#38

37.5K 2.3K 130
                                    

Gdy drzwi się otworzyły, po prostu wyminęłam stojącą osobę i weszłam do środka. Drzwi się zamknęły z cichym kliknięciem. Usiadłam na fotelu i schowałam twarz w dłonie, ponieważ znowu z oczu ciekły mi łzy.

-Czy to przez niego?- spytał.

-Tak.- powiedziałam i uniosłam głowę, by spojrzeć na przyjaciela.

-Co zrobił?-spytał, siadając na krześle parę metrów przede mną.

-Wrócił ewidentnie wkurwiony z patrolu i wydarł się na mnie, czy wszyscy mieli mnie w łóżku.- poczułam napływające łzy, które zasłaniały mi widok.- Co ja mogę na to poradzić, że takie miałam życie. Nie z własnego wyboru, zostałam sierotą odesłaną na pastwę wilkołaków. Co on myślał, że jesteśmy tu traktowane jak księżniczki. Skąd mu w ogólne naszła teraz taka myśl?

-Nie wiem, co go naszło, ale poczekaj tu chwilę.- wstał i wyszedł z pokoju.

Zostałam sama, czekałam na jego powrót jakiś kwadrans. Otarłam resztkę wypływających łez i unormował mi się oddech. Jeff wszedł do pokoju i zasiadł z powrotem na krześle.

-Byłem u Grega, był z innymi na tym patrolu. Nie wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że jest z nimi również alfa. Jakiś dwóch kretynów zaczęło się chwalić między sobą, że mieli w łóżku przyszłą główną lunę. Twój Tegan to usłyszał, wpadł w taki gniew, że jednego z nich zatłukł na śmierć. Od drugiego ledwie go odciągnął jego przyjaciel. Ten drugi pewnie też już długo nie pożyje.

-I co ja mam teraz zrobić?- spytałam z nadzieją, że przyjaciel jakoś mi doradzi lub pomoże.

-Nic to nie twoja wina, nie masz nawet prawa się obwiniać.- mówił, patrząc mi w oczy.

-Ale aż kipiało od niego złością.- powiedziałam, drżąc na wspomnienie wyrazu jego twarzy.

-Na pewno nie skrzywdziłby Ciebie, tak myślę.- zastanowił się chwilę i kontynuował.- Sam się na tym nie znam, ale słyszałem, że wilki stawiają dobro partnerki nad własne. Chociaż przy takim alfie, w sumie można się spodziewać wszystkiego.

-Zawsze był miły, nigdy nie podniósł na mnie głosu, a co dopiero ręki.

-Przykro mi, nie wiem za bardzo, jak mogę Ci pomóc.

-Widać nikt  nie może mi powiedzieć, jak mam się dalej zachować, a tym bardziej pomóc mi.- powiedziałam smutno bez nadziei.

Poprawiłam nogi, stopy oparłam o krawędź fotela, a kolana miałam zgięte i oparłam na nich brodę. Dlaczego życie pokarało mnie takim losem? Zależy mi na Teganie, polubiłam go bardzo przez te dni. Powinnam się przyzwyczaić do takiego traktowania, ale ostatnie dni dały mi nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Jak widać, życie to suka. Nie można zaznać szczęścia i cieszyć się nim. Zamknęłam oczy, z kącików wypłynęły ponownie łzy. Tworzyły słone ślady na moich polikach. Nawet ich nie ścierałam, nie miałam już na to siły ani chęci.
Nie chciało mi się nawet wracać do pokoju, ale muszę to zrobić.

-Przytuliłbym Cię na pocieszenie, ale niestety nie mogę tego zrobić.- mówił smutno Jeff.

-Wiem, dzięki.- mruknęłam ledwie zrozumiałe słowa.

Zauważyłam ruch przed sobą, to Jeff podawał mi opakowanie chusteczek. Wzięłam jedną i przetarłam twarz. Już się prawie uspokoiłam, ale myśl o Teganie i to poczucie bezradności, wywołało kolejny napływ łez.

Ktoś nie bawił się w pukanie. Drzwi z rozmachu walnęły o ścianę, robiąc przy tym ogromny hałas. Do pokoju wszedł nadal zły Tegan, chyba tak samo, jak poprzednio. Trudno mi to stwierdzić, mam zamazany wzrok. Wytarłam pospiesznie oczy. Tak był tak samo wkurzony.

-On też?-ostre słowa Tegana przerwały ciszę.

Zauważyłam Kade'a i Dantego czekających na korytarzu.
Czyżbym widziała w ich oczach współczucie?
Spojrzałam na Tegana, ale on nie lubi czekać na odpowiedź, bo ruszył w stronę mojego przyjaciela.

-Nie tknąłem jej!- krzyknął Jeff, unosząc ręce do góry.

Nic mu to nie dało. Tegan złapał wilkołaka za gardło i przycisnął do ściany. Szybko wstałam z fotela i wcisnęłam się między wilkołaki. Rozum mówił mi, że nie jest to rozsądne posunięcie. Musiałam coś zrobić, nie chcę mieć na sumieniu Jeffa. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, jeżeli to przeze mnie coś by mu się stało.

-Proszę, zostaw go.- powiedziałam, patrząc na Tegana.

Słyszałam, jak wilkołak za mną próbuje złapać choć trochę powietrza. 
Tegan nadal miał ten sam wyraz twarzy. Bałam się, że zaraz go zabije, a on był kompletnie niewinny.

-Błagam Cię Tegan, puść go.- powiedziałam głośniej niż ostatnio.

Spuścił swój wzrok znad mojej głowy i spojrzał na moją twarz. Usłyszałam, jak Jeff za mną głośno nabiera powietrza, czyli go puścił.
Uniósł dłoń, odruchowo zamknęłam, oczy myśląc, że chce mnie uderzyć. Poczułam delikatny dotyk na poliku. Ścierał moje łzy, nie zwróciłam uwagi, że znowu się uwolniły.

-Proszę, nic mu nie rób, to mój przyjaciel. Dzięki niemu mi i dziewczynom żyło się tutaj łatwiej.-mówiłam lekko zachrypniętym, błagalnym głosem.

Tegan popatrzył jeszcze na Jeffa. Mogę przysiąc, że jego wyraz twarzy lekko złagodniał. Znowu spojrzał na mnie, przygarnął mnie do swojego torsu i objął mocno ramionami. Nie wiem, czy mi się zdawało, czy mnie powąchał.

-Chodźmy do pokoju.- powiedział, ale nadal trzymał mnie w mocnym uścisku.

-Dobrze.-odpowiedziałam, ale nie próbowałam się ruszyć.

Dopiero po chwili rozluźnił uścisk, ale złapał mnie mocno za rękę i pociągnął do wyjścia. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na wilkołaka, uśmiechnął się blado. Ulżyło mi, że nic mu nie jest. Szliśmy korytarzem, obejrzałam się za siebie czy Dante z Kadem idą za nami. Na szczęście szli, czyli nic chyba Jeffowi nie grozi.

Tegan otworzył drzwi i weszliśmy do pokoju. Stanęłam na środku i odwróciłam się. Podszedł i znowu mocno mnie przytulił.

-Nawet nie wiesz, jak mnie wystraszyłaś, gdy nie zastałem Cię w pokoju i nawet Kade nie wiedział, gdzie poszłaś. Martwiłem się.- powiedział i dał mi całusa w czoło.

-Wystraszyłeś mnie swoim zachowaniem.- powiedziałam cicho.- Nie moja wina, że mam taką przeszłość, ja nie...

Nie dokończyłam swojej wypowiedzi, bo przyłożył palec do moich ust.

-Nie winię Ciebie, to tamci kretyni z patrolu mnie wkurzyli swoim gadaniem i to jak się z tym obnosili.- jego oczy ciemniały z każdym wypowiedzianym słowem.-Przepraszam, że Cię wystraszyłem.

Stanęłam na palcach, ale to niewiele dało. Jestem za niska, żeby dosięgnąć jego ust. On wiedząc o co mi chodzi, pochylił się i nasze usta się złączyły. To był bardzo długi i żarliwy pocałunek, przerwaliśmy dopiero wtedy, gdy zabrakło nam tchu.

-Jutro rano wracamy do domu.- powiedział patrząc na mnie z góry.

-Będę się mogła pożegnać z przyjaciółkami.- kiwnął na potwierdzenie głową.

To już 3 rozdział dodany dzień po dniu, zrobił się taki mały maraton ;)

Płomień LunyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz