Hejka! :) Nowy rozdział, trochę inny niż poprzednie, postanowiłam popchnąć akcję zdecydowanie do przodu i zacząć nowy wątek :D Ostanio straciłam wenę co do tego opowiadania i chyba potrzebuję w nim jakiejś odmiany. Miłego czytania :D
Tego dnia Yuri zajmował się dokładnie trzema sprawami.
Po pierwsze cierpiał ogromnie. Boląca głowa, suchość w ustach, strzelanie w kościach, to najpoważniejsze z jego dolegliwości fizycznych. Jak to dobrze, że obudził się już o 6 rano i do wieczornych zawodów, być może da rade się wykurować.
Po drugie ulga. Chwała najwyższemu, że kretyński sms od Mili został od razu zdekonspirowany przez Otabeka. Chyba umarłby ze wstydu, gdyby jego ex pomyślał, że te durnoty to jego własne słowa i wytwór wyobraźni.
Po trzecie zdenerwowanie. Stres dawał mu się co raz bardziej we znaki, choć starał się w ogóle tego nie okazywać. Mila w ogóle nie zeszła na śniadanie, a JJ zwymiotował po zjedzeniu pierwszego kęsa tosta.
Tylko Georgi zdawał sie być w rześkim nastroju. Opowiadał coś o nowej powieści jego ulubionej autorki.
- Chyba ostro wczoraj balowaliście? – zapytał trochę prześmiewczo Yuriego, gdy zobaczył jego podpuchnięte oczy, na porannym treningu.
- Spadaj – odparł blondyn i dalej wiązał sznurówki łyżew, skupiając cała uwagę na zrobieniu w miarę poprawnej kokardki.
- Może masaż? – znienacka stanął nad nim roześmiany Emil. Wyglądał jakby wygrał życie.
Położył zimne dłonie na karku Rosjanina i niemiłosiernie boleśnie wbijał palce w mięśnie chłopaka.
- Zabieraj te lodowate grabie!
- A myślałam, że wy wschodni bracia lubicie zimno – wyszczerzył się ponownie Czech.
- Nie mówcie do mnie, głowa mi pęka...
- Gdzie Mila?
- Zaszyła się w kryjówce Nosferatu, nie chcielibyście jej widzieć...
- Ja tam nawet na co dzień nie chcę jej widzieć – odparł chamsko Georgi, przypomniało mu się jak ostatnio dostał bitą śmietaną prosto w idealnie natłuszczoną cerę.
Yuri do końca dnia, z małymi przerwami spędził na lodzie. Jego układ Agape, miał wyćwiczony do perfekcji. Nie sądził, by coś mogło pójść nie tak. Wystarczy, że będzie myślał o dzieciństwie, dziadku, wszystkich szczęśliwie spędzonych chwilach i będzie dobrze.
Wieczór nadszedł szybko. Tłumy ludzi zajęły wszystkie wolne miejsca na trybunach. Pomimo, że to dopiero pierwszy etap zawodów i tak cieszył się niezwykłym zainteresowaniem. Większe i mniejsze grupki „Aniołków Yuriego" trzymały transparenty z jego imieniem oraz podobiznami. Na głowy założyły idiotyczne kocie uszy, to ich znak rozpoznawczy. Piszczały przy tym i skandowały jego imię jak szalone. Nie mógł się skupić. Gdy usłyszał swoje imię i nazwisko, lekko się spiął. Nie miał przy sobie telefonu, nie mógł już napisać Otabekowi, żeby przyjechał i zabrał go, gdzieś, gdzie będzie mógł się porządnie wypłakać i wyżyć przed występem. Zaraz, po co mu Otabek?
Wjechał na lód. Hałas ustał. Odciął się od wszystkich myśli. Pierwsze ruchy. Poszło mu dobrze. Dziadek. Wspólne, zimowe spacery. Wiśniowe przekąski. Wsparcie. Dziadek podarował mu pasję. Połowa choreografii już za nim. Wyglądało na to, że skończy bez żadnej pomyłki. Ale nagle miejsce dziadka zastąpił czarnowłosy chłopak. Skórzana kurtka. Krzyczał coś. Jego twarz wyrażała wściekłość. Już wyciągał ręce, by go uderzyć. Lekkie zachwianie. Zupełnie zepsuty skok. Yakow chyba łapię się za głowę. Ręka dociera do niego, ale nie uderza. Jest delikatna. Twarz od razu traci ostre rysy, które łagodnieją. Chyba po policzkach płyną mu łzy. Nie płacz. Nienawidził widzieć czyichś łez. Cierpiał wtedy razem z nim. Koniec. Tłumy wiwatują. Nie, to chyba jego łzy. Nie wyszło, wszystko zniszczył. Padł na kolana, ze zmęczenia, ale i rozpaczy. Co powie japoński prosiak?
CZYTASZ
Calineczka| Otayuri
Fanfiction|Zakończone| Kazachstańscy hokeiści w połączeniu z Yurim Plisetskym na jednym lodowisku to zdecydowanie nienajlepszy pomysł. To moje pierwsze opowiadanie, więc nie jest zbyt górnolotne, dlatego proszę o wyrozumiałość 😊