#8

48K 2.6K 194
                                    

Alfa

Od kilku dni podróżuję po terenie watahy i odbieram raporty. Ojciec prosił, abym zajął się kilkoma sprawami i odciążył go z kilku obowiązków.
Przyjechałem właśnie do watahy na północnym krańcu naszego terytorium.
To na tym terenie doszło do największej liczby zabójstw w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
Razem z moim czterema zaufanymi przyjaciółmi przyjechaliśmy trzema samochodami. Dwie furgonetki i Jeep, właśnie parkujemy na głównym placu.
Wita nas tutejszy beta zarządzający tym terenem. Z różnych plotek dowiedziałem się, że za swoimi plecami jest nazywany dębowym wilkiem. Gustaw jest dość młodą osobą jak na funkcje, którą zajmuje. Może przez brak jego doświadczenia mają takie problemy na tym terenie.

-Witaj alfo.-choć jego głos brzmi normalnie, to jego postawa zdradzała zdenerwowanie.

-Witaj Gustawie.-mówię i rozglądam się dookoła.

Dookoła stoi dwu metrowy mur a w samym centrum stoi sześciu metrowy budek. Do którego kierujemy się wolnym krokiem.

-Najpierw chciałbym zabrać raporty, co dla mnie przygotowałeś.-Mówię, przechodząc do konkretów. Nie lubię marnować czasu na wyjazdach, rozmawiając o nic nieznaczących pierdołach.

-Oczywiście, zapraszam do mojego gabinetu.

Razem z towarzyszami kierujemy się do jego gabinetu, a wilki spotkane po drodze wyrażają uznanie w moje strony skinieniem głowy lub pozdrowieniem. Już nie zwracam na to uwagi, jestem zmęczony ciągła drogą.
Od tygodnia jeździ i zbieramy dokumenty oraz cenne informacje.
Wchodzimy to dość małego pomieszczenia z kanapą i biurkiem, za którym siedzi młoda kobieta. Na nasz widok wstaje i pozdrawia nas. My przechodzimy do drugiego pomieszczenia.

-To te trzy kartony.-Gustaw wskazuje na pudła znajdujące się w rogu gabinetu.

-Zabierzcie je do samochodu i zostawcie nas samych.-mówię w stronę chłopaków.

Widzę lekkie zdenerwowanie na twarzy bety.
Rozsiadam się wygodnie na fotelu i wskazuje ręką, aby on zrobił to samo.
Gdy już siada, zaczynam rozmowę.

-Sprawa wygląda poważnie, tylko u was dochodzi do takiej liczby zabójstw, z czego część to żywiołaki.

-Moich ludzie...-zaczyna szybko.

-Milcz! Nie przerywaj mi, gdy jeszcze nie skończyłem.-podnoszę na niego głos.-Masz miesiąc, aby poprawić sytuację, w której się znajdujesz. Inaczej zostaniesz zastąpiony. Ojciec już dawno zwrócił uwagę na Twoje niedopatrzenia. To jest pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.

Na jego twarzy widać szok i zdziwienie, ale zachowuje się racjonalnie i kiwa potwierdzająco głową.

-Zapraszam na kolacje alfo. Przygotowana specjalnie na twój przyjazd.

-Miałem już jechać, ale kawał drogi przed nami więc przyjmiemy zaproszenie.

Wychodzimy z pomieszczenia, a na korytarzu już czekają moi ludzie. Idąc do sali gospodarz zaczyna mówić o zmianach, jakie chce wprowadzić, aby polepszyć swoją już i tak zjebaną sytuacje. To na ziemiach pod jego kontrolą życie straciło osiemnastu żywiołaków i trzynaście wilków.
Całe szczęście siadamy do stołów i wreszcie milknie na chwilę. Lepiej jak ktoś inny będzie miał oko, na to co się tutaj dzieje.

-Porozmawiam z ojcem, żeby wysłać więcej jednostek na granicę.

Gustaw nic nie mówi, tylko podnosi szklankę. Czy on kurwa ma zamiar teraz wznosić toast. Popierdoliło go?
Zamiast tego kątem oka widzę służąca, która napełnia jego szklankę.
W sumie też bym się napił i także podnoszę szklankę.

-Szanowny alfo, co nalać?- pyta dziewczyna.

-Wodę.- mówię i kończąc jedzenie, wkładam ostatni kęs do ust.

Patrzę na sale i stwierdzam, że jest to za mała ilość na taki teren, jaki maja patrolować. Koniecznie trzeba podesłać tu ludzi.
Moje rozmyślania zostają przerwane, gdy czuję, jak na plecach robię się mokry. Przed sobą widzę, jak wszystkie głowy zostały skierowane w moją stronę. I już wiem, o co chodzi.

-Wybacz alfo...przepraszam.- słyszę to ten sam głos, który pytał się mnie, co chcę pić.

Momentalnie się wkurzyłem.

-Ty głupia idiotko.-mówię przez zęby, ledwie się powstrzymuję, żeby jej nie przywalić. Z reguły nie biję kobiet. -Już ja Cię nauczę ,jak powinnaś się zachowywać.

Wstałem i ręką machnąłem na moich ludzi.

-Zabrać ją do ciężarówki. Beto daj mi coś na przebranie. Nie będę wracał cały mokry tyle godzin.
Razem z nim ruszyłem do jego pokoju, by dał mi koszulę, którą szybko założyłem. Całe szczęście nic nie mówił. Opuściłem pomieszczenie i udałem się w kierunku samochodów. Moim przyjaciele już czekali w gotowości, aby jechać.

-Skontaktuje się niedługo z tobą w sprawie nowych rekrutów.-powiedziałem, nawet na niego nie patrząc i wsiadam do jeepa od strony pasażera. Chcę już być w swoim domu.



Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz