ze szpitala, zastanawiałem się, gdzie pójść. Popatrzyłem dookoła, spalone doszczętnie budynki przyciągały uwagę. Posępnym krokiem ruszyłem do głównego domu. Jedna wielka kupa węgla. Kilka osób siłowało się z wielką kolumną niespalonego do końca drewna. Skierowałem się w stronę tej grupy z zamiarem pomocy. W siedem osób udało nam się podnieść i przenieść tę kłodę. Wynieśliśmy już kilka takich drewnianych kawałków. Zabraliśmy się za inne przedmioty, które należało usunąć, by można prowadzić dalsze prace sprzątające.

Wraz z Segalem podnosiliśmy metalową blachę, która pochodziła prawdopodobnie z dachu. Omal jej nie upuściliśmy, gdy pod spodem zobaczyliśmy leżącą na boku Elizę. Była naga, brudna od popiołu i miała sporo zadrapań, ale najdziwniejsze jest to, że nie miała żadnych oparzeń. Na całym ciele było widać tworzące się siniaki. Odrzuciłem blachę na bok, hałasując przy tym głośno. Pochyliłem się nad nią. O Chryste, ona żyje. Oddech był płytki, ale równy i spokojny, jak gdyby spała.

-Dawać szybko nosze!- wydarłem się na całe gardło.

Zdjąłem koszulkę i przykryłem ją, aby przysłonić jej nagość. Odgarnąłem jej włosy z twarzy, a gdy moje palce dotknęły jej czoła,poczułem ciepło na palcach. Rozejrzałem się, ale nie zauważyłem nikogo z noszami. Widziałem, jak osoby sprzątające to gruzowisko schodzą się, zaciekawione, tym co się dzieje.
Nie ma czasu do tracenia. Wsunąłem ręce pod jej ciało i najdelikatniej jak mogłem, podniosłem ją. Koszulka, którą była przykryta, zsunęła się, a ona swoim nagim ciałem dotykała mojej nagiej klatki piersiowej. Była bardzo gorąca, Segal wyciągnął rękę i poprawił materiał, by zakrywał jej całe ciało.

Powoli z luną na rękach szedłem do szpitala. Widziałem ludzi patrzących z szokiem na nas. Doszedłem do drzwi szpitala, ale nie miałem ich jak otworzyć. Nagle obok pojawił się Segal i je otworzył, podziękowałem mu.

Zaraz po wejściu zauważyłem Alekse idącą z jakąś dziewczyną.

-Potrzebny jest lekarz, szybko.

Dziewczyny na chwilę zamarły widząc kogo mam na rękach. Szybko jednak oprzytomniały.

-Saro biegnij do sali operacyjnej po doktora.- nie skończyła mówić, a druga już pędziła na schody.

Aleksa zaprowadziła mnie  do sali na parterze, położyłem rudowłosą ostrożnie na szpitalnym łóżku.

-Jak to możliwe?

-Sam nie wiem.- nie zastanawiałem się nad tym  "jak?". Liczyło się, że mate alfy żyje.

Popatrzyłem na nią, starając się samemu określić, w jakim stanie się znajduje. Jej lewa ręka była widocznie spuchnięta, zapewne jest złamana. Posiadała pełno małych i raczej nie groźnych ran, przetarć. Po chwili do sali wszedł znany mi lekarz, jego fartuch był umazany we krwi. Kade nie umieraj nam, pomyślałem, wychodząc z pomieszczenia.

Czekałem pod salą, w której była Eliza, już od trzydziestu minut nie ma żadnej informacji. Denerwuję się. Powinno się powiadomić alfę, ale jeżeli ona nie przeżyje, to nie ma co mu robić złudnej nadziei.

Wszedłem na drugie piętro, na krzesełku siedział tylko Nico. Na mój widok zrobił zdziwioną minę.

-Okradli Cię z koszulki?

-Nie, znaleźliśmy Elizę.

-Jak to przecież jej ciało już leży w kostnicy.

-Najwyraźniej to nie była ona.

-Co ty mówisz?

-Znaleźliśmy ją pod gruzami głównego domu, leżała pod blachą. I nie uwierzysz stary, ale ona żyje. Zastanawia mnie, kim była ta poprzedni osoba.

-O cholera, chyba wiem, kto to był.

Badum psss.... ogniołak 🔥🔥🔥

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz